[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mimochodem i znowu zaczęła płynąć.
Olaf popłynął tak\e, tylko \e w drugą stronę. Musiał się przecie\ choć trochę przygotować.
Zawsze tak robił, idąc na spotkanie z tubylcami. Uczciwie jednak przyznawał, \e te parę minut
mógłby jeszcze pobyć w wodzie.
*
Kiedy ju\ był w swoim pokoju i kończył się ubierać, przyszło mu na myśl, \e przecie\ nie
musiał jej brać ze sobą. Przez chwilę kontemplował to osiągnięcie własnego intelektu z niepo-
kojem. Czemu wcześniej na to nie wpadł? Ale zaraz się uspokoił. Przypomniał sobie, \e z reguły
zawsze dochodził do tej myśli w czasie wspólnego pobytu z Ewą. Widać miał w sobie coś z ma-
sochisty.
 Jeszcze się nie ubrałeś?  dobiegł go nagle jej głos. Mamy przecie\ tylko pół godziny
czasu, a nie wypada, \eby dwoje szlachetnie urodzonych spózniało się z wizytą do innego
szlachetnie urodzonego  dokończyła naśladując świetnie monotonny głos Jansena, komendanta
Stacji.
 Nigdy nie nauczysz się pukać?  udało mu się to powiedzieć z prawie szczerym
ubolewaniem.
 A muszę?  zapytała z przekornym uśmiechem.
Oczywiście, \e nie musiała. Olaf o tym świetnie wiedział i ona wiedziała, \e on wie itd.
Mo\na to było odmieniać we wszystkich przypadkach i zawsze trafić w dziesiątkę. Tote\ nie
odpowiedział na jej zaczepkę, tylko pochylił się nad intercomem i połączył z dyspozytornią.
79
 Proszę o dwuosobową lektykę z czterema nosicielami i sześcioma robotami ochrony!
 Polecenie przyjęte. Dostawa za dziewięćdziesiąt sekund  odpowiedział metalicznym
głosem komputer.
 A czy to wypada, \eby szlachetnie urodzony Olaf ze swoją szlachetnie urodzoną
siostrzenicą włóczył się z sześcioma robotami ochrony, niczym jacyś wulgarni marszandzi? 
usłyszał lekko drwiący głos Ewy.
 Racja  odparł krótko i ponownie pochylił się nad intercomem.  Zmieniam polecenie.
Proszę o dwanaście robotów ochrony!
 Przyjęte.
 Dziękuję szefie. Poczekaj na mnie przy wyjściu! Zrobię ci w zamian małą niespodziankę 
mruknęła Ewa i bezszelestnie ulotniła się z pokoju.
*
 Teraz ona się guzdrze  mruknął z rozdra\nieniem, przekręcając się któryś ju\ raz z kolei
na niewygodnym posłaniu lektyki. Pomyślał, jak zwykle zresztą w takich sytuacjach, \e trzeba
będzie coś zrobić z obyczajami tubylców. Chocia\by te lektyki. Przecie\ mo\na było jechać
samochodem. Ale nie. Zeończycy ubzdurali sobie, \e arystokracji to nie wypada. Na Ziemi zaś
ktoś wydał zarządzenie, w wyniku którego wy\si funkcjonariusze Eksperymentu mogli
przebywać na planecie jedynie pod przykrywką arystokracji. Ponoć chodziło o ich
bezpieczeństwo. A Olaf był właśnie wy\szym funkcjonariuszem, więc musiał dostosować się do
obyczajów arystokracji. Chocia\ akurat z tymi lektykami było trochę inaczej. Zwyczaj ten
powstał samorzutnie, bez interwencji Stacji, a poniewa\ mieścił się w granicach błędu, więc nie
było sensu interweniować. Jak Olaf sam obliczył zniknie on za pięć lat po kolejnym impulsie
przyspieszającym.
 No, ju\ jestem  wyrwał go z rozmyślań radosny głos Ewy, która zwinnie sadowiła się
obok niego w lektyce.
 Nareszcie!  Ju\ myślałem, \e przyjdzie mi wrosnąć w to ło\e  burknął ze złością.
 Ruszajcie! Na co czekacie?  krzyknął w stronę nosicieli.
 Ale\ się wczułeś w rolę  mruknęła Ewa.  Przecie\ to tylko roboty.
 Przepraszam. Jak zwykle masz rację.
Teraz dopiero przyjrzał się jej uwa\nie, Co to za niespodzianka? Ubrana była szalenie
elegancko. Miała na sobie szkarłatną suknię bez rękawów, luzno opinającą całe ciało a\ pod
szyję. Całość zakończona była wysokim, obcisłym kołnierzem oplecionym złotą obro\ą, z której
zwisały rozmieszczone naokoło pręciki, zakończone małymi główkami. Jej czoło zdobiła
podobna obro\a, ale ju\ bez wisiorków. Wisiorki zwisały za to z jej uszu i z łańcuszka słu\ącego
za pasek. O co więc chodzi? Gdzie ta niespodzianka? Ju\ miał ją o to zapytać, gdy nagle
uświadomił sobie, \e jest ubrany dokładnie tak samo jak ona, z tym tylko, \e bez kolczyków
80
i wisiorków. Ale przecie\ często chodzili ubrani jednakowo. Więc to nie to. Nagle spojrzał
uwa\nie na główki przy obro\y na szyi. Przedstawiały one nikogo innego jak... Olafa zza Mórz,
Pana Zeonii  gdzie się aktualnie znajdowali  oraz ośmiu innych miast. Najbogatszego
i najpotę\niejszego arystokratę Drugiego Kontynentu.
 Nareszcie na to wpadłeś  usłyszał obra\ony głos Ewy.
 Co to ma znaczyć?  zapytał, bardziej zaskoczony ni\ oburzony.
Mogę zdjąć, jak chcesz.
 Nie gniewaj się!  głos mu nagle złagodniał.
W odpowiedzi wzruszyła tylko ramionami i zaczęła wyglądać przez zasłonę lektyki.
 No ju\, przepraszam  wziął delikatnie rękę i ucałował ją.
Nie broniła się.
 Myślałam, \e się ucieszysz mruknęła, trochę ju\ udobruchana.
 Przepraszam. Bardzo się cieszą. Naprawdę  odpowiedział niezdarnie.  No ju\. Daj buzi
na przeproszenie  dodał i pocałował ją leciutko w czoło.
 To ma być według ciebie buzi?
Jasne, \e nie. Olaf wolał jej jednak nie wtajemniczać w przyczyny swej wstrzemięzliwości.
Na Zeonii wisiorki te oznaczały, \e dziewczyna jest ju\ z kimś zaręczona. Z tym, \e zamiast
podobizny wybrańca zawieszało się podobiznę swata. Znowu paradoks i te\ w granicach błędu.
Olaf wiedział jednak, \e dla nich obojga ten gest znaczył coś zupełnie innego...
*
Zabawę u Narbona słychać było z daleka. Muzyka i piski rozbawionych gości przeplatały się
z ponawianymi co jakiś czas chóralnymi okrzykami zachwytu.
 Pewnie znowu wymyślili jakiś nowy rodzaj egzekucji mruknął Olaf z niesmakiem.
 Czemu wreszcie nie zlikwidujemy tych barbarzyńskich zwyczajów  zapytała Ewa.
 Wiesz przecie\, \e nie mo\na wszystkiego na raz. Za jakieś dwadzieścia lat nie pozostanie
tu po tym nawet śladu. Teraz jednak jest to niemo\liwe.
 Mam nadzieję, \e ten dureń będzie miał na tyle taktu, \eby skończyć tę rzeznię przed
naszym przybyciem.
 Nie martw się o to. Zaręczam, \e ju\ w tej chwili sprząta ślady, \eby nas nie urazić 
odpowiedział Olaf, uśmiechając się mimo woli na wspomnienie Narbona. Kiedyś urządził mu
taki bałagan w jego włościach, \e biedny gubernator  bo Narbon był oficjalnym gubernatorem
Zeonii  przez pół roku musiał naprawiać szkody wyrządzone przez roboty Olafa. Dzięki temu
przekonał się, \e Olaf zza Mórz nie lubi publicznych egzekucji. Nie bardzo natomiast wiedział
skąd bierze się ta niechęć, ale był na tyle sprytny, \eby nie interesować się zbytnio nie swoimi
sprawami.
81
 O, właśnie ju\ idzie! Ewa nie kryła swego lekcewa\enia.  I pomyśleć, \e ta kreatura jest
naszym dziełem.
 No, koniec \artów mój zastępco. Teraz jesteśmy na słu\bie.
 Rozkaz, szefie.
 Witam szlachetnego Olafa, Pana na...  Narbon, który właśnie nadbiegł zdyszany
w otoczeniu swej świty, zamierzał najwidoczniej uczcić swoich gości wyliczeniem wszystkich
ich tytułów. Trwałoby to stanowczo zbyt długo.
 Znam swoje tytuły  przerwał mu Olaf znudzonym głosem  więc nie wysilaj się!
Narbon posłusznie przerwał wyliczankę i skłonił się usłu\nie a\ po ziemię. Tymczasem Olaf
wyskoczył z lektyki i podał rękę Ewie. Roboty ochrony natychmiast otoczyły ich oboje. Po
sześciu na osobę.
 Idzcie do kuchni!  rzekł Narbon władczo do czwórki nosicieli lektyki.
Ci jednak trwali nieporuszenie na swoich miejscach. Ewa i Olaf uśmiechnęli się do siebie.
Nosicielami te\ były roboty, które przyjmowały rozkazy tylko od nich dwojga, lecz Narbon nie
wiedział o tym, bowiem w ogóle nie miał pojęcia, co to są roboty. Tak dalece Ziemianie jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl