[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się kłócić jeszcze przed ślubem!
Oboje jednocześnie unieśli wzrok. Obok stolika stała Thais
i wpatrywała się w nich pytająco. Była bardzo elegancko ubra­
na. Miała żółtą pelisę i dobrany do niej kolorem czepek.
Nico natychmiast wstał.
246
- Dzień dobry, lady Margate.
-Lady Margate? Od kiedy stałeś się taki formalny? -
Uśmiechnęła się serdecznie do Cecily. - Jak się miewasz, mo­
ja droga? Strasznie mi nudno bez ciebie. Nie masz pojęcia, jak
bardzo brakuje mi naszych pogawędek.
- Może do nas dołączysz? - zaproponowała Cecily uprzej­
mie.
- Jeśli Severin nie będzie miał nic przeciwko temu. Pewnie
chce cię mieć tylko dla siebie. - Rzuciła mu przekorne spoj­
rzenie.
- Owszem - odparł oschle.
- Nico tylko tak żartuje - wtrąciła pospiesznie Cecily. -
Bardzo cię proszę, usiądź z nami.
- Dziękuję. - Thais zajęła krzesło naprzeciwko Cecily. Po
chwili wahania Nico usiadł obok niej. - Widzę, że byliście na
zakupach. Co upolowaliście?
- Maski - oświadczył Nico zwięźle. Było oczywiste, że to­
warzystwo lady Margate nie sprawia mu przyjemności.
- Maski? Na maskaradę u Westonów? Cudownie! A gdzie
je kupiliście?
-W niewielkim sklepiku, który poleciła nam Eleanora.
Nieopodal.
- Wobec tego i ja będę musiała go odwiedzić, bo nic jeszcze
nie mam! - Popatrzyła na kelnera, który powrócił, by przyjąć
od niej zamówienie i poprosiła go o kawę. Po jego odejściu
uśmiechnęła się do Nica. - Za każdym razem, kiedy trafiam
na ten plac, przychodzi mi na myśl Angelina. Tak bardzo go
kochała... Pamiętasz, jaka była zrozpaczona, kiedy Napoleon
zabrał konie?
- Tak - powiedział Nico ze ściągniętą twarzą.
- Mogę sobie tylko wyobrazić, jak byłaby zachwycona ich
247
powrotem! - Lady Margate spojrzała na Cecily. - Angelina
była uroczą dziewczyną. Bardzo przypominała Marianę. Kie­
dy zobaczyłam twoją córkę po raz pierwszy, od razu pomyśla­
łam o Angelinie. Jaka szkoda, że jej nie poznałaś. Jestem pew­
na, że byłabyś nią oczarowana, prawda, Severin?
Cecily poczuła dławiący ucisk w gardle, gdy popatrzyła na
ponurą twarz Severina. Pośpiesznie odwróciła się do Thais.
- Och, jestem całkiem pewna, że byłabym nią zachwycona.
- Z ulgą dostrzegła, że idzie ku nim kelner z tacą. - O, jest na­
sze zamówienie, dzięki Bogu. Po prostu umieram z głodu.
Żeby tylko Thais skupiła teraz uwagę na ciastkach i kawie!
Kelner postawił tacę na sąsiednim stoliku i zaczął rozsta­
wiać talerzyki. Po jego odejściu Thais upiła łyk kawy i wes­
tchnęła.
- Kiedy tu przychodziliśmy, Angelina zawsze zamawiała lody
cytrynowe - zauważyła. - Aż do tej chwili zupełnie o tym nie
pamiętałam. Przychodziliśmy tutaj we trójkę. Tylko, naturalnie,
wtedy nie byłeś zaręczony z Cecily, ale z Angeliną. - Wzięła wi­
delec i spokojnie nabiła na niego kawałeczek ciastka.
Cecily pomyślała, że Thais z wyjątkowym okrucieństwem
usiłuje zranić Nica. Postanowiła, że nie dopuści do dalszej
rozmowy na temat Angeliny.
- Czy wybrałaś już sobie kostium na maskaradę? My nie
rozmawiamy o niczym innym. - Natychmiast zaczęła trajko-
tać o rozmaitych pomysłach podsuwanych jej przez Eleano-
rę, a kiedy wyczerpała temat, drobiazgowo opisała perypetie
bohaterów książki, którą właśnie skończyła czytać. Thais nie
miała szans wtrącić choćby słówka, gdyż Cecily bezustannie
ją zagadywała. Była całkowicie świadoma tego, że Nico patrzy
na nią, jakby postradała zmysły, ale przynajmniej nie miał już
tej koszmarnej ponurej miny.
248
Kiedy zapłacili rachunek, od razu wstała.
- Bardzo miło cię było spotkać, Thais, ale naprawdę musi­
my już wracać do domu.
- Doskonale rozumiem. - Lady Margate uśmiechnęła się
niewinnie. Popatrzyła na Nica. - Mam nadzieję, że jeszcze
trafi się nam okazja do rozmowy o Angelinie. Tęsknię za nią
tak samo jak ty.
Odeszła, zanim zdołał cokolwiek odpowiedzieć.
Cecily dotknęła jego ramienia.
- Musimy iść - powiedziała.
Spojrzał na nią tak, jakby całkiem zapomniał o jej istnieniu.
- Tak. Musimy - powtórzył mechanicznie.
Niewiele mówił podczas podróży do domu. Cecily nie
miała pojęcia, czy w ogóle zdaje sobie sprawę z jej obecności.
U szczytu schodów, tuż przed drzwiami do salonu, zatrzy­
mał się nagle.
- Zobaczymy się na kolacji - powiedział.
- Tak. Dziękuję, Wasza Wysokość. - Odwróciła się i odeszła.
Nie pragnął jej obecności, a ona wiedziała, że nic, co powie,
nie zdoła mu pomóc.
Rozdział dziewiętnasty
Nico spojrzał na Cecily, która pojawiła się na progu salo­
niku i wstrzymał oddech. Przebrała się na maskaradę za da­
mę z ubiegłego stulecia. Jej suknia z haftowanego jedwabiu
w kolorach ecru i zieleni podkreślała wąską talię i pełne pier­ [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl