[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dotarli do miejsca zakotwiczenia łodzi. Po chwili żaglowiec
zaczął sunąć po wodach oceanu.
Lucy wygodnie usadowiła się przy tylnej ścianie otwartego
kokpitu, jedną rękę oparłszy na rumplu. Jim wcisnął się
pomiędzy rumpel a nią, tak że nawet nie sposób było się ruszyć.
Kiedy otoczyło ją jego ramię, przyjęła to jako naturalną kolej
rzeczy.
- Teraz łowimy - zarządził.
- Nie mamy wędek - stwierdziła.
- Maude ma swoją na dziobie. My popatrzymy. Dziewczynka
siedziała okrakiem na dziobie z wędką w ręku i linką zanurzoną
w wodzie.
- Czy kiedykolwiek złapano jakąś rybę w tym rejonie?
RS
91
Lucy ciężko chwytała powietrze. Męska dłoń oparta na jej
ramieniu niebezpiecznie zbliżała się do jej piersi.
- Nigdy o tym nie słyszałem - odparł. - Ale to nie ma
znaczenia. Maude jest wszystko jedno, a my mamy już rybę do
usmażenia. - Jego ręka głaskała jej piersi, okryte jedynie cienką
bawełną sukienki. Lucy podskoczyła nerwowo.
- Jestem głodna - paplała. - Jeśli w koszyku jest jakaś
kanapka...
- O Boże, zapomniałem - westchnął. - Jesteś pewna, że nie
pochodzisz od purytańskich osadników?
- Tatusiu? - W głosie Maude zabrzmiał niepokój. Jim spojrzał
na nią. - Tatusiu, miasto właśnie zniknęło.
Obejrzał się. Mgła wpełzła do zatoki, przysłaniając wszystko
w polu widzenia. W tej samej chwili coś zaczęło dzwięczeć w
jego kieszeni. Wyjął małe plastikowe pudełeczko.
- Hej, przepraszam, ale ktoś mnie potrzebuje w banku. Lepiej
wracajmy do domu.
Wstał, w rekordowym tempie podniósł kotwicę i rozwinął
żagiel. Aódz przechyliła się nieco, przecinając fale. Skierowali
się prosto na latarnię w Ned's Point. Za nimi wyła potężna
syrena mgłowa.
- Jak przyjemnie - wyszeptała Lucy, przeciągając się i
odprężając. - Jedyne, co musimy zrobić, to...
- Modlić się - dokończyła Maude.
Wiatr, który przez chwilę wydymał żagiel, zamarł i ogromny
kawał płótna wisiał, kiwając się bezwładnie w przód i w tył.
Aódz zatrzymała się.
- Nie jestem pewna, ale chyba przegrywamy ten wyścig -
powiedziała Lucy. - Co teraz, kapitanie?
- To bardzo proste.
Schylił głowę pod kołyszącym się bomem i wyciągnął parę
masywnych wioseł.
- O, nie - jęknęła Lucy.
- Coś nie tak? To tylko wiosła, dziewczyno.
RS
92
- Tylko wiosła, rzeczywiście - warknęła. - Sześć lat temu
wybrałam się na randkę z Hoagym Smithem.
Była mgła i skończyła nam się benzyna. Dobrze to pamiętam.
Cztery godziny zabrało nam wiosłowanie z powrotem do
przystani.
- Cieszę się, że jesteś obeznana z tymi przyrządami - rzekł Jim
Proctor. - Siadaj przy lewej burcie, a ja przy prawej. Maude, ty
przejmiesz ster. W porządku?
- W porządku - odparła Lucy. - Ale jak długo musimy
wiosłować i kto wie, dokąd sterować?
- Do Ned's Point jest około mili. Nie powinno to długo
potrwać. To jest lekka łódka z włókna szklanego. Ja będę
wskazywał kierunek. Znam tutaj każdą skałę i każdą mieliznę.
- O, z pewnością - przytaknęła posępnie Lucy. Włożyła długie
wiosło w dulkę i poddała swe mięśnie próbie. Poczuła w nich
ból, zanim łódz ruszyła.
- Nie chcielibyśmy wiosłować w kółko. - Jim pouczał małą,
pokazując jej zestaw kompasów.
Aódka była tak lekka, że wystarczyło parę uderzeń wiosłami,
by zaczęła płynąć. Otuliła ich mgła, przepuszczając plamę
światła o średnicy piętnastu metrów.
- Tatusiu, nie podoba mi się to - jękneła Maude.
- Nie ma się czym martwić - odparł bankier, pocąc się obficie.
- Znam każdą mieliznę i każdą skałę w tym rejonie.
W tym momencie rozległo się głuche uderzenie. Aódz na
chwilę zatrzymała się, po czym, zebrawszy na nowo siły,
ponownie ruszyła naprzód.
- Widzisz? - skomentował Jim. - To była właśnie jedna z nich.
- Jakie zabawne! - rzuciła córka, wzmacniając uchwyt na
rumplu. - Lucy! Zrób coś!
- Właśnie robię. - Lucy brakowało już tchu.
Pochyliła się nad swoim wiosłem, starając się dopasować do
rytmu pracy Jima. Nie było to łatwe.
- Czy płyniemy w dobrym kierunku, Maude?
RS
93
- Nie wiem - odparło dziecko. - Wszystkie kierunki wyglądają
tak samo.
- Patrz na kompas!
Po raz pierwszy Lucy słyszała, jak krzyczał na dziecko. Była
[ Pobierz całość w formacie PDF ]