[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dobrze jak ty, ale byłem w White Hills i kupiłem parę kanapek, coś do
picia i deser. Po południu dotarło do mnie, że nie ma mowy, żebym
cię ściągnął na plantację, jeśli cię czymś nie wywabię z biura.
Pomyślałem, że o tej porze będziesz już pewnie głodna.
Nie była. Póki nie spojrzała na niego. I wtedy zdała sobie sprawę
z pustki ziejącej w jej wnętrzu, z tęsknoty, którą czuła od dawna.
- Mam niewiele czasu - ostrzegła.
Skinął głową, jakby się tego spodziewał, i znowu poruszył torbą.
W powietrzu rozniósł się zapach szczypiorku, wołowiny i żytniego
chleba.
- Zwykle nie jem czerwonego mięsa - stwierdziła dwadzieścia
minut pózniej, pochłaniając drugą kanapkę.
- Widzę, że nie bardzo je lubisz.
- I nigdy nie kupuję frytek. Są strasznie niezdrowe.
63
RS
- Mhm - przytaknął.
Otworzył drugą paczkę frytek i wysypał je na serwetkę.
Nie wiedziała, jakim cudem udało mu się ją wyciągnąć na ten
piknik. Zdaje się, że metodą Flecisty z Hammeln: szedł przed nią z
torbą jedzenia, a ona po prostu pozwoliła się zaprowadzić cudownej
woni do samochodu. Zanim zdążył rozłożyć obrus na szczycie
wzgórza obok pola lawendy, ona już jadła.
Musiała przyznać, że jest miły. Nie powiedział ani słowa, gdy
zmiatała drugą porcję frytek. Miała okropne wyrzuty sumienia - tyle
tłuszczu i soli - ale smakowały wspaniałe.
- Nigdy nie jem tak dużo. Pewnie myślisz, że jestem żarłoczna
jak prosię.
- Fakt. Zawsze podziwiałem żarłoczne kobiety. I skąpe. A ty
jesteś okropnie skąpa. Przyglądałem się, jak traktujesz te dziewczynki,
które dla ciebie pracują. Patrzą w ciebie jak w obraz.
- Nabijasz się ze mnie?
- Skądże. Podziwiam cię, chere.
Kiedy uznał, że się najadła, znowu otworzył torbę.
- Ciasteczka migdałowe. I jeszcze trochę herbaty malinowej.
Obawiam się, że kupiłem za mało.
Było jej tak dobrze w jego towarzystwie, że musiała się
roześmiać. Zaraz jednak wróciła do rzeczywistości. Nie powinna się
czuć swobodnie. Nie tutaj.
Nieraz przychodziła w to miejsce. Ostatecznie przez ubiegłe trzy
lata posadziła tu dwadzieścia akrów lawendy. Lecz o uprawę dbała
64
RS
Camille, odkąd kiedyś przyjechała wczesną wiosną i zobaczyła, jak
bardzo zaniedbane jest pole. Zwymyślała wtedy Violet od wariatek.
To było chore. Oczywiście Violet zdawała sobie sprawę, że
będzie musiała przyjść tu z Cameronem; musieli omówić kwestię
zbiorów. Poza tym jednak zapominała na długie okresy, jak bolesne
skojarzenia budzi w niej lawenda.
Zcisnęło ją w gardle, gdy patrzyła na równe rzędy niskich kęp.
Zanim zjawiła się Camille, stanowiły splątaną masę nieporządnych
pędów. Nadal nie wyglądały idealnie. Violet, która zawsze troszczyła
się o wszystko, po prostu rzuciła nasiona na ziemię i zostawiła je
własnemu losowi.
- Powiedz, co zamierzałaś z tym zrobić? - spytał Cameron cicho.
Jego głos był łagodny, poważny, lecz nie potrafiła wydusić
słowa - nie w tym momencie.
Zapach lawendy przesycał ciepłe powietrze. Pączki dopiero się
rozwijały, bo była to pózna odmiana. Będą kwitły przez cały sierpień;
pod koniec lata zapach stanie się nie do zniesienia, przemknie
wszystko.
Kwiaty miały barwę bladofioletową, zapach był jeszcze lekki,
niepodobny do niczego: czysty i świeży. %7ładen inny kwiat, żadne inne
zioło nie pachnie podobnie.
- Violet?
Nie patrząc na niego, wskazała gestem pole.
- Nasza mama... na imię jej Margaux... zawsze uprawiała
lawendę koło domu. To ona wszystkiego mnie nauczyła. Istnieje wiele
odmian lawendy, ale z grubsza można je podzielić na dwa
65
RS
podstawowe typy. Pierwszy to lawenda angielska", chociaż
naprawdę nie pochodzi z Anglii. Drugi spotyka się zwykle we Francji
i Hiszpanii.
Cameron siadł wygodniej.
- Mów dalej.
- Okej. Rzecz w tym, że najlepszy olejek do produkcji perfum
otrzymuje się z odmiany angielskiej. O czym pewnie wiesz, tak?
- Coś tam słyszałem, ale nie przerywaj. Chcę wiedzieć, jak to
zrobiłaś, jak otrzymałaś swoją krzyżówkę.
Ucisk w gardle zelżał. Cameron z pewnością wiedział to
wszystko, skoro był chemikiem, ale mówiąc, mogła się opanować.
- No więc... wiedziałam od mamy, że każda odmiana ma swoje
zalety. Właściwie nie interesował mnie olejek, bo już wtedy
wiedziałam, że potrzeba mnóstwo kwiatów, około dwustu
pięćdziesięciu kilogramów, na parę mililitrów. Lecz niektóre linie
mają mocniejszy zapach i kolor. Niektóre są odporniejsze na warunki
środowiska.
Nie chciała myśleć o dzieciach. Chciała mówić tak długo, aż się
opanuje i znowu będzie mogła spojrzeć na Camerona z uśmiechem.
- Po rozwodzie miałam sporo wolnego czasu. A Daisy przysłała
mi parę interesujących odmian, więc dla zabawy zaczęłam robić różne
eksperymenty w szklarni. Pozbierałam rozmaite okazy z okolicy i
ulubione odmiany matki. Chciałam zobaczyć, czy uda mi się połączyć
najlepsze cechy moich ulubionych odmian.
- Po co?
- Dla przyjemności. %7łeby zobaczyć, czy to potrafię. I...
66
RS
Urwała.
Kłamała. Obrazy napływały jeden po drugim.
Mężczyzna, którego kiedyś poślubiła, wierząc, że to miłość na
całe życie. Wszystkiego, co wiedziała o seksie, nauczyła się od
Simpsona - wszystkich niewłaściwych rzeczy. %7łe facet zawsze musi
osiągnąć orgazm, inaczej cierpi. %7łe nie może zaczekać. %7łe Prawdziwa
Kobieta zawsze szczytuje. I na koniec, że Prawdziwa Kobieta zawsze
zachodzi w ciążę, jeśli tylko facet jest płodny, a nasienie Simpsona -
zrobił sobie testy - było pierwsza klasa. To ona miała za wąskie
jajowody.
- Violet, co się dzieje? - zapytał Cameron cicho. Wpatrywała się
w lawendowe pole, aż mgła zniknęła.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]