[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zapuszkowaniu nas za narkotyki - przylecieliśmy na waszą słoneczną planetę z muzyką znaną we wszystkich
zakamarkach Kosmosu. Z wielką przyjemnością dedykuję pierwszy kawałek samemu koncertmistrzowi,
Svinjarowi... -Ten skinął głową na zgodę i mogłem już huknąć z bębnów po otaczających polach.
- Utwór, który wszyscy poznacie i mam nadzieję, pokochacie. Coś, co możemy wspólnie przeżywać, czym
możemy się dzielić, z czego możemy razem cieszyć się, śmiać i płakać.
przedstawiam wam naszą własną i oryginalną wersję klasyka muzyki współczesnej -  Zwierzbiące stopy"!
Rozległy się okrzyki zachwytu, wrzaski bólu i dzikiego entuzjazmu. Wybuchnęliśmy przesterowanym i bardzo
chwytającym -jeśli nawet nie świerzbiącym - kawałkiem.
Budzę się o świcie, widzę rzeki bieg
Mgła się tam podnosi, dreszcz przeszywa mnie
Drżą na drzewach liście, błyszczy w trawie rosa
Ciągle widzę ciebie... jesteś naga... bosa...
Tak daleko znowu jesteś dziś
To okropne... powiem tylko ci
Galaktyka jest ogromna, lubię krążyć w niej
Wśród gwiazd i dalej, już nie zmienisz mnie
Moje stopy...
Stopy świerzbią mnie, stopy świerzbią mnie
Każą gnać przed siebie
Moje stopy świerzbią, stopy świerzbią mnie
Każą gnać przed siebie... stopy świerzbią mnie!
Stopy świerzbią mnie, stopy świerzbią mnie!
Każą gnać z miejsc do miejsc
Dziś sam już nie wiem, co ze mną jest
Kiedy tak gnam, zobaczyć ciebie nie mam szans
Wciąż głębiej brnę w ten galaktyczny trans.
Wierzcie lub nie, ale słyszałem tupot świerzbiących stóp. Oraz mnóstwo okrzyków zachwytu i. radości,
kiedyśmy skończyli. Wsparci entuzjazmem, zagraliśmy jeszcze dwa numery, a potem ogłosiłem przerwę.
- Dziękuję, kochani, bardzo dziękuję - jesteście wspaniałą publicznością. A teraz dajcie nam łaskawie kilka
minut, zaraz wracamy...
- Zwietna robota, faktycznie bardzo dobre - oznajmił Svinjar. Podszedł do mnie kaczkowatym chodem i wyrwał
mi mikrofon z kołnierza. - Wiem, że wszyscy słyszeliśmy ten zespół przedtem z nagrań, więc ich wspaniały
występ nie jest dla nas specjalną niespodzianką. Jednak widzę coś pięknego w tym, że grają dla nas osobiście.
Jestem im za to wdzięczny - wiem, każdy z was odczuwa wdzięczność. - Odwrócił się i wyszczerzył do mnie
zęby. W jego uśmiechu nie było śladu ciepła ani dobrego humoru. Wykręcił się z powrotem i rozłożył szeroko
ramiona.
- Odczuwam taką wdzięczność, że przygotowałem dla wszystkich drobną niespodziankę - chcecie ją poznać?
Odpowiedziała mu absolutna cisza - i szuranie nogami wykradających się chyłkiem widzów. Widocznie nie gus-
towali w drobnych niespodziankach Svinjara. Mieli rację.
- Jazda! - wrzasnął do mikrofonu, tak głośno, że jego wzmocniony bas potoczył się jak grzmot. - Raz, dwa, trzy,
HOP!
Zatoczyłem się i o mały włos nie upadłem, kiedy scena podskoczyła i zadygotała. Rozległ się wrzask męskich
głosów, a spod naszych stóp wystrzeliła zgraja uzbrojonych mężczyzn, rozgarniających osłonę z liściastych
gałęzi. Pojawiało ich się coraz więcej; wywijając pałkami i wrzeszcząc jak opętani rzucali się na uciekającą
publiczność.
Patrzyliśmy w osłupieniu, jak kobiety i mężczyzni padają pod ciosami maczug, a potem jak ich skuwają i wiążą.
Atak był błyskawiczny, okrutny i szybko dobiegł końca. Pola opustoszały, ostatni widz się ulotnił. Pozostali byli
skrępowani i leżeli cicho albo wyli z bólu. Nad jękiem cierpienia unosił się czysto i wyraznie śmiech Svinjara.
Drab kołysał się w fotelu owładnięty sadystycznym nastrojem, a po jego policzkach toczyły się łzy.
- Ale skąd... - zaczęła Madonetka. - Skąd się oni wzięli? Na początku koncertu pod deskami nie było żywej
duszy.
Skoczyłem na ziemię, rozkopałem kilka gałęzi i zobaczyłem ziejący otwór tunelu. Był schowany pod przysypaną
ziemią pokrywą, odrzuconą teraz na bok. Usłyszałem głuchy stuk i obok mnie wylądował Svinjar.
- Wspaniały, nie? - Pokazał ręką na tunel. -Moi ludzi żłobią go od miesięcy. Wydobyty piasek wkopują w błoto
podczas deszczu. Planowałem jakiś zlot, trochę prezentów, coś bardzo nieokreślonego. A nagle wy się zjawiacie!
Gdybym umiał odczuwać wdzięczność, to bym was błogosławił. Ale nie umiem. Zlepy traf. I tryumf ludzi - to
znaczy mój -którzy mają dość rozumu, aby wykorzystać sytuację. Teraz skromna uroczystość. Zjemy, wypijemy
i pogracie dla mnie.
Odwrócił się i wydał polecenia, a przy okazji dał kopniaka jednemu ze swoich nowych niewolników, który się
akurat napatoczył.
- Przyjemnie byłoby go uśmiercić - oznajmiła Madonetka. Wypowiedziała się za wszystkich, jeśli kiwanie
głowami cokolwiek znaczyło.
- Ostrożnie - przestrzegłem. - Na razie on ma wszystkie atuty i swoich zbirów. Dajmy koncert i pomyślmy, w
jaki sposób można pózniej stąd nawiać.
Co nie zapowiadało się prosto. Ogromna chata Svinjara była wypchana jego ludzmi. Pijącymi, choć nie
pijanymi, chełpiącymi się swoimi osiągnięciami w piciu, pijącymi jeszcze więcej. Zagraliśmy jeden kawałek, ale
nikt nie słuchał.
Nie; Svinjar nadstawiał uszu. Słuchał i patrzył. Wreszcie pokuśtykał do nas i zdławił muzykę machnięciem ręki.
Opadł na fotel i jął bębnić palcami po rękojeści wielkiego miecza tkwiącego w kamieniu obok jego dłoni. Znowu
obdarzył mnie tym swoim fałszywym uśmieszkiem.
- Inaczej sobie wyobrażałeś tutejsze życie? Co, Jim?
- Trochę inaczej.
Jeśli szukał pretekstu, nie zamierzałem mu go dawać. Moje szansę nie przedstawiały się najlepiej.
- Sami układamy sobie nasze życie - i własne zasady. W dwupłciowych, uporządkowanych światach galaktyki
rządzą zniewieściali intelektualiści. Mężczyzni, którzy działają jak kobiety. My sięgamy w przeszłość, w czasy
prymitywnych, samczych, znaczących mężczyzn. Siła przez siłę. To mi odpowiada. I to ja tworzę zasady. -
Patrzył na Madonetkę w dziwnie lubieżny sposób. - Niezła wokalistka... i urocza dziewczyna - dodał i spojrzał
na mnie. - %7łona, powiadasz? Można na to coś poradzić? Niech no pomyślę... tak, można. Tam, na tak zwanych
cywilizowanych planetach, nic się nie da zrobić. Tutaj można. Bo masz do czynienia ze Svinjarem - a Svinjar
zawsze znajdzie jakieś wyjście.
Podniósł grubą rękę i puknął mnie w czoło.
- Na podstawie mojego prawa i obyczaju udzielam wam rozwodu. - Podniósł się na nogi, a jego giermkowie
ryknęli śmiechem z subtelnego dowcipu herszta.
- To niemożliwe. Tak nie można... Jak na swoje wymiary okazał się szybki, błyskawicznie wyciągając miecz z
wnęki przy tronie.
- Oto pierwsza lekcja dla mojej nowej panny młodej. Nikt nie sprzeciwia się Svinjarowi.
Błysnął miecz i poczułem na gardle jego ostrze.
ROZDZIAA 9
Odskoczyłem do tyłu, aby uniknąć cięcia, lecz potknąłem się o nogi jakiegoś człowieka i wpadłem na niego. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl