[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pólnego dążenia do rozkoszy, radując się szczególnie,
gdy Meg jej doznawała.
Czuła do niego pełne zaufanie. Biorąc to wszystko
razem, utwierdziÅ‚a siÄ™ w przekonaniu, że Marc jest naj­
lepszym z mężów. Nawet jeśli jej nie kochał, pomyślała
tuż przed zaśnięcie, przynajmniej się o nią troszczył.
A to już coś.
ROZDZIAA ÓSMY
Następnego dnia po południu hrabina Rutherford
uśmiechała się życzliwie, kiedy przedstawiano jej
sztucznie uprzejmych sÅ‚użących w wielkim holu Ru­
therford House, imponujÄ…cej budowli na Grosvenor
Square. Zanim doszło do prezentacji pokojówek, opadła
z sił pod ostrzałem niechętnych spojrzeń.
Przypomniawszy sobie żartobliwÄ… sugestiÄ™ męża do­
tyczącą zreformowania służby, zadrżała w duchu. Było
oczywiste, że ci ludzie szanowali i kochali swego pana,
niemniej, z całym szacunkiem, uważali, że poślubiając
nikomu nieznanÄ… dziewczynÄ™ z prowincji, w dodatku
o takim pochodzeniu, stracił rozum. Zerknęła na Mar-
cusa. Nie sprawiał wrażenia zaniepokojonego. Czyżby
nie zdawaÅ‚ sobie sprawy, jak bardzo jego ludzie sÄ… po­
ruszeni? Negatywnie poruszeni?
Gdy tylko ta mÄ™ka dobiegÅ‚a koÅ„ca, Marcus odprowa­
dził żonę do jej sypialni.
- Ten apartament należaÅ‚ do mojej matki. Może od­
poczniesz przed kolacjÄ…? Ja tymczasem udam siÄ™ do sio­
stry na Mount Street i powiadomię ją, że już jesteśmy.
Poproszę, żeby odwiedziła cię jutro z rana, naturalnie
jeśli sobie tego życzysz.
- Nie chcesz, żebym wybraÅ‚a siÄ™ tam z tobÄ…? - spy­
tała z wahaniem.
- Nie, Di powinna cię odwiedzić pierwsza.
- Ale... - Zarumieniła się lekko.
- Meg, nie wstydzę się ciebie. Myślę jednak, że
w tych okolicznoÅ›ciach lepiej bÄ™dzie, jeÅ›li najpierw zo­
baczę się z nią sam na sam. No, pocałuj mnie i znikam.
PodeszÅ‚a do niego, próbujÄ…c nie zdradzić swego pod­
niecenia. Ich wargi siÄ™ spotkaÅ‚y, a potem Marcus wyru­
szył do siostry.
Meg ani myślała o śnie. Była tak zaszokowana
wytwornym otoczeniem, że natychmiast zapragnęła
wszystko dokÅ‚adnie obejrzeć. Nigdy w życiu nie wi­
działa tak wspaniałej sypialni. Zciany obito jedwabną
tkaninÄ… o barwie bladego fioletu z czarnym szlakiem
i pÅ‚owożóltymi jedwabnymi lambrekinami. Na wy­
twornym gzymsie kominka z białego marmuru stało
wiele pięknych i zapewne cennych okazów chińskiej
porcelany oraz bogato zdobiony zegar, a nad komin­
kiem wisiało lustro w misternej złoconej ramie.
Aóżko różniÅ‚o siÄ™ jak dzieÅ„ od nocy od jej staromod­
nego topornego łoża w domu kuzyna Samuela. Czarne,
ze zÅ‚ocistymi ornamentami, miaÅ‚o baldachim w ksztaÅ‚­
cie kopuÅ‚y, a draperie z biaÅ‚ego muÅ›linu, obszyte gÄ™sty­
mi frÄ™dzlami i usiane zÅ‚otymi gwiazdami podtrzymy­
wał pozłacany kupidyn.
Czy to możliwe, że to cacko jest przeznaczone do
tego, by w nim sypiać? Za żadne skarby nie mogÅ‚a so­
bie wyobrazić, jak skromna Meg Fellowes ośmieli się
robić coś takiego. I zaraz spłonęła rumieńcem, bo zro-
145
zumiała, że bez trudu potrafi sobie wyobrazić wszystkie
inne rzeczy, do których nowa hrabina Rutherford będzie
obowiązana w tym łożu.
Pospiesznie przeniosła uwagę na resztę wyposażenia.
Zliczny skÅ‚adany stolik do herbaty staÅ‚ za pozÅ‚acanÄ… so­
fÄ…, a fotele, obite jedwabiem w tym samym odcieniu co
tkaniny na Å›cianach, ustawiono przed kominkiem. Wy­
tworna toaletka i taboret dopełniały umeblowania. W
pokoju rozstawiono kilka kandelabrów, teraz pustych.
Zapewne sÅ‚użba przyniesie Å›wiece pod wieczór. Oczy­
wiście woskowe, a nie łojowe, do jakich przywykła.
Delikatne pukanie w drzwi wyrwaÅ‚o jÄ… z rozkoszne­
go snu na jawie, w którym jej zmarły, nieopłakiwany
opiekun zsumował rachunki za te wszystkie kobiece
luksusy i w efekcie dostał ataku apopleksji.
- Proszę - zawołała, powstrzymując chichot.
Do sypialni weszła pokojówka.
- Za pozwoleniem, wniesiono na górę pani bagaże.
Przyszłam je rozpakować.
- Och, jak miło, bardzo ci dziękuję. - Uśmiechnęła
siÄ™ przyjaznie, co pokojówka przyjęła z wyraznym za­
skoczeniem. Meg zastanawiaÅ‚a siÄ™, czy dziÄ™kujÄ…c sÅ‚użą­
cej, nie postÄ…piÅ‚a zle. Jednak w innym przypadku za­
chowałaby się niegrzecznie, nawet jeśli to tylko służąca.
Zawsze dziękowała Agnes.
Wzmianka o rozpakowywaniu sprawiÅ‚a, że rozejrza­
ła się za jakimś miejscem, w którym można byłoby
umieścić suknie. Zmarszczyła czoło, zdziwiona, bo nie
dostrzegła szaf.
- Ale gdzie?
Kiedy pokojówka w milczeniu wskazaÅ‚a na we­
wnętrzne drzwi, zarumieniła się ze wstydu.
- Och, dziÄ™kujÄ™ ci. - Lady Rutherford z minuty na mi­
nutę przeobrażała się w prostą wiejską Meg Fełlowes.
Garderoba! Ile jeszcze gaf przyjdzie jej popeÅ‚nić? Gzy bÄ™­
dzie się o nich mówić i szydzić z nich w pomieszczeniach
dla służby?
Podejrzliwa dotąd pokojówka uświadomiła sobie, że
nowa pani nie jest sprytną latawicą, tylko młodą damą,
która znalazła się w całkiem obcym, onieśmielającym
otoczeniu. Lucy Brown nie chciała porównywać się
z lepszymi od siebie, ale przypomniała sobie swój
pierwszy posiłek w jadalni dla służby, kiedy niechcący
usiadÅ‚a na miejscu przeznaczonym dla głównej po­
kojówki, za co przez jakiś czas bojkotowano ją za to
straszne odstępstwo od zasad bon tonu.
- Niech siÄ™ pani nie przejmuje, milady - powiedzia­
Å‚a wesoÅ‚o. - Pewnie w Yorkshire wszystko wyglÄ…da zu­
pełnie inaczej.
- Tak... trochę - przyznała Meg, przyjmując z ulgą
tÄ™ nagÅ‚Ä… zmianÄ™ w zachowaniu dziewczyny. - Czy cze­
kajÄ… mnie jeszcze jakieÅ› niespodzianki?
- Aazienka za tamtymi drzwiami, a za niÄ… pokoje je­
go lordowskiej mości.
Meg spojrzała na nią ze zdziwieniem. Aazienka, a do
tego dzielona z mężem?! Sam pomysł był nad wyraz
skandaliczny. I szalenie intrygujÄ…cy. Czy Marcus nie
powiedział, że ten apartament należał do jego matki?
Meg zaczynaÅ‚a siÄ™ domyÅ›lać, jak niezwykÅ‚Ä… kobietÄ… by­
ła jej zmarła teściowa.
Niecierpliwie podeszÅ‚a do wskazanych drzwi, otwo­
rzyła je... i pisnęła z zaskoczenia.
Ujrzała sześciokątne pomieszczenie utrzymane
w subtelnych barwach jasnej żółci i błękitu, zdobione
gustownymi pozłacanymi gzymsami, a na wprost jej
drzwi dostrzegÅ‚a drugie, prowadzÄ…ce najpewniej do sy­
pialni męża. W czterech niszach staÅ‚y Å‚aweczki w po­
krowcach z białego muślinu obszytego frędzlami. Jeden
bok szeÅ›ciokÄ…ta zajmowaÅ‚o duże okno przysÅ‚oniÄ™te bia­
łą gazą, która raczej tłumiła, niż zasłaniała światło. W
dużej wnÄ™ce na wprost okna staÅ‚a, wypeÅ‚niajÄ…c jÄ… caÅ‚­
kowicie, wytworna kanapa z baldachimem, osłonięta
jedwabiem o barwie kości słoniowej i obita jedwabnym
adamaszkiem tego samego koloru co ściany.
No i wanna... OkrÄ…gÅ‚a, wpuszczona w Å›rodek po­
dłogi z kremowych płytek. Na tyle duża, że Meg bez
trudu wyobraziła sobie, że spokojnie pomieszczą się
w niej dwie osoby. Rzuciła jeszcze jedno spojrzenie na
sofę... i na powrót skupiła uwagę na wannie. Wokół
niej rozmieszczono sześć małych lwich głów z brązu,
z otwartymi paszczami. Boże! Czyżby płynęła z nich
woda? Jakie to sprytne! Jej wzrok przyciągnęła
dzwignia z boku. PochyliÅ‚a siÄ™, nacisnęła i rzeczywi­
ście zaczęła lecieć woda. Meg wzięła głęboki oddech
na myśl o możliwościach kryjących się w takiej
kÄ…pieli... i kanapie... i zaraz spÅ‚onęła krwistym ru­
mieńcem
SkupiÅ‚a siÄ™ na dekoracjach wnÄ™k. OzdabiaÅ‚y je kla­
syczne sceny, dość niewinne, dopóki nie przyjrzała się
im uważniej. Przestrzenne owalne zdobienia na pila-
strach ukazywały tańczące nimfy i satyrów, a wielkie
panele poÅ›rodku przedstawiaÅ‚y epizody, w których na­
wet niewinna Meg rozpoznała dobrze znane klasyczne
historie opowiadajÄ…ce o uwiedzeniu.
Badała je jedną po drugiej, z wypiekami na twarzy: [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl