[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ró\owo. Miała dostęp do kodów wyłączających system wideo i
cichy alarm. Carrie, jej bliska przyjaciółka, otwierała listę
podejrzanych. Kto przygotowałby napad na bank lepiej ni\ jego
prezes i jej zaufana kasjerka?
Oczywiście musiał istnieć sposób na odparcie podobnych
zarzutów. Problem tylko w tym, \e niewiele sobie potrafiła
przypomnieć.
- Davidzie, czy pomimo utraty pamięci krótkotrwałej mogę
przypomnieć sobie coś wa\nego, naprawdę istotnego?
- To niewykluczone.
Delikatnie głaskał ją po policzku, uśmiechał się, dodając otuchy,
lecz ona nie chciała poddać się nastrojowi chwili. Gdzieś w głębi jej
umysłu tkwił klucz do zrozumienia, co naprawdę wydarzyło się w
banku. Wiedziała, \e odpowiedz na te niepokojące pytania jest tu\,
tu\...
- Davidzie, czy mogłabym zapomnieć, \e brałam udział w
przygotowaniach do napadu?
Nie odpowiedział. Nie musiał. Wyczytała to w jego oczach:
wszystko jest mo\liwe.
ROZDZIAA CZWARTY
Po powrocie do ambulatorium Denver Generał David był tak
zajęty, \e nie miał czasu myśleć o problemach Amandy. Tak czy
inaczej pomysł, i\ była ona osobiście zamieszana w napad, wydawał
mu się zupełnie idiotyczny. Owszem, ta kobieta była potwornie uparta
i wiedziała, jak postawić na swoim i jak manipulować ludzmi, ale
\eby napad? Nie, to wykluczone, zupełny nonsens.
Uporał się ze zwykłą robotą - mnóstwo przypadkowo
odniesionych ran, jakieś nagłe zachorowania, krew i wymioty. Potem
zaczął zastanawiać się, co naprawdę mogło wydarzyć się w banku.
Postanowił zajrzeć do rannego klienta. Pan Nyland nadal przebywał
na oddziale intensywnej opieki, jego stan określono jako krytyczny.
Jeden z bandytów, Tempie, równie\ tam le\ał, przed drzwiami jego
pokoju dy\urował policjant.
Na zakończenie tego nieformalnego obchodu zło\ył wizytę
Harry'emu Hoffmanowi, którego ju\ przeniesiono na zwykły oddział.
Mo\e mógłby powiedzieć coś, co odświe\y pamięć Amandy.
Hoffman siedział na szpitalnym łó\ku i gapił się w telewizor. Na
policzkach miał kilkugodzinny zarost, na głowie banda\e. Był ranny,
ale na pierwszy rzut oka miewał się niezle. Na oko liczył sobie koło
pięćdziesiątki. Krótkie rękawy szpitalnej pi\amy odsłaniały potę\ne
mięśnie. Na lewym nadgarstku miał elastyczną opaskę, na prawym
przedramieniu tatua\ przedstawiający głowę lwa.
- Panie Hoffman... - zaczął David.
Zagadnięty nie oderwał wzroku od ekranu telewizora.
- Co, jeszcze jeden lekarz? Nie widziałem tu pana wcześniej.
Kim pan jest?
- Zajmowałem się Amandą Fielding. Jest ju\ w domu i przesyła
panu pozdrowienia.
- Przysłała pana, by mi oznajmić, \e mogę sobie szukać nowej
roboty? - Wzrok Harry'ego nie zdradzał \adnych emocji.
- Ale\ skąd! - David pokręcił głową.
- Zawaliłem sprawę - wymamrotał. - Niech pan powtórzy pani
Amandzie, \e jest mi bardzo przykro z powodu tego, co się stało. Ona
jest całkiem w porządku jako szefowa. Poparła mnie, kiedy wszyscy
inni mówili, \e jestem za stary do tej roboty.
- Jak pan dostał to stanowisko? Był pan wcześniej gliniarzem czy
wojskowym?
- Przeszedłem niezłą szkołę w piechocie morskiej. Dwie tury w
Wietnamie. Próbowałem wielu rzeczy, nim trafiłem do ochrony. Ale
zawsze lubiłem mieć do czynienia z bronią.
David uznał to za \art.
- Czy zechciałby pan opowiedzieć mi o dzisiejszym napadzie?
Mógłbym coś przekazać Amandzie.
- Nie ma potrzeby. Sam do niej zadzwonię. - Hoffman odło\ył
pilot i sięgnął po telefon komórkowy.
- Szkoda zachodu. Ma wyłączony telefon.
- Dziennikarze, co? Cholerne hieny. A\ mnie skręca, kiedy
pomyślę, \e węszą wokół Amandy.
- Ona bardzo przejęła się tym napadem. - David nie był pewien,
jak wiele mo\e powiedzieć Hoffmanowi. - Pańskie informacje mogą
jej pomóc w odtworzeniu zdarzeń.
- Przykro mi, doktorku. Nic panu nie powiem. Będę rozmawiał
tylko z Amandą. Niech pan jej poda mój numer.
David nagryzmolił numer telefonu.
- FBI przesłuchiwało Amandę, bardzo się interesowali cichymi
alarmami i kamerami.
- Dobra. Niech pan przeka\e Amandzie, \e zachowam dla siebie
jej mały sekret.
- Jej sekret?
- To sprawa wyłącznie między nami - oznajmił Harry. - Niech jej
pan tylko powie, \e bardzo się cieszę, i\ jest cała i zdrowa.
- Czy ma pan jakieś kłopoty z pamięcią z powodu rany głowy? -
spytał David.
- Ja? - Harry znów zagapił się w telewizor; właśnie nadawano
prognozę pogody dla stanu Kolorado. - Jestem za twardy, by ktoś
mógł wybić mi coś ze łba albo coś do niego siłą wtłoczyć.
Krótki prysznic i ju\ po chwili David zakładał d\insy i białą
koszulkę polo. Có\ to za sekret ma Amanda, zastanawiał się.
Najwidoczniej wplątała się w jakieś konszachty z Hoffmanem. Ale o
co chodzi? Nie mógł uwierzyć, \e była wspólniczką tak powa\nego
przestępstwa. Z drugiej strony... nie zająknęła się słowem, kto jest
ojcem jej dziecka. Oszustwa, kłamstwa i półprawdy...
Wyszedł na parking, skierował się do swojego porsche. Nad
miastem zapadał upalny zmierzch, zachodziło czerwone słońce.
Pomyślał, \e warto by wpaść na hamburgera, nim wróci do
mieszkania Amandy. Ona pewnie będzie wolała mniej kaloryczne
danie, on zaś był głodny jak wilk.
Ruszył, nastawił klimatyzację na prawdziwie arktyczną
temperaturę i po chwili zaparkował przed barem szybkiej obsługi.
Naprzeciw był sklep z alkoholami.
Popatrzył na neon. Pamiętał wspaniały smak szkockiej. Nie pił
ju\ od ponad czterech lat, odkąd wrócił na medycynę. Dokładnie od
czterech lat i trzech miesięcy. Ale wcią\ jeszcze nie było dnia, \eby
nie pomyślał o kieliszku.
Jakaś perwersyjna logika podpowiadała mu, \e przecie\ mógłby
wypić drinka, mo\e nawet dwa, albo choćby tylko piwo. Przebywanie
w pobli\u Amandy potęgowało jeszcze tę pokusę.
Wysiadł z samochodu, wszedł do sklepu. Wspaniale, chłodno,
znajomo, cicho. Zwiatła odbijające się w setkach butelek wina. Białe
wytrawne, czerwone. A dalej bursztynowo połyskujące rumy i whisky
w karafkach z r\niętego szkła.
Facet za ladą o nic nie pytał, czekał. David był niemal pewien, \e
bywał ju\ w tym sklepie. Chodził pomiędzy półkami, pozdrawiał
flaszki jak starych znajomych. Jakby całonocne imprezy, przepicie i
rozedrgane dłonie były czymś miłym. Nie wiedział dokładnie,
dlaczego zaczął coraz częściej sięgać po alkohol. Ani tego, jak dotarł
na skraj przepaści. Mózg prze\arty alkoholem, nerwy w strzępach.
Piekło. A jednak wcią\ pragnął tego drinka.
Zamknął dłoń na szyjce butelki - jakby uścisnął dłoń diabłu. Czy
naprawdę Laurel jest jego córką? Przypomniał sobie zaró\owione [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl