[ Pobierz całość w formacie PDF ]
u dziecka?
Czuł, że przeszedł próbę, to podniosło go na duchu. Skończył jeść jabłko i wyrzucił ogryzek
na jezdnię. Przed sobą nie widział nic prócz walpurgicznego pochodu czerwonych świateł
hamulcowych.
Siedząca w samotności Helen wypłakiwała słone łzy smutku i słodkie łzy swojego seksu; mieszały
się i spadały na jej ręce, siejąc błyski jak diamentowe pierścionki zaręczynowe.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
PORWANIE PANA BILLA
Kensington Gardens, Londyn
Spacerując po dzisiejszych Kensington Gardens trudno sobie wyobrazić, że w XVI wieku
mieściły się tu sady i ogrody warzywne, które zaopatrywały większość mieszkańców Londynu
w świeże owoce i warzywa. W 1689 roku Wiliam III kupił Nottingham House od pierwszego
hrabiego Nottinghamu i po generalnej przebudowie, przeprowadzonej przez Christophera Wrena,
zamieszkał w nim. Dzięki obecności króla, Kensington stał się elegancki, chociaż do połowy XIX
wieku nie był niczym więcej niż niewielką miejscowością, do której kolej dotarła dopiero w latach
sześćdziesiątych.
Kensington Gardens zajmują specjalne miejsce w pamięci dzieci bogatych rodziców.
Spacerowały one po ścieżkach w towarzystwie nianiek, pchających wózki, i puszczały swoje
łódeczki na Round Pond. Prócz tego ogrody te owiane są legendą o pewnym niezwykłym chłopcu.
Było zaledwie parę minut po czwartej po południu, kiedy nagle się ściemniło, jak przed
burzą, i zaczął padać lodowaty deszcz. Przez kilka minut po ścieżkach Kensington Gardens
pomykali bezładnie we wszystkie strony przechodnie pod parasolami i przerażone niańki, pchające
wózki z wrzeszczącymi dziećmi.
Potem w ogrodach można było spotkać tylko deszcz, gęsi kanadyjskie i podmuchy wiatru
rozwiewającego liście. Marjorie, wioząc szybko Williama w małym, niebieskim wózku
Mothercare, stwierdziła, że jest sama. Miała na sobie tylko czerwony tweedowy żakiet oraz długą
czarną plisowaną spódnicę, i była już przemoknięta. Kiedy po południu wychodziła z domu,
świeciło słońce, a niebo było błękitne jak ich talerze obiadowe. Nie wzięła z sobą parasolki. Nie
wzięła nawet plastikowego kapelusza przeciwdeszczowego.
Nie spodziewała się, że tak długo zabawi u wuja Michaela, który był już stary i nie dawał
sobie rady z gospodarstwem domowym. Zaparzyła mu herbatę, posłała łóżko i odkurzyła
elektroluksem mieszkanie, podczas gdy William wierzgał nogami i gulgotał na sofie. Wuj Michael
patrzył na niego kaprawymi oczami; dłonie, o skórze jak zmięta żółta serwetka, oparł na kolanach;
umysł rozjaśniał mu się i przygasał, rozjaśniał i przygasał, jak popołudniowe słońce, wychodzące
zza chmur i znów się chowające.
Ucałowała wuja przed wyjściem, a on przytrzymał jej dłoń.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
- Uważaj bacznie na tego chłopca, dobrze? - wyszeptał. - Nie wiadomo, czy ktoś się nie czai. Nie
wiadomo, czy nie jest komuś potrzebny.
- Ależ, wuju, wiesz, że nigdy nie spuszczam go z oka. Poza tym dobrze byłoby, gdyby ktoś go
zechciał. Może mogłabym się wyspać.
- Nie mów tak, Marjorie. Nigdy tak nie mów. Pomyśl o tych wszystkich matkach, które tak
żartowały, a potem żałowały, że nie wycięły sobie języków.
- Nie bądz taki makabryczny, wuju. Zatelefonuję do ciebie, kiedy tylko wrócę do domu, żeby się
upewnić, czy dobrze się czujesz. Teraz muszę już iść. Przyrządzam dziś kurczaka.
Wuj Michael skinął głową.
- Kurczaka... - powiedział niewyraznie. A potem dodał: - Pan [rondel], nie zapomnij o nim.
- Oczywiście, że nie, wuju. Nie mam zamiaru go spalić. Sprawdz, jak wyjdę, czy zamknąłeś drzwi
na łańcuch.
Przechodziła teraz koło Round Pond. Pchając wózek po błotnistej trawie, nieco zwolniła.
Była tak zmoczona, że nie miało to żadnego znaczenia. Przyszła jej do głowy stara chińska myśl:
"Po co iść szybko podczas deszczu? Z przodu też pada".
Zanim przywieziono kanadyjskie gęsi, Round Pond był czysty, schludny i spokojny, pełen
fruwających kaczek i dzieci puszczających na wodę małe żaglówki. Teraz stał się smrodliwy
i brudny, i jakoś specyficznie odrażający, jak pamiątkowa rzecz, zabrana i zbezczeszczona przez
wandali. Skradziony ostatniej wiosny peugeot Marjorie został rozbity, a jego wnętrze oblane
moczem. Nie potrafiła nawet myśleć o tym, że kiedykolwiek jeszcze mogłaby nim jezdzić.
Wyszła spod drzew i wtedy fala zimnego deszczu uderzyła ją w policzek. William nie spał;
machał rączkami, a ona wiedziała, że już jest głodny i że zaraz po przyjściu do domu musi go
nakarmić.
Poszła skrótem, kryjąc się pod następną grupą drzew. Słyszała przytłumiony hałas ruchu
ulicznego po obu stronach ogrodu i huk przelatującego samolotu pasażerskiego, ale sam ogród
pozostawał dziwnie pusty i cichy, jakby zaczarowany. Zwiatło pod drzewami miało kolor
omszałych, łupkowych dachówek.
Pochyliła się nad pałąkiem wózka i zaszczebiotała:
- Zaraz będziemy w domu, panie Billu! Już zaraz!
Kiedy jednak podniosła głowę, zobaczyła sylwetkę mężczyzny, stojącego obok dębu, nie dalej niż
dziesięć metrów przed nią. Szczupłego, wysokiego mężczyznę w czarnej czapce i w czarnym
płaszczu z postawionym kołnierzem. Miał przymknięte oczy i śmiertelnie bladą twarz. Wydawało
się, że na nią czeka.
a
a
T
T
n
n
s
s
F
F
f
f
o
o
D
D
r
r
P
P
m
m
Y
Y
e
e
Y
Y
r
r
B
B
2
2
.
.
B
B
A
A
Click here to buy
Click here to buy
w
w
m
m
w
w
o
o
w
w
c
c
.
.
.
.
A
A
Y
Y
B
B
Y
Y
B
B
r r
Zawahała się, stanęła i rozejrzała dookoła. Serce zabiło jej gwałtownie. Nie było nikogo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]