[ Pobierz całość w formacie PDF ]
do jej uznania. Sama nie wiedziała, czemu ma przypisać ten brak
twórczej weny.
- Co robisz przez cały dzień, kiedy trenuję? - zapytał ją
Drew pewnej nocy, gdy leżeli wtuleni w siebie po miłosnym
zbliżeniu. - Nie nudzi ci się?
- Nudzi? Cały czas muszę uganiać się za Mattem. Nie bar
dzo mam kiedy się nudzić. - Przytuliła się do niego jeszcze
mocniej, napawając się poczuciem bezpieczeństwa, które jej
dawał. - Wyczekuję twoich przyszłych meczy i... marzę...
o tym. - Przesunęła rękę w dół jego brzucha i dotknęła jego
męskości.
Z przyjemnością wracali do domu. Ham wykłócał się z nimi
i pomstował na ich brak przebojowości i kompletne zgnuśnie-
nie. Usiłował nawet przeciągnąć Arden na swoją stronę.
- Musi grać w każdym turnieju, w którym się tylko da - do
wodził. Każde słowo podkreślał, dzgając powietrze cygarem.
- Drew chce wrócić do domu zaledwie na parę tygodni, Ham
- tłumaczyła mu Arden z łagodnym uśmiechem.
- Możesz go przekonać, żeby tego nie robił - rzekł, patrząc
jej błagalnie w oczy.
- MogÄ™, ale nie chcÄ™.
- Tak mi się też wydawało. - Wepchnął cygaro w usta, za
klął z wściekłością, po czym, mrucząc coś pod nosem, czego
Arden wolała nie słuchać, odwiózł ich na lotnisko.
Mo przygotował dom na ich przyjęcie. Powrócili do dawne
go trybu życia. Drew grał codziennie z Garym w klubie, starając
WSPÓLNA TAJEMNICA 169
się wyeliminować błędy, które wielokrotnie i szczegółowo oma
wiali z Hamem. Arden zajmowała się Mattem i robiła plany na
następne turnieje, na które mieli wyruszyć do Europy.
Pewnego popołudnia zaszyła się w gabinecie pana domu, by
w jego zaciszu przelać na papier to, co od dawna chodziło jej po
głowie. Zajęła jeden z foteli stojących pod szerokim oknem i tak
zastał ją Drew. Cisnął torbę tenisową już w drzwiach. Patrzyli na
siebie przez pokój oczami pełnymi miłości.
- Pięknie wyglądasz, gdy tak tu siedzisz, Arden - powie
dział cicho. - Zachodzące słońce igra ci we włosach.
- Dziękuję. Miałam się przebrać przed twoim przyjściem,
ale byłam zajęta. - Włożyła notes do teczki i położyła ją na
sÄ…siednim fotelu.
Zamknął drzwi na klucz. Arden miała na sobie szlafrok, który
bardzo lubił.
Była dla niego ucieleśnieniem spokoju, domu, miłości, wszy
stkiego, na co już stracił nadzieję. Za każdym razem, gdy widział
ją po krótkiej nieobecności, zdumiewał się na nowo, jak bardzo
ją kocha. Ciągle zaskakiwała go też łącząca ich głęboka więz,
której nie mógł do końca zrozumieć.
- A czym byłaś zajęta?
- Niczym specjalnym - rzekła w ten niedbały sposób, który,
jak już się zdążył zorientować, oznaczał coś wręcz przeciwnego.
Kto jej wmówił, że jej opinie, jej zajęcia są pozbawione wszel
kiej wartości? Ten były mąż, o którym tak rzadko i niechętnie
wspomina?
- Pisałaś coś, prawda?
Odwróciła od niego wzrok.
- Ja wiem, że to straszne, ale już od dawna się z tym nosiłam.
- Mogę przeczytać?
170 WSPÓLNA TAJEMNICA
- To się nie nadaje do czytania - odparła z lekceważącym
machnięciem ręki.
- Nie wierzę - stwierdził kategorycznie.
- To bardzo osobiste - wykręcała się dalej.
- Nie będę nalegał, jeśli nie chcesz, żebym przeczytał.
- Interesuje mnie twoje zdanie - powiedziała jednak pos
piesznie.
PrzejÄ…Å‚ inicjatywÄ™, biorÄ…c teczkÄ™ i otwierajÄ…c notes na pier
wszej stronie., Joey" - napisane było na górze. Podniósł wzrok,
by popatrzeć jej w oczy, ale umknęła przed jego spojrzeniem.
Wstała z fotela, podeszła do okna i tkwiła tam nieruchomo, póki
Drew nie skończył lektury. Jej smukła sylwetka rysowała się na
tle nieba.
Drew przeczytał czterostronicowy poemat, czując, jak z każ
dym wersem wzruszenie mocniej ściska go za gardło. Nie ulega
ło wątpliwości, że słowa płynęły z głębi duszy. Utwór chwytał
za serce, lecz nie był przesłodzony. Uduchowiony, ale nie po
mpatyczny. Wyrażał bezdenną, bezsilną rozpacz rodzica patrzą
cego na powolną śmierć jedynego dziecka.
Drew miał wilgotne oczy, gdy wstał. Odłożył teczkę na biur
ko i podszedł do Arden. Wsunął jej ręce pod ramiona i mocno
[ Pobierz całość w formacie PDF ]