[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jakie są moje poglądy w tej kwestii. Od początku stawiałem
sprawę jasno: nie chcę się wiązać na stałe. To do mnie nie pasuje.
- Jestem tego świadoma, Nick - odparła cicho. Wiedziała,
że kocha samotnika z wyboru, ale miaÅ‚a nadziejÄ™, że go zmie­
ni. W jej spojrzeniu pojawił się smutek.
Pojednawczy ton jeszcze bardziej rozwścieczył Nicka.
Z odrazą patrzył na nie dopiętą koszulę Daniela i jego wargi
czerwone od szminki. Był chory ze złości.
- Miałem niezłą zabawę - oznajmił, spoglądając kpiąco
SAMOTNIK Z WYBORU 127
na Tabby - ale jak na mój gust byÅ‚o w niej zbyt maÅ‚o pikan­
terii. Myers zadowoli siÄ™ pewnie niewinnymi igraszkami. %7Å‚y­
czę wam obojgu wiele szczęścia.
- Co pan sugeruje? - zapytał Daniel. Wstał i przygładził
potargane włosy.
- A jak pan sądzi? - odparł Nick, zerkając na Tabby. która
także podniosła się z podłogi. - Nie przypuszczałem, że jesteś
kobietą przechodzącą z rąk do rąk; dziś ten, jutro inny. Byłem
ostatnim durniem!
- Nick! Przecież to nieprawda! - krzyknęła, porażona na­
gÅ‚ym odkryciem. Jej ukochany byÅ‚ zazdrosny! SÄ…dziÅ‚, że Tab­
by romansuje z innym. Może okropne rzeczy, które przed
chwilÄ… wygadywaÅ‚, podpowiedziaÅ‚a mu nie tyle urażona mÄ™­
ska ambicja, co... serdeczne przywiązanie! Czyżby mu na niej
zależało? - Wszystko ci wyjaśnię...
- Dość już usłyszałem - przerwał nieubłaganie. - %7łegnaj,
Tabby.
Wyszedł, trzaskając drzwiami. Tabby pobiegła za nim.
Gdyby została u siebie, byłaby to największa pomyłka w jej
życiu. Otworzyła szeroko drzwi i przebiegła trawnik dzielący
oba domy.
- Nick, poczekaj! - krzyczała na cały głos.
- Zostaw mnie w spokoju - burknÄ…Å‚, ledwie odwracajÄ…c
głowę.
SÄ…siedzi, zajÄ™ci pracÄ… w ogrodzie, obserwowali z ciekawo­
ścią młodą uczoną, która do tej pory była wzorem cnót. Teraz
biegła za młodym mężczyzną ubrana nader skąpo. Panowie
z podziwem zerkali na długie opalone nogi Tabithy. Nigdy
przedtem nie wychodziła do ogrodu w szortach.
128 SAMOTNIK Z WYBORU
- Nick, kocham cię! - zawołała.
- Nieprawda! Ten pyszałek zawrócił ci w głowie. Ze mną
chciałaś się tylko przespać!
Tabby wstrzymała oddech, gdy uświadomiła sobie, że jej
ukochany wygłosił tę uwagę donośnym barytonem. Sąsiedzi
na pewno wszystko słyszeli. Na policzkach miała ciemne
rumieńce.
- Jak Å›miesz! - krzyknęła. - Kto ci daÅ‚ prawo, by w obe­
cności tylu ludzi mówić o mnie takie rzeczy?
Nick dopadł frontowych drzwi swego domu. Odwrócił się
i popatrzył na nią oczyma pociemniałymi z wściekłości.
- Wracaj do swego mądrali. Ciekawe, czy ten jajogłowy
historyk zdoła tak ci dogodzić w łóżku, że będziesz krzyczała
z rozkoszy!
- Nigdy ci tego nie wybaczę! - zawołała Tabby, kryjąc
twarz w dłoniach.
Nick oprzytomniaÅ‚ nieco i popatrzyÅ‚ na widzów przysÅ‚u­
chujących się ich kłótni. Na jego twarzy pojawił się złośliwy
uśmieszek.
- ZepsuÅ‚em ci opiniÄ™, prawda? - rzuciÅ‚ chÅ‚odno. - Za­
sÅ‚użyÅ‚aÅ› sobie na to, skoro uwodziÅ‚aÅ› Bogu ducha win­
nych mężczyzn jedynie po to, by ich potem bez litoÅ›ci po­
rzucić.
- Ja cię nie uwiodłam!
- Bzdura. - Otworzył drzwi.
- Błagam, wysłuchaj mnie! - krzyknęła Tabby.
- Ty dzisiaj rano nie zadaÅ‚aÅ› sobie tyle trudu. BiorÄ™ z cie­
bie przykład. - Nick zatrzasnął jej drzwi przed nosem.
Tabby przez chwilę stała nieruchomo. Potem zdecydowa-
SAMOTNIK Z WYBORU
129
nym krokiem weszÅ‚a na werandÄ™ i zaczęła siÄ™ dobijać. Darem­
nie. Następnie wołała. Także bez rezultatu. Pukała i krzyczała
na przemian, aż zachrypła i poczerwieniały jej dłonie. Zaczęła
kopać w drzwi, ale niczego nie wskórała. Podeszła do okna,
by przyciÄ…gnąć uwagÄ™ Nicka, ale uparciuch pospiesznie za­
ciągnął zasłony.
- Niech cię diabli wezmą, Nick! - krzyknęła w końcu,
płacząc ze złości. - Nie wyszłabym za ciebie, choćbyś miał
worki złota i obsypywał mnie klejnotami!
Drzwi się nagle otworzyły i na progu stanął Nick.
- Ja miaÅ‚bym prosić o rÄ™kÄ™ takÄ… uwodzicielkÄ™? - stwier­
dził pogardliwie, - Jesteś rozpustnicą!
- I kto to mówi! - Tabby nie dawaÅ‚a za wygranÄ…. - Naj­
większy podrywacz zachodniego świata!
- Uznałem, że pora się opamiętać. Ty dopiero zaczynasz
karierÄ™! - UjrzaÅ‚ Daniela, który wyszedÅ‚ na trawnik i nadsta­
wiÅ‚ ucha. - Wyjdz za swego gryzipiórka. Ja nie jestem zain­
teresowany!
- Ale byłeś! - odparła.
- Tak. Potrzebowałem cię na jedną noc - rzucił mściwie.
Z zadowoleniem obserwował jej zarumienioną twarz. - Jesteś
dobra, ale miewałem lepsze. Dziewczyn nie brakuje. Znajdę
pocieszycielkę. Wracaj do domu. Tracisz czas. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl