[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się go bardziej niż Tylera.
- Kiedy cię spotkałem, od razu wiedziałem, że nie nauczono cię
dobrych manier. - Głos miał cichy i chłodny, ale w jakiś sposób
przyprawił on Elenę o zawrót głowy. Nie mogła od niego oderwać oczu.
Zbliżał się do Tylera, który w oszołomieniu potrząsał głową i usiłował
się podnieść.
Stefano poruszał się jak tancerz, każdy jego ruch był pełen gracji i
precyzji.
- Ale nie miałem pojęcia, że masz aż tak nieciekawy charakter.
Uderzył Tylera. Chłopak wyprowadzał właśnie cios potężną pięścią,
ale Stefano uderzył go niemal od niechcenia w bok twarzy, zanim pięść
dotarła do celu.
Tyler poleciał na następny nagrobek. Podniósł się na nogi i stał,
ciężko dysząc. Zalśniły białka oczu. Elena zobaczyła, że z nosa płynie
mu strużka krwi. A potem chłopak runął do ataku.
- Dżentelmen nigdy się nikomu nie narzuca ze swoim towarzystwem
- powiedział Stefano i zadał mu cios w bok. Tyler znów się rozpłaszczył
na ziemi, twarzą w chaszczach. Tym razem wstawał wolniej, a krew
płynęła mu z obu dziurek nosa i kącika ust. Parskał niczym
przestraszony koń, kiedy znów się rzucił na Stefano.
Chłopak złapał tył marynarki Tylera, obracając go wokół własnej osi.
Potrząsnął nim mocno, a wielkie łapy napastnika latały wokół niego jak
wiatrak, nie mogą trafić w cel. A potem Tyler znowu upadł.
- Dżentelmen nie obraża kobiety- kontynuował Stefano. Twarz
Tylera się wykrzywiła, przewracał oczami. Złapał Stefano za łydkę, ale
ten szarpnięciem podniósł go na nogi i znów nim zatrząsł. Tyler zrobił
Summer & Polgara
ous
l
anda
sc
się w jego rękach bezwładny i zamknął oczy. Stefano nadal mówił,
podtrzymując ciężkie ciało chłopaka i każde słowo podkreślając silnym
potrząśnięciem. - A przede wszystkim, nie robi kobiecie krzywdy...
- Stefano! - krzyknęła Elena. Przy każdym potrzaśnięciu głowa
Tylera latała w przód i w tył. Elena bała się tego, co widziała. Bała się
tego, co może zrobić Stefano. A najbardziej ze wszystkiego bała się
głosu Stefano, zimnego niczym cięcie szpadą. Ten głos był piękny,
śmiertelnie grozny i całkowicie pozbawiony litości. - Stefano, przestań!
Obrócił głowę w jej stronę, zaskoczony, jakby zapomniał, że cały czas
tu stała. Przez chwilę patrzył na nią, jakby jej nie poznawał. Oczy miał
czarne w świetle księżyca. Pomyślała, że przypomina drapieżnika.
Jakiegoś wielkiego ptaka albo mięsożercę o lśniącej sierści, niezdolnego
do odczuwania ludzkich emocji. A potem na jego twarzy pojawiło się
zrozumienie i ze spojrzenia zniknęło nieco mroku.
Popatrzył na bezwładnie chwiejącą się głowę Tylera, a potem
łagodnie oparł go o nagrobek z czerwonego marmuru. Pod Tylerem nogi
się ugięły i chłopak osunął się po płycie, ale - ku uldze Eleny - otworzył
oczy. A przynajmniej lewe. Prawe napuchło i zamieniło się w szparkę.
- Nic mu nie będzie - powiedział Stefano bezbarwnym tonem.
Lęk mijał. Elena czuła się teraz pusta. Jestem w szoku, zdziwiła się.
Pewnie lada moment zacznę histerycznie krzyczeć.
- Ma cię kto zabrać do domu? - spytał Stefano wciąż tym samym,
lodowato nieczułym tonem.
Elena pomyślała o Dicku i Vickie, którzy robili Bóg wie co za
nagrobkiem Thomasa Fella.
- Nie - powiedziała.
Jej umysł znów zaczynał pracować, zauważać otaczający ją świat.
Fioletowa sukienka była rozdarta na przodzie do samego dołu,
kompletnie zniszczona. Odruchowo zebrała fałdy, zasłaniając się trochę.
- Odwiozę cię.
Mimo odrętwienia Elena poczuła dreszcz. Spojrzała na niego, na tę
dziwnie elegancką postać o twarzy bladej w świetle księżyca, stojącą
pomiędzy nagrobkami. Jeszcze nigdy przedtem nie był w jej oczach
taki... taki piękny. Ale miał w sobie coś obcego. Nie tylko
cudzoziemskiego, ale nieludzkiego, bo żaden człowiek nie mógłby
Summer & Polgara
ous
l
anda
sc
roztaczać wokół siebie atmosfery takiej mocy ani takiej rezerwy.
- Dziękuję. To bardzo miło z twojej strony - powiedziała powoli. Nic
innego nie mogła zrobić.
Zostawili obolałego Tylera, który usiłował podnieść się na nogi przy
nagrobku dziadka. Elenę znów przeszył chłód, kiedy doszli do ścieżki, a
Stefano ruszył w stronę mostu Wickery.
- Zostawiłem samochód w pensjonacie - wyjaśnił. -Tędy wrócimy
najszybciej.
- Przyszedłeś z tamtej strony?
- Nie. Nie przyszedłem przez most. Ale tamtędy będzie bezpiecznie.
Uwierzyła mu. Blady i milczący. Szedł obok, nie dotykając jej. Zdjął
tylko marynarkę i okrył nią jej nagie ramiona. Poczuła dziwną pewność,
że zabiłby każdą istotę, która spróbowałaby ją zaatakować.
Most bielał w świetle księżyca, a pod nim lodowata woda opływała
wiekowe głazy. Cały świat trwał nieruchomo, piękny i chłodny, kiedy
szli pomiędzy dębami w stronę wąskiej podmiejskiej drogi.
Mijali pastwiska otoczone płotami i ciemne pola, aż doszli do
długiego zakrętu przed podjazdem pod pensjonat. Wielki budynek
wzniesiono z rdzawej cegły z miejscowej gliny. Otaczały go stare cedry i
klony. We wszystkich oknach poza jednym było ciemno.
Stefan otworzył skrzydło podwójnych drzwi i weszli do niewielkiego
holu. Dokładnie naprzeciwko była klatka schodowa. Poręcz przy
schodach, tak jak i drzwi, wykonano z naturalnego dębu,
wypolerowanego do połysku.
Weszli na słabo oświetlony podest pierwszego piętra. Ku zdziwieniu
Eleny Stefano wprowadził ją do jednej z sypialni i otworzył drzwi, które
wyglądały, jakby za nimi była jakaś szafa. Za drzwiami zobaczyła
bardzo wąskie, strome schody.
Co za dziwne miejsce, pomyślała. Ta tajemnicza klatka schodowa,
ukryta w samym sercu domu, gdzie nie mógł przeniknąć żaden odgłos z
zewnątrz. Doszła do szczytu schodów i weszła do wielkiego pokoju,
który zajmował całe drugie piętro.
Był prawie tak samo słabo oświetlony jak korytarz, ale Elena widziała
poplamiony drewniany parkiet i gołe belki pod pochyłym sufitem.
Wszędzie były wysokie okna, a pomiędzy kilkoma ciężkimi meblami
Summer & Polgara
ous
l
anda
sc
stały liczne skrzynie.
Zdała sobie sprawę, że Stefano na nią patrzy.
- Jest tu jakaś łazienka, gdzie mogłabym...? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl