[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jest słaby i nie powinien za dużo chodzić.
- Ale apetycznie wygląda. Jesteś pewna, że nie zjesz?
- Najzupełniej. - Usiadła w rogu kanapy i wypiła łyk kawy. -
Wszystkim popsułam humor i apetyt przy kolacji, gdy powiedziałam, że
nie nadaję się do pracy w kawiarni.
- Jak rodzice to przyjęli?
- Ojciec się zdenerwował.
61
malutka
us
o
l
a
d
n
a
c
s
- Więc co masz zamiar z tym fantem zrobić? Popatrzyła na stos
pism, na komputer i faks. Ogarnęła ją tęsknota za pracą, w której się
wyżywała i do której miała kwalifikacje.
- Czy mój powrót do browaru jest nadal aktualny? - spytała
bez wstępu.
James odłożył łyżkę i przestał jeść.
- Zawsze był.
- Wobec tego, jeśli chcesz, wrócę.
- Doskonale wiesz, że chcę.
- Dziękuję. - Zamyśliła się na chwilę. - Muszę zostać w kawiarni,
do czasu aż ojciec znajdzie kogoś na moje miejsce. Ale podczas twojego
zwolnienia mogłabym tu przyjeżdżać wieczorami, żeby ci pomóc uporać
się z tym. - Wskazała papiery na biurku. - Oczywiście, jeśli chcesz.
- Czy to znaczy, że otrzymałem rozgrzeszenie za tamto nieszczęsne
pytanie?
- Niezupełnie. - Uśmiechnęła się z przymusem. - Powiedzmy, że
na razie puszczę to w niepamięć.
- Jesteś wspaniałomyślna - rzekł oschłym tonem. - A zatem
czekam, że za dwa dni zjawisz się w Northwoldzie.
- Ale chyba ty tak prędko nie wrócisz? - zaniepokoiła się. - Nawet
jeśli czujesz się dużo lepiej i tak nie jesteś w doskonałej formie.
- Przyznaję - powiedział z udanym smutkiem. - Ale sama myśl, że
wracasz, dodaje mi sił. Poza tym jeszcze jedna, dwie porcje takiego
jedzenia i będę zdrów jak ryba. Teraz się nie dziwię, że twój brat jest
takim dorodnym młodzieńcem.
- Zdradzę ci, że przypadłeś mu do gustu.
- On mnie też. Przyjedzcie kiedyś razem.
- Dziękuję za zaproszenie... Wiesz, całe szczęście, że to po-
żegnalne przyjęcie nie doszło do skutku. Skoro jednak wracam...
- To nie miało być pożegnanie - wyznał ze skruszoną miną. -
Chcieliśmy wespół zespół namawiać cię, żebyś zmieniła decyzję.
- Czyli mnie oszukałeś!
62
malutka
us
o
l
a
d
n
a
c
s
- Trochę. Ale w najlepszej wierze...
Urwał, ponieważ złapał go atak kaszlu.
- Kwadrans po dziewiątej - powiedziała Eleri - więc czas na
pastylki. - Podała mu szklankę wody. - Proszę.
Posłusznie łyknął antybiotyk i wypił wodę.
- Przeklęty kaszel. To są ostatnie pastylki, prawda?
- Została jedna porcja. Nie zapomnij zażyć po pierwszej.
- Dobrze, siostro.
- Ci, którzy rzadko chorują, lekceważą leki - powiedziała
surowo i pogroziła mu palcem. - Mówię z własnego doświadczenia. Na
brata czasem nawet krzyczałam.
- Wyobrażam sobie te sceny... Czy musisz zaraz wracać?
- Jeszcze trochę mogę zostać. - Rzuciła okiem na biurko. -
Chcesz, żebym od razu zabrała...
- Ani mi się waż! Usiądz i porozmawiajmy. Stęskniłem się za tobą.
- Dowód osłabienia. - Uśmiechnęła się krzywo. - Przyznam się, że
w nocy, gdy zacząłeś majaczyć, żałowałam, że nie zatrudniłam
pielęgniarki.
- Z powodu grypy? - prychnął pogardliwie, lecz się zreflektował. -
Właściwie masz rację. Cymbał ze mnie, że o tym nie pomyślałem.
- Nie wymawiam ci, że się tobą zaopiekowałam - rzekła
pospiesznie - ale wtedy przydałaby się bardziej fachowa pomoc.
- Nikt nie byłby lepszy od ciebie - zapewnił, bacznie się jej
przyglądając. - Jeśli mówiłaś poważnie, że możesz przyjść jutro...
- Zawsze mówię poważnie.
- Dobrze. Czy wobec tego mogłabyś zamówić u was kolację na
dwie osoby i razem byśmy ją zjedli? - Podał kilka banknotów. - Wybierz,
na co masz ochotę.
Poczuła się dotknięta i w pierwszej chwili chciała oddać pieniądze.
Pomyślała jednak, że lepiej, aby stosunki między nimi pozostały w
miarę oficjalne.
63
malutka
us
o
l
a
d
n
a
c
s
- Zgoda. Tego, co mama przygotowała, starczy ci jeszcze na lunch.
Czy mam zrobić zakupy?
- Nie, dziękuję. Rano poproszę sprzątaczkę.
- W porządku. No, czas na mnie. Mama zapowiedziała poważną
rozmowę, więc wypada jechać. Co zamówić na kolację?
- To, co lubisz. Daj, odniosę tacę.
- Zostaw.
Zabrała tacę, lecz James mimo to przyszedł do kuchni. Gdy
skończyła zmywać, wstał i schwycił ją za rękę.
- Reeder twierdził, że jesteś aniołem, ale na pewno nie
domyślał się, ile w tym prawdy.
Stała bez ruchu, jak sparaliżowana.
- Cieszę się, że mogłam pomóc - szepnęła.
Dostrzegła w jego oczach pożądanie, więc odwróciła głowę, gdy
pochylił się, aby ją pocałować. Musnął ustami jej policzek i odsunął się,
niepewnie uśmiechnięty.
- To miał być dowód, że cię doceniam.
Aby ukryć zmieszanie, pochyliła się nad torebką i wyciągnęła
klucz.
- Proszę.
- Zatrzymaj do jutra, bo może znowu stracę przytomność.
- Zabraniam! - rzuciła ostro. - Nie po to się mordowałam, żebyś
nadal chorował. Pamiętaj o pastylkach i porządnie się wyśpij. Pij dużo,
a w południe odgrzej zupę. Dobranoc.
Paliły ją policzki i czuła się roztrzęsiona. Wiedziała, że nie powinna
mówić tak ostrym tonem, lecz wydawaniem poleceń chciała pokryć
zakłopotanie. Rozsądek podpowiadał, że nie powinna wracać do pracy,
gdy wie, że stanowczo za bardzo podoba się szefowi. Przez całą drogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl