[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- To prawda - odparł John-Trevor. - Ale otępi cię na parę godzin.
Przejechała się po tobie ta panna, braciszku. Nigdy cię nie widziałem w
takim stanie. Jesteś cały obolały i przykro na ciebie patrzeć. Baby... To
zbrodnia, co pięćdziesiąt kilo ciałka może zrobić z mężczyzną.
- Kocham ją - powiedział Paul-Anthony trochę niewyraznym głosem.
- Kocham Alidę, moją śliczną Alidę. I kocham już tego dzieciaka, bo jest
mój. Nie, jest nasz, Alidy i mój... A, do diabła. - Wychylił szklankę. -
Kocham ją.
- A to nie wygląda na najweselszą rzecz, jaka ci się w życiu
przydarzyła - zauważył John-Trevor. - Nigdy się nie wklepię w tę
zabawę w miłość, to pewne. - Przerwał na moment. - Pomów jeszcze ze
mną, zanim się kompletnie ubzdryngolisz. Naprawdę zamierzasz walczyć
o wspólną z Alidą opiekę nad dzieckiem?
RS
49
- Jeśli będę musiał. Ale to jeszcze parę miesięcy, zanim się urodzi. -
Czknął. - Przepraszam. - Oparł się o sofę koło brata. - Myślę... myślę, że
może lepiej nie będę wstawał.
- Też tak myślę. Dobrze więc, dziecko ma się urodzić koło stycznia.
Szczęśliwego Nowego Roku. Faktycznie, jest jeszcze trochę czasu. Na
co?
Paul-Anthony obrócił twarz ku bratu, potem zamrugał oczami,
próbując zobaczyć go wyrazniej.
- Na to, żeby ją przekonać, że ją kocham... oczywiście - powiedział. -
To zrobimy. - Kiwnął się niebezpiecznie. - Jakoś zro... zrobimy. - Opadł
na sofę.
John-Trevor potrząsnął głową i wstał. Jednym ramieniem postawił
Paula-Anthony'ego na nogi, jakby ważył nie więcej niż worek kartofli.
Krzywiąc się z niesmakiem, pociągnął brata korytarzem i wprowadził do
sypialni.
- Baby - wymamrotał. - Bóg widzi, że je lubię, ale prędzej mi kaktus
wyrośnie, niż się w którejś zakocham. Nie ma siły.
RS
50
Rozdział 5
Przez następnych parę dni Alida czuła, jak powoli zmienia się w
kłębek nerwów. Wiedziała, że w tym stanie podda się najlżejszej
prowokacji.
Bez końca widziała tę scenę u siebie w mieszkaniu, kiedy to Paul-
Anthony powiedział, że wie o dziecku... jego dziecku... ich dziecku, na
Boga. Pamiętała też wciąż upór, z jakim podkreślał, że będzie jej
wyznawał miłość codziennie, bez przerwy.
Była pełna napięcia za każdym razem, kiedy w pracy dzwonił telefon
lub Lisa wchodziła niespodziewanie do pokoju. Sztywniała, gdy
wieczorem wychodziła z windy. Niepokoiła się za każdym razem, kiedy
słyszała kroki na korytarzu podczas nie kończących się wieczorów.
Ale Paul-Anthony nie dawał znaku życia.
"I bardzo dobrze" - powtarzała sobie. Przyjął do wiadomości to, co
próbowała mu powiedzieć, i zniknął jak zachodzące słońce.
Ale po chwili zaczynała zgadywać, gdzie był. O czym myślał? Co
robił? Czy ból, który dostrzegła tamtego wieczoru w jego pięknych
oczach, zbladł i znikł? Co z oczu to i z serca, tak? Czy porzucił ją i
dziecko, które w sobie nosiła?
Tak - mówił rozsądek - tego przecież chciała. Ale odzywał się też głos
serca, nękający ją samotnością, gdy kręciła się w łóżku w ciemne,
bezsenne noce.
W tydzień po tym, kiedy ostatnio widziała Paula-Anthony'ego, Alida
przyszła do pracy, pamiętając aż za dobrze, że mieli się według planu
spotkać tego dnia. Choć Lisa powitała ją uśmiechem, Alida ze smutkiem
pomyślała o jakimś napięciu, które wciąż było między nimi.
- Rany - powiedziała lekko. - Wyglądasz dziś bosko, Liso. -
Przemknęła spojrzeniem po błękitnej sukience, która doskonale
podkreślała pyszną figurę przyjaciółki. - Nowa, co?
Lisa skinęła głową.
- Paul-Anthony ma tu być dzisiaj. Zrobiłam się na femme fatale dla
tego bubka. Odrobiłam pracę domową, jeśli chodzi o naszego
wspaniałego pana Paytona. Dowiedziałam się, że na każdej imprezie
towarzyskiej i dobroczynnej pojawia się z inną dziewczyną u boku. Poza
tym, jak mówią, jest oddany swojej pracy. Ten facet już dawno powinien
mieć kogoś w życiu, a ja chętnie dorwałabym się do jego forsy.
- Liso - zaczęła Alida.
RS
51
Ale co jej miała powiedzieć? "Zabieraj się za niego"? czy "Nie próbuj
go kokietować, jest mój, noszę w sobie jego dziecko"? Traciła głowę.
Biedne dziecko będzie miało matkę wariatkę.
- Wyglądasz odlotowo - powiedziała do Lisy i poszła do pokoju.
O dziesiątej Lisa weszła, kipiąc złością.
- Ten baran Paul-Anthony nie przyszedł - obwieściła. - Przysłał jakąś
sierotę, która twierdzi, że wyjechał i że masz omówić szczegóły
konferencji z jego człowiekiem.
- Rozumiem - powiedziała Alida spokojnie. - Cóż, wpuść go.
Dni i noce mijały... powoli.
Alida pojawiła się w gabinecie doktor Allen miesiąc po pierwszym
spotkaniu i lekarka zapisała jej witaminy. Ciąża rozwijała się pomyślnie,
jak mówiła, ale Alida miała małą niedowagę.
- Niedowagę? - powtórzyła Alida. - Bardzo szybko tyję. Nie mieszczę
się w większości ciuchów i muszę nosić luzne bluzy, które zakrywają na
wpół otwarte suwaki.
Doktor Allen uśmiechnęła się.
- Dzieci zajmują zwykle trochę miejsca, Alido. Poza tym, leczę panią,
całą kobietę, nie tylko płód. Z dzieckiem wszystko w porządku, ale pani
jest za chuda. Chcę, żeby jadła pani więcej.
- Miłosierdzia - roześmiała się Alida, wywracając oczy do góry. Nadal
nie miała znaku życia od Paula-Anthony'ego. Czas uciekał... powoli.
W któreś popołudnie, w sześć tygodni po tym, jak ostatnio widziała
Paula-Anthony'ego, Max Brewer wtoczył się do jej biura nie
zapowiedziany.
- Alido - powiedział - właśnie rozmawiałem z Paulem-Anthonym
Paytonem przez telefon.
Alida zesztywniała. -Tak?
- Konferencja ma się odbyć w tym tygodniu.
- Pamiętam o tym, Max. Bardzo ściśle współpracowałam z
człowiekiem, którego tu przysłał. Nie przewiduję problemów.
- Mam nadzieję. Ta konferencja ma bardzo duże znaczenie dla hotelu.
Pan Payton życzy sobie, żebyś mu towarzyszyła na końcowym bankiecie
w niedzielę wieczorem. Sądzi, że to będzie miły akcent, jeśli cię
przedstawi i podziękuję za przygotowanie konferencji. Będziesz
oczywiście reprezentować Swana.
- Nie - powiedziała Alida, czując, jak krew odpływa jej z twarzy. - To
wykluczone. Nasze zobowiązania nie przewidują towarzyszenia klientom
na bankietach.
RS
52
- Alido, chyba mnie nie słyszałaś dokładnie. To jest wyrazne życzenie
Paula-Anthony'ego Paytona.
- Każ Lisie z nim iść. Będzie zachwycona.
- Powiedział, że chce ciebie. Przyjdzie po ciebie o ósmej.
- Nie - powiedziała, potrząsając głową. Max popatrzył na nią z
wściekłością.
- Ja nie proszę, żebyś poszła. Ja ci każę iść. Zdaje się, że zapominasz o [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl