[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dziedzinie medycyny i tyle nas Å‚Ä…czy. Zaczynam siÄ™ zastana­
wiać, czy za tÄ… twojÄ… nagÅ‚Ä… zmianÄ… nie kryje siÄ™ coÅ› poważ­
nego.
Obrzuciła go pełnym złości spojrzeniem i zauważyła, że
jego twarz tężeje w kamiennym grymasie. Odniosła ulotne
wrażenie, że w jego oczach błysnął ból, a potem gniew, aż
wreszcie wszystko zgasło.
- Ale co? - spytał tak spokojnie, że w pokoju powiało
chłodem.
- SkÄ…d ja mam wiedzieć? - parsknęła, trochÄ™ żaÅ‚ujÄ…c swo­
jego wybuchu. - Najpierw mówisz, że nie chcesz się żenić,
a potem, że chcesz; najpierw mówisz, że nie chcesz dziecka,
a potem chcesz się nim zająć. A może...
Ponieważ nie skończyła, spytał:
- Co masz na myśli?
- A może jest to po prostu zbieg okoliczności, że kiedy
zagroziłam ci zakwestionowaniem ojcostwa, przyszedł ci do
głowy ślub.
- Uważasz więc - rzekł chłodno - że moim zdaniem, jeśli
wezmiemy ślub, będę w stanie w jakiś sposób zmusić cię do
badań?
- To logiczne - broniła się.
- Owszem, z wyjątkiem jednego. Gdybym chciał zmusić
90 NIE PRZESTAN CI KOCHA
cię do tych badań po ślubie, byłoby to pozbawione sensu, bo
usunięcie ciąży byłoby już nielegalne.
Poczuła, że robi jej się słabo. Zapomniała na śmierć, że
czas szedÅ‚ do przodu nieubÅ‚aganie. Gdyby tylko o tym pomy­
ślała, zapewne nie powiedziałaby tylu głupstw. To wszystko
przez tę panikę, przez to, że nagle uświadomiła sobie, iż staje
się psychicznie bardzo słaba i że zbyt pochopnie zawiera
związek, który może okazać się pełen pułapek.
- Przepraszam, Leo... - szepnęła.
- Przynajmniej otworzyliśmy sobie oczy - rzekł cierpko
i wyjął z kieszeni kluczyki. - Nie przypuszczałem jednak, że
uważasz mnie za człowieka aż tak przebiegłego.
- Nie! - zawoÅ‚aÅ‚a, wystraszona, że tym razem Leo napra­
wdę nie wróci. - Chciałabym ci...
- Nie martw siÄ™, Mario - powiedziaÅ‚, podrzucajÄ…c kluczy­
ki do góry i łapiąc je w locie. - Rzeczywiście mało o sobie
wiemy, ale może do czasu narodzin dziecka jakoÅ› to naprawi­
my? Oczywiście, jeśli zgadzasz się zostać moją żoną.
Patrzyła w milczeniu na jego nie zdradzającą żadnych
uczuć twarz. Pojęła, że więcej dla niej znaczy niż jakikolwiek
inny mężczyzna w jej życiu i że wÅ‚aÅ›nie tego mężczyznÄ™ zra­
niła.
- Tak - szepnęła, opuszczając wzrok na swoje splecione,
leżące na kolanach palce i powstrzymując łzy. - Zgadzam się.
- Dobrze - odparÅ‚ energicznym tonem, jakby jakaÅ› przy­
ziemna dyskusja dobiegła właśnie końca. - Powiedz mi tylko,
kiedy masz kilka wolnych dni, a ja wszystkim się zajmę. Cży
myślisz o jakimś konkretnym miejscu?
W jej wyobrazni pojawiła się wizja ślubu, o jakim kiedyś
NIE PRZESTAN CI KOCHA 91
marzyła, takim, w którym panna młoda w białej sukni idzie
głównÄ… nawÄ…, by przy oÅ‚tarzu stanąć obok mężczyzny, które­
go kocha...
- Nie wiem... - Trudno jest rezygnować z marzeń. - Czy
miałbyś coś przeciwko... Nie, nie - zakończyła szybko.
- No powiedz - poprosił.
- Nie, to nieważne. Zapomniałam, że ty już brałeś ślub.
- Ale przecież to nie ma znaczenia! Aha - uprzytomnił
sobie - pewnie byś chciała ślub kościelny.
- Chyba mi na tym nie zależy. W urzÄ™dzie stanu cywilne­
go na pewno prędzej się to załatwi.
Milczał, wpatrując się w nią intensywnie, jakby odgadując
jej wielkie ustępstwo, po czym skinął lekko głową.
- Dobrze. Podaj mi tylko terminy.
Kiedy wyszedł, pozostała z uczuciem, jakby przejechała po
niej ogromna ciężarówka. Nie była w stanie myśleć o niczym.
- DokÄ…d jedziemy? - Maria wyjęła spod mankietu chuste­
czkÄ™ i wytarÅ‚a rÄ™ce. Nie miaÅ‚a odwagi dotknąć spódnicy piÄ™k­
nego, jasnego kostiumu, jaki Leo jej kupił. - Czy ten urząd
jest gdzieÅ› tam?
- Przestań się denerwować - poprosił Leo, ujmując jej
dłoń. - Taksówkarz wie, gdzie nas wiezie.
- A jeśli się spóznimy? Zaczekają na nas?
ByÅ‚a tak zdenerwowana, że serce podchodziÅ‚o jej do gard­
Å‚a, a dziecko też byÅ‚o chyba mocno niespokojne, bo nie prze­
stawało się wiercić.
- Mario! - Uniósł dłonią jej podbródek i spojrzał jej
w oczy. - Uspokój się, wszystko jest dobrze. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl