[ Pobierz całość w formacie PDF ]
aba, brzdąkając na gitarze i paląc kolejnego ziołowego papierosa. Czuł się w Yale jak w
domu.
- Chyba dobrze - powiedziała niepewnie Blair. Rzeczywistość jeszcze do niej nie do-
tarła. Otworzyła drzwi, usiadła w fotelu i ściągnęła buty. - Czuję, że zrobił mi się pęcherz.
Cholerne buty.
Aaron też wsiadł do samochodu.
- O co ciÄ™ pytali?
- No wiesz, dlaczego akurat Yale i takie tam - mruknęła ogólnikowo Blair. Cała ta roz-
mowa stała się dla niej tylko mglistym wspomnieniem. Była zadowolona, że już po wszyst-
kim.
- Czyli nic nadzwyczajnego - stwierdził Aaron. - Na pewno świetnie ci poszło.
- Taaak. - Blair odwróciła się i sięgnęła po swoją torbę. Na tylnym siedzeniu leżały
Opowiadania wybrane Edgara Allana Poe.
Blair przypomniała sobie jedno z pytań: Możesz mi opowiedzieć o ulubionej książce,
jaką ostatnio czytałaś?
O nie!
Nagle cały koszmar powrócił.
Zaczęła się wiercić, drżąc.
- Cholera - szepnęła.
- Co?
- Zawaliłam sprawę. Kompletnie wszystko spieprzyłam.
- Co masz na myśli?
Blair potarła pryszcza nad brwią.
- Zapytał mnie, czy ostatnio przeczytałam jakąś dobrą książkę. I wiesz, co powiedzia-
Å‚am?
Aaron potrząsnął głową.
- Co?
- Powiedziałam mu, że niczego nie czytałam, bo moje życie to kanał. Przyznałam się
do kradzieży w sklepie. Powiedziałam mu, że miałam ochotę ze sobą skończyć.
Aaron tylko się jej przyglądał szeroko otwartymi oczami.
Blair spojrzała za szybę, na piękne miasteczko uniwersyteckie. Chciała studiować w
Yale od czasu, kiedy po raz pierwszy przyjechała z ojcem na mecz futbolowy Yale z Harvar-
dem w jakiś weekend dla absolwentów; miała wtedy sześć lat. Yale to było jej przeznaczenie.
Tak dużo pracowała. Dlaczego nie wychodziła już na żadne imprezy w tygodniu? Bo cały
czas się uczyła. Była tak pewna, że się dostanie, a w ciągu kilku krótkich chwil wszystko za-
waliła. Jak po tym wszystkim spojrzy ludziom w twarz?
Aaron położył rękę na jej ramieniu.
- A tak jest? To znaczy, chcesz ze sobą skończyć?
- Nie. - Pierś jej falowała, kiedy po policzkach popłynęły łzy wściekłości. - Chociaż
pewnie powinnam po tej rozmowie.
- Naprawdę kradłaś w sklepie?
- Zamknij się! - burknęła, zrzucając z ramienia jego dłoń. - To wszystko twoja wina.
Trzymałeś mnie do pózna na nogach. Powinnam przyjechać rano pociągiem, tak jak planowa-
Å‚am.
- Ej, to nie ja kazałem ci gadać bzdury - zwrócił jej uwagę. - Mimo wszystko nie
przejmowałbym się tym. Rozmowa wstępna to jeszcze nie wszystko, zaledwie jakaś jedna
piąta całego procesu. Ciągle masz szanse. A nawet jeśli się nie dostaniesz, jest jeszcze z mi-
lion innych dobrych szkól, do których możesz pójść.
Blair usiłowała sobie przypomnieć, jak przebiegła reszta rozmowy. Może to drobne
potknięcie nie miało aż takiego znaczenia.
A potem przypomniała sobie, co zrobiła na samym końcu.
- O Boże! - Walnęła głową o zagłówek.
Aaron włożył kluczyk do stacyjki i zapalił silnik.
- No co?
- Pocałowałam go.
- Kogo?
- Tego faceta, z którym miałam rozmowę. Pocałowałam go w policzek przed wyj-
ściem. - Dolna warga jej drżała, po twarzy potoczyło się więcej łez. - To była kompletna bła-
zenada.
- Wow! - Aaron był pod wrażeniem. - Pocałowałaś faceta na rozmowie kwalifikacyj-
nej? Założę się, że ty pierwsza coś takiego zrobiłaś.
Nie odpowiedziała. Odwróciła się do okna, skuliła ramiona i żałośnie płakała. Co teraz
powie ojcu? Co powie Nate'owi? Tyle mu truła, że nie myśli poważnie o Yale, a sama zamie-
niła swoją rozmowę wstępną w farsę.
- Wiesz co? - powiedział Aaron, wycofując samochód z parkingu. - Myślę, że powin-
niśmy stąd spadać, zanim zadzwonią po gliny, nie? - Uśmiechnął się, podniósł z podłogi brud-
ną serwetkę z Dunkin' Donuts i podał ją Blair, żeby wydmuchała nos.
Blair pozwoliła, by serwetka z powrotem opadła na podłogę. Nie mogła zrozumieć,
jak się w to wpakowała. Podróżowała brudnym samochodem z przesadnie optymistycznym
wegetarianinem z dredami, który wkrótce miał zostać jej przyrodnim bratem. Siedziała do
pózna w nocy, opychając się śmieciowym jedzeniem i żłopiąc piwo. Wymiękła na rozmowie
wstępnej i pocałowała obcego faceta, całkowicie przekreślając swoją przyszłość. Tego typu
rzeczy nie przydarzały się jej. Dotyczyły frajerów z problemami. Aktorów, którzy przycho-
dzili ciągle na castingi, ale nigdy nie dostali głównej roli. Ludzi, którzy mieli kiepskie włosy,
problemy z cerą, koszmarne ubrania i brak ogłady towarzyskiej. Blair ponownie dotknęła
pryszcza na czole. O Boże! W co ona się zamienia?
- Chcesz pojechać na jakieś śniadanie? - zapytał Aaron, wjeżdżając na główną drogę
przez New Haven.
Blair zatopiła się w swoim fotelu. Nie mogłaby niczego przełknąć. Nigdy więcej.
- Po prostu zawiez mnie do domu - powiedziała ze wstrętem.
Aaron puścił płytę Boba Marleya i skierował się na autostradę. Blair tymczasem wy-
glądała za okno, usiłując znalezć jakieś powody do życia.
W poniedziałek był ich szkolny festiwal filmowy. Jeśli wygra, będzie mogła dodać do
swojej listy kolejne osiągnięcie i, być może, w Yale przymkną oko na sprawę jej niefortunnej
rozmowy wstępnej. Może wybaczą jej to dziwaczne zachowanie, bo w końcu była artystką. A
jeśli mimo to nie dostanie się do Yale, mogłaby zacząć kreować się na artystkę pełną gębą,
zacząć ubierać się wyłącznie na czarno jak ta dziwaczka Vanessa i ubiegać się o przyjęcie na
Uniwersytet Nowojorski albo Pratt. A jeśli nie wygra? Będzie miała jeszcze jedną pozycję do
dodania na listę powodów, dlaczego jej życie jest w totalnej rozsypce.
Jakby nie było jeszcze dość, na przyszły weekend jej matka zaplanowała dzień pięk-
ności i uroczysty lunch z druhnami. A ona, Blair, będzie musiała być miła i tryskać entuzja-
zmem. Może nawet będzie musiała rozmawiać z Sereną. Hura, hura!
A w sobotę za dwa tygodnie będzie w końcu ten wielki dzień - wesele. I jej urodziny.
Dzień, w którym miała wreszcie stracić dziewictwo z Nate'em. Zacisnęła oczy, próbując przy-
wołać obraz, który sobie wcześniej wymarzyła - Nate otwiera butelkę szampana w ich hotelo-
wym apartamencie, ubrany w seksowne kaszmirowe spodnie od pidżamy. Ale jej głowę wy-
pełniła zupełnie inna wizja. Wyobraziła sobie, jak pies Aarona biegnie do niej truchtem z ja-
kimś listem w zaślinionej paszczy. List jest na papierze firmowym Yale, a jego treść brzmi:
Droga pani Waldorf, z żalem informujemy, że pani podanie o przyjęcie do Yale zostało od-
rzucone. Dziękujemy, że pani próbowała, życzymy udanego życia. Z poważaniem. Komisja
Rekrutacyjna Uniwersytetu Yale .
Blair otworzyła oczy. Nie! - powiedziała sobie stanowczo. Nie jest frajerką. Niezależ-
nie od wszystkiego dostanie się do Yale. Pójdą tam razem z Nate'em. Zamieszkają razem i
będą to robić, kiedy tylko będą chcieli. To było życie, które sobie wymarzyła, i tak właśnie
będzie.
Odwróciła się do Aarona.
- Zaraz po powrocie zadzwonię do mojego ojca i poproszę, żeby przekazał Yale jakąś
darowiznę - powiedziała z determinacją. Właściwie nie było to żadne przekupstwo, prawda?
Coś takiego jest przecież na porządku dziennym! A poza tym nie była złą uczennicą ani nic
takiego.
Ale na pewno facet, z którym miała rozmowę wstępną, nie zapomni tak szybko tego
pocałunku. Jej ojciec będzie musiał zrobić naprawdę dużą darowiznę.
tematy Ä% wstecz dalej º% wyÅ›lij pytanie odpowiedz
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwisko oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie ucier-
pieli niewinni. Czyli ja.
hej, ludzie!
KTO JEST Z KIM?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]