[ Pobierz całość w formacie PDF ]
generatorami, które Shadowspawn rozmieścił w całym polu asteroid. W całej flocie nie mamy
nawigacyjnego komputera, który potrafiłby przewidzieć orbitę jakiegokolwiek ciała w całym tym
systemie... właśnie dlatego generatory sztucznej grawitacji naszych podwójnych siódemek omiatają
całe pole. Usiłujemy otworzyć okno, żeby wskoczyć do nadprzestrzeni, zanim dojdzie do eksplozji
samej gwiazdy.
- Rozumiem. - Lando stwierdził, że bardziej go interesuje problem taktyczny, jaki
przedstawia obecna sytuacja, niż ukaranie Eskadry Aotrów... zwłaszcza że najprawdopodobniej
będzie jeszcze musiał skorzystać z ich usług. - Jaka jest sytuacja? - zapytał.
- Mogłaby wyglądać lepiej - przyznał Wedge. - Wymierzyliśmy planetoidy w taki sposób,
żeby proces sam się podtrzymywał, ale ilekroć wykonujemy jakiś ruch, atakują nas roje myśliwców
TIE. Zgodnie z naszymi najlepszymi ocenami krótkotrwałe okna powinny zacząć się otwierać za
osiemnaście do dwudziestu godzin.
- To wcale niezle - mruknął Calrissian.
- Byłoby jeszcze lepiej, gdyby w koronie gwiazdy nie zaczęły się pojawiać potężne
rozbłyski, do czego dojdzie za niespełna trzy godziny - odparł Wedge. - Nie możemy przewidzieć
dokładnie, kiedy to się stanie, ani nie wiemy, z jak dużą siłą, bo nie potrafimy tego przewidzieć z
wystarczająco dużym prawdopodobieństwem... tym bardziej, że te grawitacyjne bomby mogą
dodatkowo zagmatwać sytuację.
- Te grawitacyjne bomby muszą skądś się brać - powiedział z namysłem Calrissian. - W
przeciwnym razie dawno by się wypaliły albo o coś rozbiły. Mam rację?
Tycho pokiwał głową.
- Generał Solo zauważył na powierzchni planety dużą bazę, panie generale - powiedział. -
Prawdopodobnie znalazł ją w głębi krateru wulkanu. Wspominał o tym w ostatniej wiadomości,
jaką mieliśmy od niego i księżniczki Leii, zanim straciliśmy z nimi wszelki kontakt.
- Han i Leia są na planecie, a my nie mamy z nimi łączności? - Lando z niedowierzaniem
pokręcił głową. - Co oni tam właściwie robią?
- Uhm, polecieli ocalić Luke a Skywalkera, panie generale.
- A co Luke... zresztą, nieważne. Nie chcę tego wiedzieć - mruknął Calrissian.
- Mistrzowi Luke owi grozi jakieś niebezpieczeństwo? - podchwycił przerażony C-3PO. -
Och, panie generale Calrissian, nie może go pan tam zostawić... a co się dzieje z Artoo?
- Nikt nie zamierza nikogo zostawiać - odparł Lando. - Sygnały skanerów odbijają się od
atmosfery, w której jest mnóstwo ciężkich metali i panuje bardzo silne pole magnetyczne. Co wam
wiadomo na ten temat?
Wedge wzruszył ramionami.
- Atmosfera nadaje się do oddychania, jeżeli komuś nie przeszkadza ustawiczne krztuszenie
się i kasłanie - powiedział. - Jest jednak tak naładowana, że nie znamy sposobu na przesłanie przez
nią sygnału... Jeżeli ktoś naprawdę chce się zorientować, co się tam dzieje, jedynym sposobem jest
wylądowanie na powierzchni i rozejrzenie się po okolicy.
- Jeżeli promienie naszych skanerów nie mogą się przebić, ta atmosfera zablokuje również
każde inne promieniowanie, mam rację? - zapytał Lando.
- No cóż, owszem, ale... - Wedge zmarszczył brwi. - Panie generale, muszę powiedzieć, że
nie bardzo mi się podoba kierunek, w jakim zaczyna zmierzać ta rozmowa. Nic nam nie wiadomo
na temat ich systemów obronnych... nie mamy nawet pojęcia, ilu Shadowspawn ma tam żołnierzy!
- To dobrze - mruknął Lando.
- Dobrze?
- Jak mówi czasami mój dobry przyjaciel... - Calrissian wyszczerzył zęby w drapieżnym
uśmiechu - ...nigdy mi nie mów o prawdopodobieństwach.
Han Solo nigdy nie przepadał za zaglądaniem w wylot lufy blastera. Jego samopoczucia nie
poprawiało także to, że jest to lufa jego ulubionej broni. Najgorsze jednak, że wszystko się działo w
towarowej ładowni własnego statku Hana...
Postanowił się nad tym nie zastanawiać. Nie poprawiłby swojej sytuacji, gdyby się dał
doprowadzić do furii.
- Niech będzie - powiedział, a blaster KYD Aeony nadal wisiał na jego wskazującym palcu
za osłoną spustu. Rzucił Leii spojrzenie mówiące: Stań za mną! , bo nagle cała grupa Mindoran w
ładowni wyciągnęła spod pancerzy z brył lawy używane podczas napadu małe blastery. Chewbacca
wciąż jeszcze klęczał na jednym kolanie między dwoma rannymi mężczyznami, których opatrywał,
ale zacisnął ogromne dłonie w potężne, włochate pięści. Wydał charakterystyczne dla istot rasy
Wookie warknięcie i obnażył ogromne kły.
- Spokojnie... spokojnie, Chewie - powiedział Han. - Nie musimy załatwiać tego po złości.
Załatwimy to po dobroci, rozumiesz?
Chewie stopniowo się odprężył i spuścił głowę, ale Han zdążył zauważyć błysk zrozumienia
w jego jaskrawoniebieskim oku.
- Padnij! - Aeona Cantor chwyciła rękę z bronią, żeby skierować blaster DL-44 Hana prosto
w nos poprzedniego właściciela. - Natychmiast!
Han westchnął.
- Wybrałaś parszywą porę na porywanie mojego statku, damo - powiedział.
Aeona spojrzała na niego i wzruszyła ramionami.
- Czy kiedykolwiek może być na to odpowiednia pora? - zapytała.
- Jak myślisz, co z nim zrobisz? - Korelianin posłał jej współczujące spojrzenie. - Dokąd
polecisz? Shadowspawn naszpikował cały system tyloma grawitacyjnymi generatorami, że miną co
najmniej dwa dni, zanim dokonasz skoku.
- Nie mówiłam ci przypadkiem, że masz się położyć na pokładzie? - warknęła Mindoranka.
- Posłuchaj mnie. - Han zrobił mały krok w jej stronę. - Te asteroidy zaczną wkrótce spadać
na samą gwiazdę. Jeżeli do tej pory nie wylecisz statkiem z atmosfery, wszyscy się upieczemy.
- To nie twój problem. - Rudowłosa kobieta wymierzyła lufę blastera w prawe oko Hana. -
Ty masz się tylko rozpłaszczyć na pokładzie, zanim twój mózg ochlapie śliczną buzkę księżniczki.
- Zliczną buzkę? - warknęła Leia groznym tonem, który Han znał aż nazbyt dobrze.
Wyciągnął rękę, żeby ją powstrzymać, ale księżniczka zanurkowała pod jego ręką. - Może odłożysz
ten blaster na bok i powiesz to jeszcze raz?
- Co z wami, ludzie? - zapytała Aeona. - Kładzcie się na pokładzie! Natychmiast!
- Mam lepszy pomysł. - Han wsadził kciuk za pas. - Może byś natychmiast zwróciła mi
blaster, zanim mój partner ci zademonstruje, co to znaczy po dobroci ?
Chewbacca udowodnił to bardzo przekonująco. Wyciągnął przed siebie olbrzymie, włochate
ręce, chwycił za gardło obu siedzących przed nim na pokładzie rannych Mindoran i błyskawicznie
zderzył ich głowami. Rozległ się trzask, jakby ogromny, wydrążony orzech tok wylądował na
twardej skale. Obaj mężczyzni osunęli się na pokład. Chewbacca po prostu wstał i uniósł ofiary w
powietrze. Trzymał je w taki sposób, że go osłaniały.
- Na razie wciąż jeszcze żyją - oznajmił uprzejmie Han. - Właśnie to oznacza po dobroci
[ Pobierz całość w formacie PDF ]