[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ornaty, obrusy na ołtarze i wspaniałe kolorowe serwety, które były wówczas w użyciu, umiała
utkać z wełny i jedwabiu historie biblijne Starego Testamentu poczynając od stworzenia świa-
ta aż do cnotliwej Zuzanny.
Aczkolwiek z zarobków swych musiała natychmiast składać rachunek surowej matce i
przyczyniała się chętnie do wspólnych wydatków domowych, jednakże udawało się jej nie-
kiedy ukryć trojaka, który potajemnie podsuwała ojcu, by mógł pójść do winiarni i dogodzić
sobie. Przed świętem owczarzy zaoszczędziła podwójny datek i wcisnęła go z cichą radością
w dłoń dręczonego pragnieniem rodzica, gdy ten wieczorem powrócił był z młyna i zrzucił z
ramion pełny worek mąki.
Mistrz Piotr odpłacił kochanej dziewczynie najwdzięczniejszą miną, na jaką go było
stać w tej chwili. Smok domowy bowiem, jak zwykł był nazywać swą gderliwą połowicę za
jej plecami, obarczył go taką noszą, że bez mała upadał pod jej ciężarem. Dobroć kochającej
Lucyny wzruszyła go tym razem do głębi duszy, rozczulając aż do łez. Nosił się bowiem z
planem, który powinien był ostatecznie dojrzeć tego wieczora, ale za to, zdaniem jego, nie
należał się żaden napiwek od cnotliwej córki.
Zatopiony w myślach podążył w dół ulicy do gospody Pod Złotym Jagnięciem , prze-
cisnął się przez tłum biesiadników, zamówił miarkę wina i nie szukając kompanii usa-
dowił się za piecem w wyścielanym skórą krześle gospodarza, które acz wygodne, było
wolne z powodu ustawienia go w miejscu odludnym. Tutaj, gdy wino nieco uspokoiło
roztrzęsione nerwy i podniosło go na duchu, zaczął rozważać propozycję, jaką uczyniono mu
odnośnie do pięknej Lucyny.
Pewien młody geniusz, malarz z zawodu, osiedlił się w Rotenburgu, by uprawiać tu
sztukę. Głównym przedmiotem jego studiów był doskonały ideał piękności niewieściej.
Gdziekolwiek tylko ujrzał zgrabną dziewczynę, w oknie, na ulicy czy też w kościele, zaraz
wyciągał kawałek pergaminu i robił ołówkiem szkic, następnie przetwarzał go na obraz olejny
i sprzedawał do klasztoru jako świętą Weronikę lub Madonnę, znajdując dobry zbyt szcze-
gólnie u młodych mnichów, którzy odprawiali modły przed tymi obrazami.
Gdy podczas procesji w święto Bożego Ciała wpadła mu w oko piękna Lucyna, chwycił
się żwawo za czerwony ołówek, by utrwalić cudną twarzyczkę. Jednakże nie było to codzien-
ne zjawisko dające się odrysować tak łatwo jak cień na murze. Rysy pięknej dziewczyny były
tak harmonijne, cała zaś postać tak wdzięcznie zaokrąglona, że kopia bynajmniej nie odpo-
wiadała oryginałowi. Im bardziej starał się artysta wyczarować pędzlem i przy pomocy wyo-
brazni lubą miniaturkę na podstawie pierwszego szkicu, tym mniej mu się to udawało.
Wkrótce potem pewien bogaty hrabia zamówił dla upiększenia nowego zamku wiele
obrazów, sam podając pomysły do nich. Główne dzieło miało przedstawiać narodziny Wenus,
wychodzącej jako arcydzieło natury z łona morza i podziwianej przez bogów i potwory mor-
skie. Do tej kompozycji malarz nie znał doskonalszego wzoru bogini miłości, jak piękna cór-
ka byłego garkuchmistrza Piotra Blocha; pytanie jednak, czy cnotliwa dziewczyna zechcia-
łaby okazać oczom artysty całość swych wdzięków celem wymalowania z natury postaci
bogini.
Umyśliwszy wziąć byka za rogi, malarz zwrócił się pod jakimś pretekstem wprost do jej
ojca, dawał mu farby do rozcierania i wynagradzał sowicie za ten trud. Po nawiązaniu w ten
sposób znajomości zaprowadził go pewnego dnia do winiarni, dolewał dzielnie, a gdy zoba-
czył, że gość jest w dobrym humorze, wystąpił ze swoją prośbą, dodając obietnicę poczesne-
go upominku w razie zgody. Ale mistrz Piotr wziął mu to za złe, rozsierdził się z powodu
nieprzystojnej propozycji i podejrzewając nieuczciwe zamiary wobec honoru i cnoty ładnej
Lucyny, rzekł nasrożony:
Jak Waszmość to rozumie? Krotochwila to czy serio? Czy On myśli, że sprzedam
Mu córkę gołą jak oskubana kura? Czyniłem tak niegdyś z kurami jako garkuchmistrz, ale
jeżeli chodzi o córkę, nie przystoi to żadnemu zacnemu obywatelowi miasta cesarskiego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]