[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Może się znajdzie. Ale najpierw pokaż mi swoją dłoń. Muszę wyczytać z niej twe
zamiary. Wielu jest takich, których w ogóle nie wpuszczamy do miasta.
Zdumiony Wildheit wyciągnął lewą rękę, na której starzec położył swoją i zamknął oczy,
by móc się skoncentrować. Strażnicy podnieśli w tym momencie broń i skierowali ją w stronę
przybysza, gotowi użyć jej natychmiast, gdyby ten nie rozwiał do końca wątpliwości starca.
Wreszcie Pilon przemówił.
- Przybywa w pokojowych zamiarach i jest w wielkiej potrzebie. Przekażcie go mnie.
Biorę na siebie odpowiedzialność.
- Ryzykujesz zbyt wiele, Pilonie - odezwał się z niedowierzaniem jeden ze strażników. - Są
jeszcze inni, których trzeba będzie zawiadomić. Mogą zechcieć, by go przyprowadzono. W każdym
razie będziesz musiał wytłumaczyć się przed Radą Starszych.
- Postępuję zgodnie z prawem - odrzekł starzec, ujmując Wildheita pod ramię. - Chodzmy
do mnie, to niedaleko stąd. Tam będziemy mogli porozmawiać.
Wildheit pozwolił sprowadzić się z mostu i wieść wąskimi, brudnymi ulicami po piasku,
noszącym ślady żelaznych kół przejeżdżających wozów. Nic nie świadczyło o obecności
zmechanizowanego transportu. Domy były potężne, budowane z grubo ciosanego kamienia, a ich
architektura wyrażała bardziej indywidualną fantazję, aniżeli jakiś zwyczajowy styl. Odznaczały
się prostotą, mimo nieoczekiwanej różnorodności kształtów i sylwetek. W nikłym świetle
niedużych latarni miały jakiś feudalny wygląd i sprawiały wrażenie czegoś niezwykle trwałego.
- Co wyczytałeś z mojej dłoni? - spytał Nad-inspektor podczas marszu.
- Dowiedziałem się, że jesteś oczekiwany, ale niepożądany - odpowiedział enigmatycznie
Pilon. - Przebywanie tutaj jest dla ciebie niebezpiecznie.
- Zadajecie sobie ogromny trud, strzegąc bram miasta. Trudno mi to zrozumieć w sytuacji,
kiedy jedynymi mieszkańcami Mayo są Zmysłowcy.
- Istnieją różne stopnie wrażliwości. Niektóre nadzwyczajne jej odmiany potrzebują
ochrony przed ujemnymi wpływami, a te bardziej zwyczajne wymagają z kolei opieki ze strony
tych wyjątkowych. To zawiła sprawa.
Weszli do dużego, drewnianego domu. Pilon wyciągnął rękę, aby odebrać od Wildheita
wierzchnie okrycie. Nad-inspektor przecząco potrząsnął głową.
- Nie ma potrzeby. Moje ubranie automatycznie przystosowuje się do temperatury, a poza
tym jest w nim wiele rzeczy, które mogą mi się przydać.
- Jak sobie życzysz. - Starzec badawczo przyglądał się twarzy Wildheita. Coul
niespokojnie drżał na ramieniu nadin - spektora. Bóstwo najwyrazniej bało się sytuacji w jakiej się
znalezli, mimo że bezpośrednio nic im nie zagrażało. Nawet Wildheita opanowały jakieś silne
przeczucia.
- Jesteś dziwnym człowiekiem, inspektorze - ciągnął dalej stary. - Broń, którą nosisz w
swych kieszeniach, zadać może więcej śmierci, aniżeli planeta Mayo widziała w całej swej historii.
Choć wzrok mi tego nie mówi, wyczuwam jakąś istotę obecną na twoim ramieniu. Jesteś z tych,
którzy w przeszłości rozlali najwięcej krwi, a ich przyszłość jest jeszcze bardziej krwawa. Przy tym
wszystkim jesteś człowiekiem obdarzonym mądrością i humanitaryzmem. To przerażające i
bolesne być kimś takim, jak ty.
- Przystąpmy do rzeczy - powiedział Wildheit.
Weszli do niewielkiego, zastawionego książkami pokoju, którego jedynym umeblowaniem
było kilka zwykłych krzeseł i stół. Gdy już usiedli, Pilon skierował w stronę Wildheita pytające
spojrzenie, lecz jego uwaga zdawała się być podzielona i zwrócona częściowo na to, co znajdowało
się poza grubymi ścianami pomieszczenia. W ciemności, za oknami poprzedzielanymi kamiennymi
słupkami, nocną ciszę zaczynały mącić odległe hałasy.
- Jaki masz problem, inspektorze?
- Chaos. Zakładam, że wiesz, czym jest Chaos.
- Odbiciem powolnej zagłady wszechświata. Chaos ma dla nas wiele tajemnic.
- Dla nas także. Właśnie to mnie tutaj sprowadza. Federacja Galaktyki zwraca się do ciebie
o pomoc. Ktoś lub coś próbuje dobrać się do wzorów Chaosu. Stworzono selektywną Broń,
wymierzoną przeciwko najwartościowszym jednostkom. Większość z nich to ludzie, którzy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]