[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Marnie sypiam - rzekł.
Serce się jej ścisnęło. Przygotowywała się na jego powrót z Afganistanu, wiedziała, z jakimi
problemami borykają się rodziny żołnierzy.
Uważnie wpatrywała się w jego profil.
- Masz koszmary?
- Nie. - Pokręcił głową, skoncentrowany na pracy. - Tylko problem z zasypianiem. Gdy już zasnę,
śpię całkiem niezle. - Zerknął na nią. - Nie prześladują mnie makabryczne wspomnienia, jeśli o to chciałaś
zapytać - dokończył.
Przez chwilę milczał. Znów skupił się na lodowym wazonie.
Przyglądała się, jak usuwa kolejny napis. Czy psychiatra uważał, że Mason odnajdzie spokój, gdy
zamknie za sobą przeszłość? Liczył, że to mu pomoże? Intuicyjnie czuła, że Masona coś dręczy. Otaczał
się nieprzebytą barierą, dystansował od świata. Jakby chciał skryć przed ludzmi swoje wnętrze.
- Odeszłam, bo nie chciałeś ze mną rozmawiać.
W pierwszym momencie nie była pewna, czy jej słowa do niego dotarły. Nadal pracował, lodowe
odłamki lśniły w powietrzu.
Wreszcie się odezwał.
- Nie rozmawiałem, bo nie wiedziałem, co powiedzieć. - Prychnął gorzko. - Komunikacja to nie
moja specjalność.
- Chciałam czuć się częścią twojego życia. Ty odstawiłeś mnie na bok.
Zaśmiał się cierpko.
- Powiem ci, że wtedy wolałabyś nie znać moich myśli. Do diabła - ciągnął - nawet ja wolałbym ich
nie znać.
Przykro jej było to słyszeć. Nie chciała mu współczuć ani wczuwać się w jego położenie. Nie
wspominając już o innych uczuciach, jakie w niej budził. Poza tym już było na to za pózno.
- Pragnęłam ci pomóc - powiedziała.
Zacisnął usta, odłożył szlifierkę. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, odżyły dawne wspomnienia.
Z czasów, kiedy ze sobą walczyli.
L R
T
- Nie mogłaś mi pomóc. - Wyjął zapalniczkę, zapalił ją i przyłożył do złączonych łabędzich
dziobów. - Reese, nikt nie mógł mi pomóc.
Napłynęły bolesne wspomnienia. Nie życzyła sobie rozgrzebywania dawnych ran. Po tych słowach
miała poczuć się lepiej? Bardzo się mylił.
- Może komuś by się udało, gdybyś tylko pozwolił - powiedziała. - Nie wiesz, że tak powinno być
w małżeństwie?
Lodowe dziobki łabędzi się rozłączyły. Mason schował zapalniczkę. Milczał. Niech go szlag.
- Zrezygnowałam ze wszystkiego - mówiła z narastającym zacietrzewieniem. - Zależało mi tylko na
tobie, na tym, żebyś wrócił. Nic innego się dla mnie nie liczyło. Rodzice, przyjaciele, nic. - Wzbierał w
niej tłumiony żal i gniew. Mówiła coraz szybciej. - Rodzice przekonywali, że ty się nigdy nie zmienisz.
Namawiali, żebym wróciła do Nowego Jorku, a ja nie chciałam ich słuchać, tylko czekałam na ciebie.
Chciałam stworzyć dla nas dom, dla nas dwojga.
W milczeniu podszedł do kolejnej wazy.
- Masz pojęcie, jak rozpaczliwie czekałam na twój powrót? - Mimowolnie podniosła głos.
Z jego twarzy nie mogła niczego wyczytać. Niewielką elektryczną piłą rozdzielił lodową bryłę;
teraz łabędzie miały nieco zdeformowane dzioby, ale już nie były połączone.
Z jakiegoś powodu to ją zdenerwowało.
- Nawet gdy wróciłeś z Afganistanu, miałam wrażenie, że moja obecność ci ciąży.
- Byłem jak odrętwiały.
Azy zapiekły ją pod powiekami, lecz nie była w stanie powściągnąć gniewu.
- Szkoda, że ze mną tak wtedy nie było. Chciałabym być odrętwiała, tyle ci powiem. Przez ciebie
czułam się jak śmieć. - Ze zdumieniem uświadomiła sobie, że to wyznanie przyniosło jej ulgę.
Mason dopiero teraz wypuścił powietrze. Po raz pierwszy okazał jakieś emocje.
- Do diabła, Reese - rzekł z miną winowajcy. - Nie chciałem tego.
- Odepchnąłeś mnie, jakbym nic dla ciebie nie znaczyła. Minęły miesiące, lata, nim doszłam do
siebie.
Zapadła głucha cisza. Mason powoli odłożył piłę, odwrócił się do Reese.
- Przepraszam, że przeze mnie czułaś się nieszczęśliwa - rzekł zmienionym głosem. Szczerze. -
Zasłużyłaś na coś lepszego.
Te słowa łagodziły tłumiony przez lata żal i zapiekłą niechęć. Właściwie dopiero teraz zdała sobie
sprawę, jak bardzo czuła się odrzucona i zraniona.
- Zasługiwałaś na lepszego partnera. Teraz też zasługujesz - powiedział. Twarz nadal miał
nieodgadnioną. - Na kogoś takiego jak Dylan.
Tysięczny raz przemierzał pokój. Spojrzał na zegar stojący na nocnej szafce. Druga w nocy. Super.
Westchnął, przesunął dłonią po twarzy. Czuł się wykończony. I marzył o śnie, który nie nadchodził.
L R
T
Już dawno się nauczył, że w takich sytuacjach nie warto bez sensu przewracać się w łóżku z boku
na bok. Już lepiej wstać i chodzić. Dziś ma przed sobą długą noc. Wyjął z torby podniszczoną tenisową
piłeczkę i zaczął odbijać ją o podłogę. Rytuał podsunięty przez psychiatrę. Takie rytmiczne odbijanie
łagodziło napięcie. Wiedział z doświadczenia, że im bardziej jest podminowany, tym wolniej się rozluznia
i tym dłużej nie zasypia.
Takie bezmyślne czynności wybijają z niechcianego nerwowego cyklu.
Wyszedł z pokoju. Szedł słabo oświetlonym korytarzem, rytmicznie odbijając piłeczkę, wsłuchując
się w powtarzające się dzwięki, znajdując w nich uspokojenie.
Póki nie przypomniał sobie słów Reese. Wiedział, że jego sposób bycia sprawia jej przykrość, że
jego wycofanie jest dla niej bolesne. Wtedy sądził, że nie może jej obciążać, bo jest zbyt wrażliwa. Bał się,
że jeśli się przed nią otworzy, wyrzuci z siebie emocje, Reese ucieknie przerażona.
Rozumiał jej gniew. Nie zdawał sobie tylko sprawy, jak bardzo ją unieszczęśliwiał. Sprawił, że
straciła wiarę w siebie. Był zbyt pochłonięty sobą i swoim powrotem do normalnego życia, by pomyśleć o
jej uczuciach. Przerażało go, że ich małżeństwo się sypie, lecz nie stawiał się na jej miejscu. Za każdym
razem, kiedy jechała do rodziców - przy których czuł się jak ryba bez wody - odbierał to jako zdradę.
Z perspektywy czasu widział, że nie miał racji, ponieważ wyjazdy do rodzinnego domu pomagały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]