[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie przestawaj - rozkazuje Dominic przez zaciśnięte żeby -
Jeszcze.
Jeszcze? . Azy skapują mi z twarzy, ale posłusznie biorę
zamach i z trzaskiem spuszczam pejcz na jego grzbiet. Na
opuchniętych czerwonych plecach nie widać już pojedynczych
pręg. Ze skóry sączy się przezroczysty, lepki, lśniący płyn.
- Nie mogę - mówię. - Nie mogę. - Szloch dusi mnie, odbiera
mowę.
I wtedy widzę je - przez powierzchnię umęczonej skóry
przedzierają się rubinowe kropelki i wybuchają niczym
miniaturowe wulkany. Występują na wierzch, po czym zaczynają
ściekać. Krew.
- Nie! - wołam i opuszczam bicz. - Nie, nie mogę już więcej.
Zaczynam płakać na dobre. - Twoje biedne plecy krwaw
Pokonana wrażeniami ponad siły osuwam się na podłogę pejcz
wymyka mi się z dłoni, głowa opada, z oczu płyną łzy. Jak do tego
doszło? Biję do krwi człowieka, którego kocham.
Dominie podnosi się wolno. Jest sztywny z bólu, a gdy odwraca
się, żeby na mnie spojrzeć, widzę, że też ma mokre oczy.
- Beth, nie płacz. Nie rozumiesz? Nie chcę ci sprawiać bólu
To taka gorzka ironia, że szlocham jeszcze bardziej.
- Hej, kochanie, moje kochanie. - Wstaje i podchodzi do
mnie, klęka tuż obok i bierze mnie za ręce. - Nie płacz.
Jego twarz jest jednak pełna smutku, w oczach lśnią łzy. Nie
mogę go nawet objąć, ma zbyt obolałe plecy. Wyciągam więc ręce
i biorę w nie jego ukochaną twarz.
Jak do tego doszło? - pytam szeptem. Następnie wolno wstaję -
Nie mogę tego dłużej robić. Wiem, że chcesz odpokutować
winę czy jakieś inne pieprzone uczucie, ale ja nigdy więcej nie
będę dla ciebie instrumentem. Za bardzo mnie to rani. Przykro mi.
Potem odwracam się, idę do drzwi i zostawiam go samego.
Nie chcę go tak opuszczać, ale wiem, że jeżeli teraz nie wyjdę,
serce mi pęknie.
ROZDZIAA DWUDZIESTY
Wpracy James traktuje mnie łagodnie. Widzi, jak jestem
rozchwiana emocjonalnie i że się zmagam z czymś ważnym
Chyba żałuje, że mnie zatrudnił; odkąd zaczęłam, jestem dla niego
tylko ciężarem.
Udaje mi się jednak zająć umysł pracą. Naprawdę pomaga -
organizując wystawę, zapominam o wczorajszym wieczorze.
Kiedy mimo wszystko tamta scena staje mi przed oczyma, jawi
się niczym niepojęty horror. Czuję się jak złapana w jakiś
koszmar, w którym miłość i ból są ze sobą mocno, nierozerwalnie
powiązane I po raz pierwszy nie wiem, czy nie przerasta to moich
sił.
Myślę o Adamie - spokojnym, przewidywalnym Adamie -
który czeka na mnie w rodzinnym mieście. Może to jest zresztą
odpowiedz. Może jednak nie jestem stworzona do świata wielkich
namiętności i prawdziwych dramatów.
Ale wygląda na to, że nie ma rozwiązania: czekają mnie żal i
rozczarowanie jeśli to pociągnę dalej, i to samo, jeżeli się
wycofam.
Po południu James przynosi mi filiżankę herbaty i oznajmia:
- Mam wiadomości od Salima.
Salim to stały asystent Jamesa; jak się zdążyłam zorientować,
bardzo zorganizowany i efektywny pracownik.
W przyszłym tygodniu wychodzi ze szpitala ciągnie
dalej James trochę jakby nieśmiało. - A potem zapewne
wróci do swoich obowiązków.
Wiedziałam o tym od początku - odpowiadam. - Nigdy tego nie
ukrywałeś.
James wzdycha i zdejmuje okulary.
- Wiem, Beth, ale bardzo mi miło mieć cię obok siebie.
Przede wszystkim wnosisz do mojego życia odrobinę
urozmaicenia Chciałbym znalezć jakiś sposób na to, by cię tu
zatrzymać.
- Nie martw się mówię z uśmiechem. - 1 tak w przyszłym
tygodniu będę musiała opuścić mieszkanie Celii. Przecież
wiedziałam że to tylko tymczasowe życie.
- Och, Beth. - Kładzie mi rękę na ramieniu. - Będzie mi cię
brakowało. Mam nadzieję, że zawsze będziesz mnie uważała za
przyjaciela.
- Oczywiście, że tak. Zbyt łatwo się mnie nie pozbędziesz!
Bardzo się staram, żeby to brzmiało normalnie, lecz w środku aż
skręca mnie z niepewności. Co, u licha, będę teraz robić? Nawet
jeżeli Laura zechce mnie na współlokatorkę od jesieni, tymczasem
będę musiała wrócić do domu. Skoro nie mam miejsca do
zamieszkania ani pracy, co mnie tu zatrzyma?
Dominic? .
[ Pobierz całość w formacie PDF ]