[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- 33 -
gijczyki nic nie mówiły, tylko jadły bezustannie i z zapałem, a po skoń-
czonym posiłku wycierały przednimi łapkami nadęte mordki i zabierały
się do następnego posiłku; sądzę, że żuły nawet we śnie, bo kiedykolwiek
do nich zajrzałem, w dzień czy w nocy, zawsze tylko żarły. Rozmowa
więc z nimi nie miała sensu, pies również przestał ze mną dyskutować
i jak miał już swoją panią, strasznie mnie lekceważył, spędzał dnie całe
zwinąwszy się w kłębek koło jej bosych nóg, jeśli oczywiście nie wyko-
pywał kretów spod krzewów albo nie wojował ze szczurami na strychu.
Przestrzegałem teraz ściślej niż przedtem rozkładu dnia; tkwiłem prze-
ważnie na poddaszu, choć ciało, owszem, schodziło na dół na posiłki,
a wieczorem siadało w fotelu, by poczytać gazetę i zapalić papierosa. Na
poddaszu towarzyszyli mi Egipcjanie i zdarzało się często, że nie wiedzia-
łem, czy mówię do zmarłego w zamierzchłych czasach przyjaciela Sinu-
he, czy do żony, czy też do córki, co strasznie je denerwowało. Twierdziły
one również, że patrzyłem przez nie i nie słyszałem, co mówią, tylko
zbywałem ich słowa roztargnionym:  Hm... istotnie... czyżby... ach, tak.
Mam wrażenie jednak, że złośliwie przesadzały z tym moim roztargnie-
niem, bo bardzo dobrze słyszałem, co mówiły, więcej nawet, słyszałem,
jak dyskutowały, co zrobić na obiad i czy starczy syropu z buraków cu-
krowych na tort śmietankowy.
W domu przybyło też mieszkańców, bowiem z mleczarni przyniesiono
trzy małe kogutki, które dotychczas spędzały życie w kuchni przy ciepłym
kominie. Zaczęły one żwawo krzątać się wokół domu, dzielnie atakowa-
ły dżdżownice, wygrzebywały kawałki patyczków i słabiutko piszczały.
Jednocześnie przyniesiono indora Hamleta z jego nieśmiałą małżonką
Ofelią i nigdy nie widziałem, żeby ktoś tak bardzo, tak całkowicie za-
władnął cudzym domem, jak zrobił to indyk Hamlet; od samego początku
czuł się w naszym domu pępkiem świata i kiedy zobaczył, że ktokolwiek
zjawia się na drodze lub wchodzi do bramy, wrzeszczał, aż stygła krew
w żyłach. Już od świtu zaczynał awanturować się i wymyślać, aż babka
strasznie się zdenerwowała i zagroziła, że wyrzuci indora na zbity pysk.
Muszę doprawdy szerzej opowiedzieć o indyku Hamlecie, bo w życiu
nie widziałem bardziej napuszonego ptaka; bez przerwy kręcił ogonem
i rozcapierzał skrzydła, zataczając wspaniałe taneczne łuki dokoła swej
cichej małżonki, sam do siebie syczał ochrypłym gardłowym głosem,
- 34 -
jego wiszące grozne korale nabrzmiewały krwistą czerwienią, szary kark
wydymając się nabierał niebieskiego koloru stali. Indyk tak potwornie
broił, tak się darł, że w końcu pies miał tego dość, wskoczył mu na kark
i wyrwał kilka piór z ogona, bo nie mógł znieść drugiego pana na pod-
wórku. Miał zresztą pełne prawo do tego, ponieważ indor usiłował bez-
czelnie wyjadać z jego miski; pies wprawdzie nie lubił kaszy i podwinąw-
szy ogon z obrzydzeniem uciekał od talerza, ale mimo to nie zezwolił
indorowi tknąć żarcia, bo to był jego talerz, i niewątpliwie miał od strony
prawnej całkowitą rację. Wyjaśniwszy w ten sposób, kto był panem w do-
mu, pies unikał indyka, a indyk psa, żyli więc na jednym podwórku mniej
więcej w zgodzie, choć sądzę, ze nieustanny gniewny wrzask indyka fa-
talnie działał na słabe nerwy pieska.
Muszę przyznać, że jako mężczyzna wprost wstydziłem się za Ham-
leta, bo każdego ranka wyglądał jak stary opuchnięty hulaka, co pózno
wrócił z klubu do domu i budzi się zapity, z fioletowym karkiem i pod-
bródkiem, i od razu zaczyna ględzić i wymyślać żonie. Na plus pani Ofe-
lii muszę jednak zapisać, że w ogóle nie przejmowała się kaprysami swe-
go pana, tylko spokojna, perłowoszara, grzebała w ziemi, nie słuchając
jazgotu starego, i od czasu do czasu znosiła duże pstrokatobrązowe jajko,
nie robiąc tego demonstracyjnie, jak się to wielu żonom zdarza. Staruszka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl