[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dziecko może powiedzieć po prostu "mama" w znaczeniu: "Gdzie jest mama?", ale uczy się
wyrażania myśli odnoszących się do mamy - uczy się języka, słysząc pewne zdania. A
chociaż Anna Sullivan nie narzucała gramatycznych całości swej szczebioczącej na
paluszkach wychowance, to przecież, gdy sama powtórzyła zdanie Heleny "mama mleko",
uzupełniła konstrukcję, dopełniła niedomówienie dziewczynki i powiedziała: "Mama
przyniesie Helenie mleko". I w ten sposób wypracowywała metodę naturalną tak prostą, tak
wolną od sztucznej systematyczności, że ta jej metoda wydaje się raczej przekreśleniem
dotychczasowych sposobów. Należy wątpić, czybyśmy usłyszeli o Helenie Keller, gdyby
Anna Sullivan nie znalazła się wśród dzieci. Obserwując je, nauczyła się obchodzić ze swoją
wychowanką w miarę możliwości jak z normalnym dzieckiem. Alfabet ręczny nie był
jedynym środkiem przekazywania słów palcom Heleny. Książki uzupełniały (chociaż może
były równie ważni) alfabet ręczny jako sposób uczenia języka. Helena ślęczała nad nimi,
zanim jeszcze nauczyła się czytać. Początkowo nie szło jej o powiastki, lecz o znajdowanie
znajomych słów. Definicje nowych słów, zawarte w osnowie, w ich pozycjach w stosunku do
znanych słów, wzbogacały słownictwo Heleny. Książki to magazyn językowy i każde
dziecko, jeżeli je jakoś zainteresować drukowanymi stronicami, musi się uczyć. Uczy się nie
dlatego, że czyta to, co rozumie, ale dlatego, że czyta i zapamiętuje słowa, których nie
rozumie. I chociaż może rzadko się zdarzy dziecko o tak wielkim przedwczesnym
zainteresowaniu książkami, jak Helena, to przecież naturalną ciekawość każdego zdrowego
dziecka można skierować ku zadrukowanym kartom, zwłaszcza jeżeli nauczycielka jest
zdolna i stosuje grę słów, jak to czyniła panna Sullivan. Helena posiadała przypuszczalnie
specjalne zdolności językowe. Należałoby raczej powiedzieć, że miała specjalne zdolności do
myślenia, upodobanie do języka tłumaczy się tym, że język był dla niej równoznaczny z
życiem. Nie był to przedmiot specjalny, jak geografia czy arytmetyka, lecz wrota do
zewnętrznego świata. Mając lat czternaście, po bardzo krótkiej nauce języka niemieckiego,
przewertowała słowo po słowie "Wilhelma Tella" i udało jej się zorientować w treści sztuki.
O gramatyce nie miała pojęcia i nic sobie z niej nie robiła. Dotarła do języka przez język.
(Osłuchiwanie się z językiem tak samo prowadzi do celu). Ten sposób opanowania obcego
204
języka jest dla każdego bardziej życiowy i koniec końców łatwiejszy, niż nasza szkolna
metoda zaczynania od gramatyki. Tak samo zabawiała się łaciną, ucząc się nie tylko na
lekcjach z pierwszym swoim nauczycielem łaciny, ale wyszukując ciągle od początku słowa
w tekście. Tę zabawę uprawiała sama. Pan John D. Wright, jeden z jej nauczycieli w Szkole
Wrighta-Humasona, pisze w liście do mnie: "Często, gdy miała trochę wolnego czasu,
znajdowałem ją w ulubionym jej kącie, w fotelu, na którego poręczach wspierał się ogromny
tom, sporządzony dla niewidomych. Przesuwała powoli palcem po wierszach Moliere'a w
sztuce "Lekarz mimo woli" i cichutko chichotała nad komicznymi sytuacjami i zabawnymi
powiedzeniami. W tym czasie znała bardzo niewiele francuskich słów, ale posługując się
rozsądkiem, potrafiła odgadywać znaczenie słów i doszukiwać się w nich sensu. Tak dziecko
składa pocięty na kawałki obraz. W rezultacie po upływie zaledwie kilku tygodni spędziłem z
nią raz wieczorem niezmiernie wesołą godzinę, bo opowiedziała mi całą historię, przy czym
podkreślała z upodobaniem humor komedii i błyskotliwy dowcip. Nie była to dla niej lekcja,
lecz rozrywka". Wiele dyskutowano na temat, czy osiągnięcia Heleny są wynikiem
naturalnych uzdolnień, czy zastosowanej w stosunku do niej metody nauczania. Prawda, że
nauczycielka, obdarzona geniuszem dziesięciokrotnie większym niż Anna Sullivan, nie
osiągnęłaby tak uderzających wyników jak z Heleną, gdyby miała do czynienia z dzieckiem
tępym z natury i niedorozwiniętym umysłowo. Ale prawdą jest również, że gdyby Helena
Keller była z natury dziesięć razy bardziej uzdolniona, niż w istocie była, to nie osiągnęłaby
takich wyżyn, gdyby od samego początku - właśnie od początku - nie była tak świetnie
szkolona. Istotne jest, że panna Sullivan uczyła ją języka metodą, której podstawowe zasady
wyłożyła przejrzyście w swoich listach. Panna Sullivan pisała te listy wtedy właśnie, gdy
odkrywała swoją metodę i stosowała ją z powodzeniem w praktyce. Może ją praktykować
każdy nauczyciel każdym zdrowym głuchym dzieckiem, a przy jak najszerszym ujęciu
wyłożonych wyżej zasad może być stosowana w nauczaniu wszystkich dzieci. W trakcie
rozlicznych dyskusji nad tym zagadnieniem autorzy przechodzą od jednej skrajności do
drugiej - albo Helena Keller urodziła się genialna, albo nauczycielka znalazła doskonałą
metodę. I jedno, i drugie może być prawdą, chociaż w grę wchodzi jeszcze jeden czynnik,
który sprawia, że ten dylemat jest niedoskonały. Anna Sullivan jest osobą o niezwykle silnej
indywidualności. Może w rękach innej nauczycielki metoda jej nie okazałaby się tak
całkowicie skuteczna. Rzutki, oryginalny umysł panny Sullivan natchnął w wielkim stopniu
jej uczennicę. Jeżeli Helena przepada za studiami językowymi, a nie interesuje się specjalnie
matematyką, to trudno się dziwić, że nauczycielka podziela również upodobania uczennicy.
Jednak nie znaczy to, że Helena zbyt się uzależniła od nauczycielki. Opowiadają o niej, że
205
jako ośmioletnia dziewczynka, gdy, ktoś próbował nią komenderować, siadała na chwilę z
poważną minką i na pytanie, co jej jest, odpowiadała: "Gotuję się do odparcia ataku. Musi być
tak, jak ja chcę". Taka agresywna osóbka nie potrafi uzależnić się, nawet gdy ma do czynienia
z wychowawczynią tak energiczną jak Anna Sullivan. Ale panna Sullivan, dzięki "naturalnej
skłonności", wyświadczyła wychowance ogromne dobrodziejstwo. Stała się dla dziewczynki
natchnieniem, co zdarza się przy wielkiej przyjazni i raczej rozwija, a nie ogranicza obie
strony. Co więcej, jeżeli Helena Keller jest "aniołem słodyczy i dobroci", jeżeli kocha
"wszystko, co dobre i piękne", to ta okoliczność rzutuje na nauczycielkę, która obcowała z nią
szesnaście lat. A więc Anna Sullivan uczyniła tyle dla wychowanki, ile żadna inna
nauczycielka dla jakiejkolwiek uczennicy. Aby zaistniała nowa Helena Keller, musi zaistnieć
nowa Anna Sullivan. Aby zjawiło się nowe głuchociemne dziecko solidnie wykształcone,
potrzeba tylko nowej nauczycielki, stale towarzyszącej wychowance, której pozostawia się
swobodę, a która stosuje w miarę potrzeby wszelkie zasady - i nie potrzebuje trudzić się ich
wynajdywaniem, bo panna Sullivan już ją w tym wyręczyła. Może je modyfikować i
uzupełniać, jeżeli uzna za konieczne. Uczennica musi być zdrowa, uzdolniona i na tyle młoda,
żeby jeszcze mogła się uczyć. Każde głuche lub głuchociemne dziecko, o ile jest zdrowe,
można uczyć. Mogą to czynić tylko rodzice lub rutynowani nauczyciele. Szkoła do tego się
[ Pobierz całość w formacie PDF ]