[ Pobierz całość w formacie PDF ]
marzę o tobie, zazdroszczę ci i nienawidzę cię z głębi mego piekła. Twoja uro-
da to utracone piękno Matki, bal, na który mnie nie zaproszono. Twoje skronie
efeba, niczym aureola non sancta, wieńczy nimb wdzięku, a nie stanowczości,
subtelności, niezdecydowania; nie spięta czujność wartownika, lecz senne odda-
nie odaliski. A mimo to emanuje z ciebie jakaś przedziwna siła, siła mimowolna,
której ja nigdy nie miałem i której nigdy nie będę miał. Nieubłagany wysiłek wło-
żony w to, co najważniejsze piękno Ojca, ów klejnot wewnętrzny pozbawił
mnie tej dwuznacznej słodyczy i gotowości oddania się bez reszty pieszczocie,
którą ucieleśniasz. Ja się wysilam, ty jesteś silny nie wiedząc o tym, nie chcąc te-
go, niczym David Donatella lub Verrocchia, któremu zawsze udaje się ściąć głowę
potężnego Goliata bez potrzeby mobilizowania bioder. Tobie przypadło w udziale
wcielać piękno, mnie ścigać je. Nie przybliżam się do niego ani o krok, moje
68
ruchy są niezręczne i rozpaczliwe. Teraz tu, w tym piekle nie ma już ratunku, pięk-
no zostało na zewnątrz, na zawsze utracone. Tylko wewnętrzny klejnot lśni jesz-
cze, lecz teraz gotów jest zaprzeczyć wszystkim swoim dziełom, zaprzeć się całej
przebytej drogi, zmieniony w matowy kamień niepokoju. Ze swego pustkowia
w dalszym ciągu wyzywa niemożliwe już męstwo, niemożliwość samą, jednym
słowem konieczność. Arete kontra ananke: nie ma tu nawet cienia obietnicy
jakiegoś innego piękna, pełnego wdzięku i lekkości.
Elihu wyciąga się na kamieniu i podparłszy głowę rękami patrzy na mnie jak
powabny hipnotyzer.
Co robiłeś zanim. . . zanim to się stało?
Byłem pisarzem.
Ty też? Teraz wszyscy piszą książki, nie wiem, co was ugryzło. Mam na
myśli ludzi w twoim wieku. Znam mnóstwo pisarzy, roi się od nich w El Jar-
din. Zwariowane, hamujące się przez ostrożność cioty. No, może nie wszyscy się
hamują. . .
Ja, owszem. Lubisz czytać?
Raczej tak. Lubię komiksy, chociaż pewnie dla ciebie to niepoważne. Lubię
niektórych poetów. . . takich chyba niezbyt znanych. Dostałem od kolegi wiersze
Victora Segalena i bardzo mi się podobały. Lubię też Guido Cavalcanti, chociaż
jest zupełnie inny. Z powieści to chyba Jerzy Kosiński.
Całkiem niezle sobie radzisz.
Nie znam się na literaturze, mówię ci tylko, co lubię czytać. Nie myśl,
że czytam całe dnie, znam lepsze zajęcia. I ciekawsze. Książki, czytanie to było
dobre dawniej. Dla mnie słowo drukowane nie jest znów tak bardzo ważne, są
ważniejsze sprawy.
Jakie?
Wiadomo. Kino, na przykład, muzyka, inne rzeczy. Uwielbiam tańczyć,
mogę nawet sam, tylko żeby otoczenie było ładne. Lubię też malarstwo, wolę
obraz prerafaelicki od książki. A ty co pisałeś?
Głównie o polityce, nieraz o teologii.
To dlatego nigdy o tobie nie słyszałem. Takich książek nie biorę do ręki.
Zajmować się polityką. . . Do jakiej partii należysz?. . . to znaczy, należałeś?
Do partii, której członkowie przekonani są, że ludzie bogaci są zli, co nie
znaczy, iż wierzą w dobrą wolę ludzi biednych. Do partii, której członkowie wie-
dzą, że nawet najlepszy ustrój prędzej czy pózniej się skompromituje. Do partii,
której członkowie nie mają wspomnień ani nadziei, lecz pieczołowicie hołubią
kilka podstawowych zasad.
Jakich?
Chciałbym zobaczyć sprawiedliwość na tym świecie, choćby przez jeden
dzień.
69
Spokojnie, stary. To, co mówisz, to raczej teologia niż polityka. Powiedz,
jesteś przeciwko Kosmokratorowi czy za nim?
Pytasz mnie o sprawy, które mnie już nie obchodzą. Trędowaty musi mieć
chyba jakieś przywileje. Kiedy władza już nic nie może człowiekowi zrobić ani
złego, ani dobrego, człowiek w znacznym stopniu przestaje się nią interesować.
A ty do jakiej partii należysz?
Do jakiej partii? Dobre sobie! Ja chcę po prostu żyć pełnią życia, to wszyst-
ko. Nie myśl, że to łatwo. Czas ucieka. . . Pomyśl, mam już dwadzieścia lat. Na-
leży mi się wszystko, a nie mam sposobu, żeby podjąć ten spadek. Chciałbym,
żeby życie było świętem bez końca, długa noc w El Jardin, wszyscy cudownie
poprzebierani, przymrużone, umalowane na zielono oczy, śmiechy, taniec, długie
pieszczoty nad ranem, pot namiętności rozmazujący plamy szminki. Potem no-
wy dzień, bez kaca i bez tego głosu, który codziennie każe nam robić rzeczy złe
i nudne. Och, żeby tak mogło być zawsze. . .
Jak to wszystko osiągnąć?
A jak osiągnąć twoją sprawiedliwość? Wiem, że to, czego pragnę, jest nie-
możliwe, dlatego tak bardzo tego chcę. Brzydzę się polityką i boję się jej. Wydaje
mi się, że politycy są wrogami tego wszystkiego, co lubię. Zawsze gotowi są karać
poddanych za to, że nie dają się zamknąć w schematach i zaprogramować. Jedyny
rodzaj niesprawiedliwości, jaki mnie bulwersuje, to gdy nie pozwalają mi żyć tak,
jakbym chciał i każą czekać do póznej starości na połowę tego, co całe jest mi
potrzebne teraz.
Zaczynasz się buntować. . .
Napiszę list do Kosmokratora, dołączę artystyczne zdjęcie, zobaczymy, czy
się zainteresuje i załatwi mi życie bez zmarszczek i kłopotów. . .
Zmiejąc się wstaje z niezrównaną zręcznością anioła. Ktoś woła go z góry. Od-
dział najwyrazniej w końcu się wycofuje, pozostawiając wśród śmieci strumienie
cekinów. Pytam go, sam nie wiem dlaczego rozdrażnił mnie czy rozczulił?
Inwazja też cię nic nie obchodzi? Mówi się, że tym razem jest pewna.
Nie ma rzeczy pewnych, chyba to słońce na niebie i liścik, który czeka na
mnie w domu. Ciepła kąpiel, dużo pachnącej piany, perfumowane sole, a potem
dobra woda kolońska. . . Cześć, trzymaj się.
Wspina się zręcznie, ale wystarczająco wolno, aby nagłymi ruchami nie za-
kłócić doskonałej kompozycji smukłej sylwetki. W połowie drogi odwraca się
i woła.
Słuchaj, a ci najezdzcy są chociaż przystojni?
Zmiejąc się, przyśpiesza kroku i dołącza do grupy. Dziewczyna w słomkowym
kapeluszu musi być śliczna szybko całuje go w policzek i bierze pod rękę.
Postać w złocistym szaliku niecierpliwie klaszcze w dłonie, ponaglając marude-
rów. W końcu wszyscy znikają i po kilku minutach jest tak, jakby ich nigdy nie
było. Ostatnie zdanie przywodzi na myśl wersy Lukrecjusza:
70
Ten, któremu żywot zabiera śmierć wieczna,
jest jak ów, co nigdy na świat nie był przyszedł.
Gdy coś się kończy, to tak, jakby się nigdy nie zaczęło; gdy coś przemija, jest
tak, jakby nigdy nie istniało. Co za banały, jakie nieznośne truizmy! Pomyśleć,
że tysiąc lat ludzkiej mądrości nie wystarczyło, aby coś w tym zmienić, pogłębić,
poprawić. Fakt, iż istota sprawy jest tak oczywista, to dla nas niemal policzek, dla
nas istot tak wyrafinowanych pod względem językowym i tak obezwładnionych
nudą. Jak jeszcze mówił Lukrecjusz, zrozpaczony, mądry Lukrecjusz: o czas się
roztrzaskują znużone ludzkie istoty . Tak właśnie jest. Nie myśl o tym, Elihu.
Ty taki piękny, taki świeży, masz przeciw sobie okrutne, powtarzane od wieków
wersy poetów. Czyżbyś myślał, ty, zrodzony po to, aby cię opiewano w wierszach,
że poeci cię nie zauważą? Nie, oni sławić będą twoją urodę i zresztą także twoją
zgubę. Twoją zagładę, moje biedne, urocze dziecko.
Nic nie darują ci bowiem godziny,
godziny co łupem są dni,
pożeranych z kolei przez lata.
Co za nudna lekcja! Nic nie można zrobić, aby jej nic słyszeć; w żaden sposób
nie można podważyć płynących z niej wniosków. Znasz ją już, ale jeszcze niewy-
starczająco ją opanowałeś. Słyszałeś o niej, tak jak się słyszy o czymś, co dotyczy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]