[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To dla te go wszyst ko wy da wa ło się inne. Ona też była inna.
To nie pu styn ne słoń ce roz grza ło ją od środ ka, tyl ko ten wy jąt ko wy męż czy zna.
Była szczę śli wa, bo jej na nim za le ża ło. Bar dziej niż kie dy kol wiek są dzi ła, że to
moż li we.
Ko cha li się w Kom na cie Tur ku so wej, a po tem za snę li, sple ce ni w moc nym uści sku.
Jem ma obu dzi ła się wcze śnie. Za czę ła li czyć noce, przy po mi na jąc so bie ko lo ry.
Naj pierw była Kom na ta Nie win no ści, póz niej To pa zo wa, Ame ty sto wa, Szkar łat na
i Tur ku so wa.
Co da lej? Kom na ta Szma rag do wa i Sza fi ro wa? Czy to w ogó le mia ło ja kieś zna -
cze nie? Sko ro i tak mia ła wy je chać i wró cić do Lon dy nu.
Bo prze cież tego wła śnie chcia ła, nie praw daż?
Zmie sza na wła sną nie pew no ścią wsta ła i wy szła na dzie dzi niec. Słoń ce do pie ro co
wze szło na nie bie w od cie niu bla do ró żo wym i było jesz cze chłod no.
Słu żą ca przy nio sła tacę z kawą i briosz ka mi. Jeść nie chcia ła, ale chęt nie wy pi ła
kawę, słu cha jąc śpie wu pta ków w ga łę ziach palm.
Mi ka el przy szedł do niej w pół go dzi ny póz niej. Był już wy ką pa ny i ubra ny w tra -
dy cyj ny strój arab ski.
Mu szę je chać do Ke ta mi po wie dział, ca łu jąc ją w czu bek gło wy. Wró cę wie -
czo rem. Wiesz, że nie wy jeż dżał bym, gdy by to nie było ab so lut nie ko niecz ne.
Są dzi ła, że bę dzie po dró żo wał naj pierw na wiel błą dzie, po tem sa mo cho dem.
Czy dro ga w jed ną stro nę nie zaj mie ci ca łe go dnia?
Mam tu go to wy do dro gi he li kop ter. Je śli wy star tu je my za raz, na wie czór bę -
dzie my z po wro tem.
Na praw dę mu sisz je chać?
Tak.
Uwa żaj na sie bie.
Za wsze. Po ca ło wał ją na po że gna nie.
Wy da wa ło się, że dzień bez Mi ka ela bę dzie bar dzo dłu gi, ale słu żą ca za pro wa dzi -
ła ją do Kom na ty Szma rag do wej, peł nej pó łek ze sta ry mi, opraw ny mi w skó rę książ -
ka mi.
Prze glą da ła je, za chwy co na, że wie le oka za ło się po an giel sku, a tak że na pi sa -
nych przez jej ulu bio nych au to rów: Char le sa Dic ken sa, Tho ma sa Har dy ego, Jane
Au sten, sio stry Bron te, E.M. For ste ra i in nych.
Wy bra ła Mans field Park Jane Au sten i zwi nę ła się na łóż ku, żeby po czy tać. Wciąż
tam była, kie dy przy szła słu żą ca, by po móc jej się prze brać do ko la cji.
Nie chęt nie odło ży ła książ kę.
Czy jego wy so kość wró cił?
Słu żą ca po krę ci ła gło wą.
Nie.
Więc po co mam się prze bie rać? Zjem tu taj.
Skoń czy ła po wieść i od razu za czę ła ko lej ną, ale szyb ko nad nią za snę ła. Spa ła
z książ ką w ręku, kie dy o pół no cy wró cił Mi ka el.
Przez chwi lę pa trzył na nią, sto jąc przy łóż ku, po tem de li kat nie wy jął jej książ kę
z ręki i zga sił lamp kę przy łóż ku. Wy ką pał się szyb ko i po ło żył obok niej.
Obu dzi ła się w środ ku nocy i z ra do ścią od kry ła, że nie jest sama. Prze su nę ła się
w jego stro nę, a on otwo rzył ra mio na i przy tu lił ją moc no.
Przy ci snę ła war gi do jego cie płej pier si i owi nę ła go no ga mi. Wy czu wa ła, że
wszyst ko się zmie ni ło i na bra ło sen su.
Była tak bar dzo szczę śli wa, bo go ko cha ła.
Za snę li, obu dzi li się nad ra nem i znów się ko cha li. Tym ra zem nie za snę ła, tyl ko
po szła pod prysz nic. Mi ka el pa trzył za nią z ser cem ści śnię tym wzru sze niem, uświa -
da mia jąc so bie, jak bar dzo sta ła się dla nie go waż na. Może dla te go seks tej nocy
i ran ka wy da wał się inny?
Ona też była inna. W ja kiś spo sób była w nim, choć prze cież to on wy peł niał ją.
Jed nak czuł ją w so bie, nie tyl ko cia łem, ale i ser cem.
Dziś było w nich oboj gu wię cej żaru, ale nie cho dzi ło o ero tycz ny do tyk czy na wet
speł nie nie. Przede wszyst kim pra gnął tu lić ją w ra mio nach, być bli sko.
Gra w uwo dze nie zmie ni ła się w coś wię cej. Coś praw dziw sze go, uczciw sze go,
na tu ral niej sze go. Na gle staw ka sta ła się dużo wyż sza. Czy zdo ła uczy nić ją szczę -
śli wą i za trzy mać tu taj, w Sa idii?
A je że li tak, czy to bę dzie w po rząd ku wo bec niej? Wo bec jej ro dzi ny?
Ci chy głos z tyłu gło wy szep tał mu, że jest nie w po rząd ku. Przede wszyst kim nie
fair było przy wie zie nie jej do Kas bah. Po rwał prze cież obcą ko bie tę i zmu sił ją do
mał żeń stwa.
Nie chciał słu chać tego gło su, re pre zen tu ją ce go prze szłość i sła bość. Ka ri mo wie
byli sil ni i żyli po nad pra wem.
Mi ka el spę dził kil ka go dzin przy biur ku, a po tem prze brał się, by zjeść z Jem mą
ko la cję na dzie dziń cu. Pa wi lo ny i ba sen były oświe tlo ne na sza fi ro wo i ró żo wo.
Tym ra zem mia ła na so bie dłu gą sza fi ro wą sza tę, zdo bio ną sre brem i zło tem. Ko -
lor sza ty pod kre ślał bar wę jej oczu. Usie dli na prze ciw sie bie, więc od dzie la ją cy ich
stół unie moż li wiał bez po śred nie do ty ka nie.
Ob ser wo wał ją, kie dy mó wi ła, czę sto wy bu cha jąc śmie chem. Jej zie lo ne oczy za -
pa la ły się wte dy nie zwy kłym bla skiem. Była taka cie pła i do bra. Za słu gi wa ła na do -
bre go czło wie ka.
A on nie był do bry. Po tęż ny, bo ga ty, ow szem. Ale nie do bry.
Przy de se rze i ka wie wy cią gnął z kie sze ni ak sa mit ne pu de łecz ko i po dał jej.
Dla cie bie.
Po pa trzy ła na nie go, uno sząc brew.
Mia łeś prze stać.
Ni g dy.
Wy buch nę ła śmie chem.
No do brze. Pró bo wa łam. Już nic nie po wiem, bo pre zent od cza su do cza su jest
miły. Otwo rzy ła pu de łecz ko i wy cią gnę ła osza ła mia ją ce kol czy ki z sza fi ra mi.
Och! szep nę ła, po trzą sa jąc nimi de li kat nie. A ten, mój mężu, jest ab so lut nie
za chwy ca ją cy.
Po wie dzia ła mój mężu , nie kpią co czy ze zło ścią, tyl ko cie pło i z do bro cią.
Wzru szy ła go. Bar dzo się sta rał być do brym kró lem, ale nie za słu gi wał na tak
wspa nia łą ko bie tę.
Bądz ostroż na po wie dział, po chy la jąc się nad sto łem. Uwa żaj na wil ki
w owczej skó rze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]