[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ustnej.
- A, to dlatego mnie pytałaś, kiedy byłem chory!
- No właśnie. - Wygarnęła resztę warzyw do dużej drewnianej salaterki. -
Nie miałam w domu tynktury, tylko liście, więc gdyby się okazało, że jesteś
uczulony, zastosowałabym zupełnie co innego.
- Czyli?
Postawiła salaterkę na stole.
- Na przykład lawendę albo rozmaryn. A może miętę. - Włożyła rękawice
ochronne, przyniosła naczynie z zapiekanką i nałożyła Nathanowi obfitą
RS
64
porcję. - Czasem najprostsze środki bywają najskuteczniejsze. Jest parę
różnych leków przeciw migrenie, ale u pacjentów, którzy nie są uczuleni na
marunę, najlepiej sprawdza się właśnie ona, chociaż raczej w profilaktyce
niż w leczeniu. Miałeś szczęście, że tak na ciebie podziałała.
- A może po prostu była to dosyć lekka migrena.
Nie rozproszyła więc jego wątpliwości. Karcąc się w duchu za to, że w
ogóle próbowała go przekonać, powiedziała:
- Oczywiście mogło tak być. Po kolacji pomógł jej posprzątać.
- Od jak dawna jesteś wegetarianką? - spytał.
Podniosła głowę znad naczynia po zapiekance, które właśnie szorowała.
Jego pytanie spłoszyło ją. Nie pomyślała o tym, żeby go uprzedzić.
- Od urodzenia - odparła nieco zbita z tropu. - Pewnie spodziewałeś się, że
na kolację będzie mięso. Przepraszam.
Wzruszył ramionami, jakby na znak, że nie jest to problem, ale Libby
poczuła się okropnie. Wiedziała, że mięsożercy przyzwyczajeni są jeść
mnóstwo białka. Nathan był pewnie głodny po tak lekkim posiłku.
- Mam w lodówce trochę wołowiny - rzekła pospiesznie. - Monica
przynosi ją dla kotów, ale zawsze kupuje najlepszą.
- Spokojnie - roześmiał się. - Najadłem się do syta. A zresztą nawet
gdybym był głodny, nie naruszyłbym spiżarni tych potworów - dodał,
zerkając na koty baraszkujące na podłodze. - Mogłoby im się to nie
spodobać.
Z uśmiechem podała mu czysty talerz do wytarcia.
- Przesadzasz - powiedziała. - Lubią cię. Zacisnął usta i nagle atmosfera
zrobiła się cięższa.
- Nie znają mnie - odparł.
Libby poczuła napięcie. Koty znały go równie dobrze jak ich pani, która
go kochała.
- Naprawdę cię lubią - zapewniła go. -1 to bardzo.
- Znają mnie bardzo mało. Podobnie zresztą jak ty. Unikając jego
spojrzenia, wyciągnęła ze zlewu zatyczkę i spuściła wodę, a potem zdjęła
gumowe rękawiczki.
- Jesteś dla nich dobry - rzekła nerwowo. - Głaszczesz je i bawisz się z
nimi piłką. Koty właśnie na tej podstawie oceniają ludzi.
Nathan rzucił ścierkę na wieszak, podszedł do Libby i z posępną miną
powiedział:
RS
65
- Ale byłby to gruby błąd, gdybyś ty mnie oceniała według kocich
kryteriów.
- Jeszcze nigdy nie byłeś dla mnie niedobry.
- Jesteś niewiarygodnie naiwna - stwierdził.
- Nie jestem dzieckiem - zaprotestowała z niechęcią. Oczy mu
pociemniały, gdy omiótł ją taksującym spojrzeniem, które pozostawiło na jej
skórze piekące smużki.
- Widzę. - Zatrzymał wzrok na jej ustach, aż poczuła, że nabrzmiewają. -
W tej sukience i fryzurze wyglądasz prawie na swoje lata.
Zaczerwieniła się i drżącą dłonią spróbowała przygładzić węzeł na czubku
głowy, nie bardzo rozumiejąc, czemu nagłe żałuje, że nie została w dżinsach.
- To dobrze - odparła.
- Rozpuść je - zażądał, patrząc na jej włosy. Zamarła. Fala gorącej krwi
uderzyła jej do głowy. Nigdy jeszcze tak do niej nie mówił, nigdy. Ten
półgłosem rzucony rozkaz sprawił, że powietrze między nimi stało się nagle
ciepłe i ciężkie.
- C.co? - wyjąkała. Ani drgnął.
- Włosy, Libby. Rozpuść je - powtórzył.
Bezwolnie sięgnęła ku spince, ale zamiast ją zdjąć, spojrzała na niego,
jakby mimo całego oszołomienia próbowała zrozumieć, co się właściwie
dzieje.
- Dlaczego? - spytała.
- W ten sposób łatwiej mi będzie pamiętać, że nie jesteś aż taka dorosła,
jak się chwilowo wydaje - odrzekł posępnie.
Wyraznie zniecierpliwiony jej opieszałością, odtrącił jej dłonie i paroma
[ Pobierz całość w formacie PDF ]