[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poprosić ją o rękę. Co by było, gdyby zabrał ją na kolację w dniu
jej urodzin? Czy powiedziałaby: tak?
Nie wiedziała. Ta świadomość niepokoiła ją bardziej niż wszystko
inne, czego się dzisiaj dowiedziała. Przez lata była przekonana, że
to ona była głęboko zakochana, że to ona bardziej cierpiała z
powodu tego, że ich związku nie dało się naprawić. Teraz
dowiedziała się, że Cole był gotów związać się z nią na całe życie.
A ona nie była pewna, czy powiedziałaby mu tak .
Czy nie powinna tego wiedzieć? Dlaczego, skoro była w nim tak
zakochana, nigdy nie myślała o małżeństwie?
Dixie nie mogła znalezć odpowiedzi na te pytania. Może trudno
było zobaczyć przeszłość przez pryzmat terazniejszości. Zresztą
kobiety, która kochała Cole a przez to krótkie szalone lato, już nie
było. A kobieta, która je pamiętała, siedziała teraz obok
mężczyzny, który pociągał ją w zupełnie inny sposób.
Kiedy dotarli do winnicy, niebo zaczęło grzmieć zza napęczniałych
deszczem, ciężkich chmur. Dixie zobaczyła na podjezdzie dwa
nieznane samochody i jęknęła.
- Zupełnie zapomniałam o dzisiejszej kolacji. Mam się przebrać?
Nie, już nie zdążę. - Spojrzała na zegarek i otworzyła torebkę,
mając nadzieję, że nie zapomniała szminki. Cole uśmiechnął się.
- Jeśli powiem, że dobrze wyglądasz, to uznasz, że jestem miły,
czy kompletnie niewrażliwy?
- Szczery, mam nadzieję. - Nie mogła znalezć szminki. Skrzywiła
się i wyjęła szczotkę.
Cole wysiadł z samochodu, okrążył go i otworzył jej drzwi. Dixie
skończyła się czesać, wrzuciła szczotkę do torebki i również
wysiadła. Cole wziął jej obie dłonie, podniósł do ust i pocałował.
- Słowo dobrze nawet w połowie nie oddaje tego, jak wyglądasz -
powiedział cicho. - Tylko nie wiem, jak ci to powiedzieć.
Zaczerwieniła się.
- Spróbuj.
Przymknął łobuzersko jedno oko.
- Mógłbym powiedzieć, że wyglądasz jak senne marzenie
nastolatka.
Roześmiała się i cofnęła dłonie.
- Nie, nie możesz mówić takich rzeczy, kiedy idziemy na kolację z
twoją rodziną. - Rzuciła mu przewrotne spojrzenie. - Ale możesz
tak myśleć.
- Tak właśnie myślę - zapewnił ją, kiedy szli w stronę drzwi.
W salonie było dużo zdenerwowanych ludzi. Jednym z nich był
mężczyzna, którego Dixie widziała już dwa razy, ostatni raz w
restauracji.
Zdziwiona zatrzymała się kilka kroków za drzwiami. Cokolwiek on
tutaj robił, nikt nie wyglądał na zadowolonego z jego obecności.
Mercedes stała obok sofy ze swoim aktualnym narzeczonym,
Craigiem Bradfordem, i wyglądała na kompletnie osłupiałą. Jej
siostra, Jillian, siedziała na kanapie, wpatrując się w
nieznajomego i potrząsając powoli głową. W pobliżu nieznajomego
stał Eli. Był wściekły. Na pierwszy rzut oka nie było tego widać,
ale Dixie przyjrzała się dobrze jego twarzy, kiedy go rysowała.
Teraz wyraznie widziała zaciśnięte mięśnie szczęki i płonące
gniewem zielone oczy.
Wszystkie dzieci Spencera Ashtona miały zielone oczy... Dixie
otworzyła usta z niedowierzaniem na tę nieprawdopodobną myśl.
Spojrzała na nieznajomego.
- Co się dzieje? - zapytał Cole ostrym tonem. Eli odwrócił się
gwałtownie w jego stronę.
- Pozwól, że ci kogoś przedstawię. To jest Grant Ashton. Twój
starszy brat.
- A przynajmniej tak mówi - dodała Merry pozbawionym emocji
głosem.
Tak, pomyślała Dixie. Tak, kształt głowy był taki sam. Oczy też.
Widziała podobieństwo już tego dnia, kiedy zobaczyła go przed
domem, ale nigdy nie przyszło jej do głowy...
- Co u diabła...? - Cole patrzył raz na jednego, raz na drugiego.
- Wiem, że to musi być dla was szok. Przykro mi z tego powodu -
powiedział nieznajomy.
Cole podszedł krok bliżej z nieprzeniknioną twarzą.
- Mam nadzieję, że masz na to jakieś dowody.
- Ma. - Caroline Ashton stała w drzwiach do kuchni blada, ale
opanowana. - Pokazał mi świadectwo ślubu swoich rodziców.
- Rozmawiałaś z nim? - Eli skrzywił się. Skinęła głową.
- Wszystko w porządku? - Jillian podeszła do matki.
- Tak - uśmiechnęła się Caroline.
- Nie chciałem o tym mówić, dopóki pani nie wróci - powiedział
Grant - ale pani córka znalazła mnie czekającego na werandzie i
nalegała, żebym dołączył do rodziny w salonie. Potem pani syn
zapytał, jak się nazywam, i nie chciałem kłamać.
- Oczywiście, że nie. A kiedy powiedziałeś już, że nazywasz się
Ashton, musiałeś opowiedzieć im resztę.
- Jaką resztę? - zapytał Cole.
Grant spojrzał mu spokojnie w oczy.
- Moi rodzice pobrali się młodo, ponieważ matka była w ciąży. Do
niedawna myślałem, że ojciec zmarł, kiedy byłem dzieckiem.
Okazało się jednak, że odszedł, zostawiając moją matkę samą ze
mną i moją siostrą. - Zamilkł na chwilę. - Mój ojciec nazywa się
Spencer Ashton.
Nikt się nie odezwał ani nie poruszył. Potem ostry wybuch
śmiechu Cole a przerwał ciszę.
- Aajdak wcześnie zaczął, prawda?
Caroline nalegała, żeby Grant został z nimi na kolacji. To był
dziwny wieczór. Atmosfera przy stole nie należała do
najweselszych. Jillian, zawsze wrażliwa na nastroje innych,
siedziała spięta. Merry była zatopiona w myślach i prawie w ogóle
się nie odzywała, tak samo jak Eli. Cole za to mówił za dużo.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]