[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Tak - przyznałam. - Lubię. Ale widzę, że wy tu raczej gracie w
piłkę nożną.
- Tak - powiedziała Sophie. - Ale to tylko na przerwach, bo
niektórzy ciskali kijami o ziemię, więc pani Jenkins wszystkie
pozabierała. Teraz możemy grać tylko w nożną.
- Aha - mruknęłam. Pomyślałam, że pani Jenkins sprytnie
zrobiła. I że taką politykę powinni wprowadzić i w mojej szkole.
- Erica powiedziała, że masz dużą wyobraznię - ciągnęła
Caroline. - Dlatego się zgodziłyśmy, żeby cię tu przyprowadziła.
Mówimy innym o tej kryjówce, tylko jeśli mają dużą wyobraznię.
Bo jeśli jej nie mają, to nie potrafią zrozumieć, jakie to magiczne
miejsce.
Rozejrzałam się wkoło.
- Rzeczywiście jest magiczne - przytaknęłam z podziwem. -
Szkoda, że nie mamy takiego w naszej szkole. A co wy tu robicie?
Bawicie się w twierdzę?
- W sumie - odezwała się z ożywieniem Erica - bawimy się w
zamek.
- Super - rzuciłam. Bo naprawdę trochę to wyglądało jak
zamek, te wszystkie cegły i tak dalej. - I udajecie, że jesteście
księżniczkami?
- Królowymi - parsknęła Sophie ze zdegustowaną miną. -
Księżniczki nie mają żadnej władzy.
- No właśnie - poparła ją Caroline. Zaczynała tracić powagę i
się ożywiać. - Jesteśmy królowymi. Ty też możesz być, jeśli
chcesz. Zwykle bawimy się, że zły władca chce się ożenić z Sophie,
bo ona jest taka piękna.
Spojrzałam na Sophie, która uśmiechnęła się skromnie na te
słowa. Ale z tymi brązowymi włosami i różowymi ustami
naprawdę wyglądała pięknie. Więc mogło się tak zdarzyć.
- Okej - powiedziałam.
- Ale ona go nie chce, bo obiecała swoje serce innemu - mówiła
dalej Caroline. - Więc zabarykadowałyśmy się w naszym zamku, a
ten zły władca nas atakuje i my się szykujemy do bitwy.
- Tak - potwierdziła radośnie Erica. - Będziemy polewały jego
wojska wrzącym olejem!
- Super - powtórzyłam, a motylki w moim żołądku nareszcie
znikły.
Byłam szczęśliwa, że wreszcie znalazłam koleżanki, które na
przerwach bawią się w taką fajną zabawę. W podstawówce na
Orzechowych Wzgórzach nowa zabawa, do której zachęcała
wszystkich Brittany Hauser, to była zabawa w czirliderki. A to
oznaczało uczenie każdego, kto chciał słuchać, haseł, których się
nauczyła od swojej starszej siostry.
Bawiłyśmy się w królowe aż do dzwonka, który rozległ się,
zanim jeszcze zdążyłyśmy załadować katapultę.
- Och - jęknęła Erica, rozczarowana. - Coś niesamowitego, już
musimy wracać. Fajnie było. Ally, zostaniesz na lunch?
- Nie - odpowiedziałam. Bo widziałam rodziców i Marka z
Kevinem, którzy stali przy bocznych drzwiach i rozglądali się za
mną. - Chyba będę musiała pójść.
- Mam nadzieję, że trafisz do naszej klasy - powiedziała
Caroline.
- Właśnie - zgodziła się Sophie. - Mam nadzieję, że nie utkniesz
u tej nudnej pani Danielson. To by było okropne!
- Faktycznie, okropne - przytaknęłam, myśląc o dymkach z
napisami. Byłam nieco zaskoczona, ale zaczynał mi się podobać
pomysł chodzenia do szkoły na Sosnowych Wzniesieniach.
Przecież to było jakieś szaleństwo! Wcale nie chciałam się
przeprowadzać! A ręka zombie?! A okropna, ciemna sypialnia?!
- No cóż, dziewczyny, miło było was poznać - rzuciłam na
koniec. W tej samej chwili rodzice mnie dostrzegli i zaczęli
machać jak szaleni, zupełnie jakby myśleli, że mogę ich nie
zauważyć. To nie wydawało się prawdopodobne, skoro byli
najwyższymi ludzmi na placu zabaw, pomijając nauczycieli. -
Muszę już iść.
- Cześć, Ally! - zawołała Sophie, zmierzając w stronę, gdzie
klasa ustawiała się parami do powrotu do budynku.
- Tak, do zobaczenia! - pożegnała się Caroline.
Poszłam w stronę rodziny, zamiast, jak reszta dzieci, do
szkoły. To dziwne, pomyślałam. Wcale nie miałam ochoty
stamtąd odchodzić.
- O! - sapnęła mama, z zadowoloną miną. - Widzę, że ktoś
zawarł nowe przyjaznie.
- Tak - odrzekłam. - To dziewczyny z klasy pani Hunter.
- Co o niej myślisz? - spytał tata.
Już chciałam powiedzieć, że to najmilsza i najładniejsza
nauczycielka na świecie, milsza nawet niż pani Myers. Ale, na
szczęście, wtrącił się Mark.
- Mój nowy nauczyciel jest super - powiedział. - Pan Manx ma
siedem traszek w terrarium. Kiedyś było osiem, ale jedną zjadły
pozostałe. I pozwolił mi je nakarmić. Traszki jedzą wszystko, co
się rusza i co im się zmieści do pyszczka. Nakarmiłem je
świerszczem...
- To straszne! - wybuchnęłam, zadowolona, że nie muszę
opowiadać, jak bardzo podoba mi się ta nowa szkoła. - Biedny
świerszcz!
- To zwykły łańcuch pokarmowy - stwierdził Mark rzeczowo. -
Traszki jedzą świerszcze, a potem robią z nich bobki, i te bobki to
nawóz, a potem...
- Kevin - wtrąciła szybko mama - a jak twoja grupa?
- Nie za bardzo - odparł mój młodszy brat. Ruszyliśmy już z
powrotem do domu. Do domu? Chciałam powiedzieć, do tego
nowego domiszcza. - To przedszkole nie jest ładne.
- Tobie się podobają tylko eleganckie rzeczy - powiedział Mark
z obrzydzeniem.
- Może nie jest tak nowa, jak szkoła na Orzechowych
Wzgórzach - rzekł tata. - Ale to dobra podstawówka.
- Ale pachnie starością - narzekał Kevin. - I wygląda staro.
Dokładnie w chwili, kiedy Kevin to mówił, wyłonił się nasz
nowy dom, z tymi ciemnymi oknami i przerażającymi drzewami,
których czarne gałęzie ostro rysowały się na tle nieba.
A ja zrozumiałam, że Kevin ma rację. Może ma tylko pięć lat,
ale przypomniał mi o czymś ważnym. Ze chociaż polubiłam panią
Hunter i koleżanki Eriki, to jednak wcale nie chcę się
przeprowadzać. Nie mogłam się tu przenieść. Nie byłam gotowa
na to, żeby porzucić swoich starych przyjaciół, szkołę i dom. Nie
po to, żeby się wprowadzić do domu, który się rozpadał. I
wyglądał tak okropnie, że nie przyjęliby go nawet do programu
telewizyjnego. I który, przy okazji, był nawiedzony. Wykluczone!
- Moim zdaniem na Sosnowych Wzniesieniach nie otrzymamy
tak dobrej edukacji jak na Orzechowych Wzgórzach -
powiedziałam.
- Ally! - zawołała wzburzona mama. - Nie wygłupiaj się!
Oczywiście, że tak! Jak możesz w ogóle coś takiego mówić?
Przez tę rękę zombie, chciałam odpowiedzieć.
Bo wiedziałam, że muszę zapomnieć o pani Hunter i jej Sięgaj
do gwiazd! , i o ukrytym zamku, i o zabawie w królowe. Musiałam
zapomnieć o Erice, Caroline i Sophie. Najważniejsze, żeby udało
mi się zapobiec przeprowadzce. Tu chodziło o ludzkie życie!
- Nie podobało mi się na Sosnowych Wzniesieniach -
skłamałam. - Zupełnie mi się nie podobało.
- Ally - odezwała się mama urażonym tonem. - Spotkaliśmy się
z panią Hunter. Wydawała się naprawdę miła. Wiem, że
dyrektorka robi co może, żebyś trafiła do jej klasy.
- Naprawdę? - Nie miałam zamiaru odezwać się z aż taką
nadzieją. - To znaczy... Wszystko mi jedno.
- I wydawało mi się, że polubiłaś te dziewczynki, z którymi cię
widzieliśmy na przerwie - powiedział tata.
- Hm... - Wzruszyłam ramionami. - One są... w porządku.
- A co z kotkiem? - spytała mama. - Już nie chcesz dostać
kotka?
Właśnie w tym rzecz. Oczywiście, że nadal chciałam dostać
kotka. Bardziej niż cokolwiek. Za każdym razem, kiedy ktoś
wypowiadał słowo kotek , serce zaczynało mi bić szybciej.
No ale czy dla kotka warto skazywać się na ataki ręki zombie?
Nie. Nie, nie i nie. I jeszcze raz, nie.
Nie mogłam pozwolić, żeby miłe, ładne nauczycielki i fajne
koleżanki odwróciły moją uwagę od tego, że nadal mam do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]