[ Pobierz całość w formacie PDF ]
swoją przyjaciółką, Carolyn Kincaid, córką znanych wszystkim w Hollywood Edwarda i Dory
Kincaidów..."
Keith wyłączył głos, żeby skupić się na kolejnych zdjęciach. Sanitariusze wiozący nieprzytomną
Haley do karetki. Carolyn idąca obok wózka, cały czas trzymająca przyjaciółkę za rękę. Pełna
łez twarz zrozpaczonej Carolyn.
- Haley... strzelał do niej.
- Tak.
Keith spjrzał na Michaela. Zapomniał, że chłopak jeszcze jest w pokóju.
- A to on - wskazał ręką Michael.
Keith rzucił okiem na mężczyznę, który siedział na ławie oskarżonych. Zauważył tylko, że miał
czarne włosy, słabo zarysowany podbródek i kpiący uśmiech na twarzy.
Kamerzysta pokazał Haley zeznającą jako świadek. Na jej widok Keithowi ścisnęło się serce.
Miała podkrążone oczy i była blada jak ściana. Wyglądała tak delikatnie i krucho, zupełnie
inaczej niż ta zdrowa, piękna kobieta, której zdjęcia oglądał przez chwilą.
Tymczasem na ekranie pojawiły się już fotografie innej gwiazdy i Keith wyłączył telewizor.
- Powiedział pan, że poznał pan pannę Riverton niedawno, tak?
- Tak. Spotkaliśmy się dwa dni temu. Przygotowuje mnie do filmu, w którym mam grać.
- Naprawdę? - uśmiechnął się Michael. - Ona jest wspaniała. Oczywiście, my tu w hotelu
patrzymy na pannę Riverton nieco subiektywnie. - Potrząsnął głową i spoważniał. - Nie
wiadomo, kim byłaby teraz, gdyby ten drań do niej nie strzelał. - Spojrzał na zegarek. - Lepiej
już pójdę. Będą się zastanawiać, gdzie zniknąłem.
- Oczywiście. Poczekaj chwilę.
Keith pospieszył do sypialni i po chwili wrócił z pięciodolarówką w dłoni, którą wyjął z kieszeni
leżących na łóżku dżinsów. Wręczył ją Michaelowi.
- Dziękuję, panie Garrison. %7łyczę smacznego. I proszę pozdrowić pannę Riverton od Mike'a,
kiedy ją pan zobaczy.
- Z pewnością to zrobię. I dzięki... za wszystko.
Kelner skinął głową i zamknął za sobą drzwi.
Keith nawet nie spojrzał na kanapki. Przeżycia ostatnich kilkunastu minut sprawiły, że zupełnie
stracił apetyt. Podszedł do fotela i osunął się na niego, jakby cały dzień stał na nogach.
Przypomniał sobie kobietę, która poprzedniego wieczora poprosiła Haley o autograf. Teraz
rozumiał reakcję Haley. Rozumiał też słowa, którymi pożegnała go, kiedy odwiózł ją do domu.
Po prostu nie można wiedzieć... nie można ufać..."
Patrzył na ciemny ekran i przypominał sobie, jak cierpiał jego kolega, Griff Patterson. Listy,
początkowo pełne miłosnych wyznań, wkrótce stały się jedynie zbiorem obscenicznych urojeń
autorki. Telefony o każdej porze dnia i nocy przestały być miłymi dowodami popularności,
stając się realnym dowodem istniejącego zagrożenia. W chwili, kiedy prześladowczynię Griffa
skazano za napad z nożem w ręku na panią Patterson i jej dzieci, prywatne życie Griffa było
zniszczone. Musiał zrezygnować z kariery, żona zażądała rozwodu, a dzieci musiały poddać się
psychoterapii.
Keith ponownie przypomniał sobie fotografię Haley z reklamy. Uzmysłowił sobie, że Haley,
którą poznał, różni się od dziewczyny z tego zdjęcia. Jej wygląd się nie zmienił. Była równie
piękna bez makijażu, wymyślnych strojów i kosztownej biżuterii, jednak czegoś jej brakowało.
Coś się w niej zmieniło. Już wiedział co. Oczy.
Przez te dwa dni, które z nią spędził, ujrzał w jej oczach niejedno uczucie. Widział w nich złość,
kiedy po raz pierwszy przeczytał tekst, rozbawienie, kiedy opowiedział dowcip, i niepokój, kiedy
kobieta poprosiła ją o autograf. Ale ani razu oczy Haley nie przybrały wyrazu, który miały na
fotografii.
Na zdjęciu spojrzenie Haley mówiło jedno: mogę mieć wszystko, czego tylko zapragnę.
Wystarczy, żebym sięgnęła po to ręką.
Kilka godzin pózniej obudził go dzwonek telefonu. Wyprostował się i półprzytomny sięgnął ręką
w kierunku, w którym powinien znajdować się aparat. Kiedy go nie znalazł, przetarł oczy i
skonstatował, że zasnął w fotelu, oglądając film, który poleciła mu Haley. Przejechał ręką po
twarzy, ziewnął i podszedł do łóżka, obok którego stał telefon.
- Halo?
- Keith?
- Mhm.
- Mówi Angie. Spisz jeszcze?
- Nie, już zdążyłaś mnie obudzić.
- Och, tak mi przykro. Myślałam, że o dziewiątej będziesz już na nogach. Zadzwonię do ciebie...
- Nie, nie. Już się obudziłem.
Jego siostra nigdy chyba nie pozbędzie się do końca nieśmiałości, nawet w stosunku do niego.
Keith podłożył sobie pod głowę poduszkę i wyciągnął nogi na łóżku.
- Co się stało?
- Cóż... Dzwonię, żeby prosić cię o przysługę. Uśmiechnął się, słysząc w jej głosie zakłopotanie.
- Tylko po to?
- Nie żartuj, Keith. Wiesz, jak nie cierpię tego rodzaju rzeczy.
- Wiem, chociaż powinnaś się tego oduczyć. Czego potrzebujesz?
- Twojego domu.
- Mojego domu? Wielkie nieba, Angie, rzadko o coś mnie prosisz, ale jak już ci się zdarzy...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]