[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To co robił, było bardzo niebezpieczne. Poznali się w Cambridge. Matka
ciągle bała się o jego życie. Gdy przebywali w Afryce, próbowano dokonać na
niego zamachu, a potem usiłowano go porwać. Matka nie potrafiła sobie z tym
poradzić.
Kit nie wiedziała dlaczego, ale poczuła, że Philip też jest w rozpaczy. Pode-
szła do niego i pogładziła go po ramieniu.
- Ale nosiła przepiękne suknie - usiłowała powiedzieć coś pocieszającego. -
To prawdziwie królewski strój.
- Wystąpiła w niej na pułkowym balu ojca - wyjaśnił. - W holu wisi jego por-
tret w galowym mundurze i aksamitnej pelerynie.
- To on? Myślałam, że to jakaś postać z czasów wiktoriańskich.
R
L
T
- Celna uwaga - odparł. - Zarówno mój dziadek, jak i ojciec wyglądali, jakby
pochodzili z dziewiętnastego stulecia. Mieli bardzo silne poczucie obowiązku i
tradycyjne zasady. Co do matki, to brylanty i piękne suknie przestały być dla niej
pociechą...
- Ale kochała go?
- Tak... kochała - potwierdził z ciężkim westchnieniem.
- Skoro tak, mogła czerpać pociechę z miłości.
- Chyba jednak to jej nie wystarczało. - Philip spojrzał na Kit ze smutkiem. -
Zresztą, skąd ja to mogę wiedzieć...
Kit zadrżała, choć sama nie wiedziała dlaczego.
W czasie wizyty u chrzestnej Philip znów był czarujący, choć równie odległy,
jak góry Atlas. Gdy tak siedzieli w małym pokoiku, Flora czuła się coraz bardziej
nieswojo. Jej nastrój udzielił się Kit. Dziewczyna odruchowo szukała wsparcia w
Philipie, ale on unikał jej wzroku.
Co się dzieje, zastanawiała się. Czyżby doszedł do wniosku, że nie nadaję się
do Ashbarrow, gdy zobaczył, w jakim skromnym domku mieszka moja krewna?
Nie bardzo chciało jej się w to wierzyć, ale... Dlaczego na nią nie patrzył? Pod
koniec nie była już w stanie znieść napięcia.
- Zadzwonię do Tatiany, żeby dowiedzieć się, co się dzieje z kotem, który
mnie odwiedzał - bąknęła i uciekła do holu.
Flora wysłuchała kilku kurtuazyjnych zdań wypowiedzianych przez Philipa, a
potem spojrzała na niego uważnie.
R
L
T
- Kit powiedziała panu o swoich problemach, prawda? - spytała bez ogródek.
- Wiem o anoreksji, jeśli o to pani chodzi - odparł.
- Tak myślałam - skinęła głową. - Czy mówiła, że ma to już za sobą?
- Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę powtarzać tajemnic Kit - powiedział
spokojnie.
- Mam nadzieję, że jakoś już sobie poradziła, przynajmniej z tym, co najgor-
sze - Chrzestna przyjrzała mu się uważnie i chyba zadowoliło ją to, co ujrzała. -
Zresztą nie wiem. Ale jednego jestem pewna. To bardzo wrażliwa dziewczyna,
czasem boję się, czy nadaje się do życia we współczesnym świecie...
Philip przyglądał się jej w milczeniu.
- Zawsze taka była, nawet jako dziecko ciągnęła Flora. - Często u mnie
przebywała. Jej matka nie miała łatwego życia, mąż odszedł w siną dal zaledwie
dwa tygodnie po urodzeniu Kit. Kit od małego dziecka rozpaczała nad losem
każdego skrzywdzonego zwierzaka, znosiła do domu ptaki z połamanymi skrzy-
dełkami, chore koty i psy. Potem musiałam wozić to towarzystwo do weteryna-
rza. Trzeba jednak przyznać, że opiekowała się swoimi znajdami niezwykle tro-
skliwie. Zawsze chciała uzdrawiać świat...
Philip wziął głęboki oddech, by odpowiedzieć, ale do pokoju wpadła jak bu-
rza Kit.
- Co się stało? - Poderwał się na równe nogi i podbiegł do niej.
- Lisa... Tatiana mówi, że Lisa zostawiła Mikołaja - wyjąkała drżącym gło-
sem.
Philip zmarszczył brwi.
R
L
T
- Myślę, że to przeze mnie... - Kit rozpłakała się.
- Czy masz jakieś powody, żeby tak sądzić? spytał spokojnie.
- Przestań wreszcie wszystko analizować! - zawołała.
- Tu chodzi o moją siostrę! Pokłócili się przeze mnie tuż przed wyjazdem z
wyspy, choć dopiero zaczęło im się układać. Muszę do niej jechać.
- Ludzie nie rozwodzą się z powodu odmiennego zdania na temat swoich
szwagierek - zauważyła Flora.
- W pełni się z tym zgadzam - poparł ją Philip. - Zadzwoń do niej...
- Tak, ale Lisa jest teraz w Zurychu, a ja nie znam numeru telefonu - załkała
Kit.
- Ale ja znam - odparł Philip.
Spojrzały na niego ze zdziwieniem.
- Gdy szukałem Kit, próbowałem różnych sposobów. Mam telefon do biura
Lisy w Zurychu w laptopie, w domu. To co?
- A Więc chodzmy! - Kit tak się spieszyła, że o mały włos zapomniałaby
płaszcza.
- Kit, Lisa jest dorosła, może nie powinnaś się wtrącać - powiedziała
chrzestna.
- Pani Stevens ma rację, to sprawa Lisy i jej męża - dodał Philip.
- I co?! Mam ją zostawić? Ona zawsze mi pomagała! - krzyknęła Kit. - Nie
ucz mnie, co mam robić! To nie negocjacje, to życie! Ja wiem, ty nigdy nie sta-
jesz po żadnej stronie. Ale teraz nie czas na chłodne ważenie racji, trzeba rato-
wać ich małżeństwo!
R
L
T
Philip zbielał ze złości, nie stracił jednak panowania nad sobą.
- Myślę, że lepiej skończyć tę rozmowę w domu - powiedział lodowatym
głosem.
- W domu! - krzyknęła. - Ten zmurszały zabytek nazywasz domem?
- Dosyć! - Płulip zareagował tak ostro, że zamilkła.
Jechali w milczeniu. Zaraz po przyjezdzie Kit popędziła
do biblioteki. Philip po chwili dołączył do niej. Uruchomiła komputer, a Phi-
lip pokazał jej, gdzie jest książka adresowa. Miał w niej z tysiąc nazwisk. Gdy je
[ Pobierz całość w formacie PDF ]