[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mówiła, że będzie w ciągu godziny. A potem już nie mam pojęcia. Cokolwiek pan
zrobił, panie Hanover, proszę to naprawić. Bardzo ją kochamy i nie chcemy, żeby
odeszła. Bez niej wszystko wróci do tego, co było. A my tego nie chcemy.
Mitch ścisnął słuchawkę tak mocno, że aż pobielały mu palce. Bez niej
wszystko wróci do tego, co było. Gretel ma rację. %7ładne z nich tego nie chce.
Zmiana wszystkim wyszła na dobre. A żeby trwała, potrzebują Veroniki. Wszyscy ją
kochają. On też ją kocha.
Kocha ją. Nie ma najmniejszych wątpliwości. Teraz będzie ją musiał tylko o
tym przekonać.
- Gretel, już do was jadę. Jeśli zjawi się w galerii przede mną, zatrzymaj ją
jakoś.
Gretel pociągnęła nosem po raz ostatni.
- Dobrze, panie Hanover. Nie wypuszczę jej stąd.
Dwadzieścia siedem minut pózniej Mitch zaparkował na chodniku przed
Hanover House.
Gretel właśnie rozmawiała z klientem. Gdy tylko go zobaczyła, zaczęła
gorączkowo wskazywać mu zaplecze galerii. Nie mógł się powstrzymać i odwrócił
głowę, aby przyjrzeć się jeszcze raz jej różowym pasemkom, po czym pobiegł na
górę, przeskakując po trzy stopnie naraz.
R
L
W końcu dotarł do biura. Drzwi były uchylone, zajrzał więc do środka i po-
czuł ogromną ulgę, gdy zobaczył Veronicę.
Pochylała się nad czymś, wypinając pupę w kierunku wejścia. Jej ciemne
włosy prawie zamiatały podłogę. Miał na sobie te same dżinsy, w których przyszła
na rozmowę kwalifikacyjną, ale miejsce czarnej koszulki i botków zajęła stylowa
ciemnoniebieska marynarka z aksamitu i beżowe szpilki, które na pewno widział w
sklepie w centrum, w którym sam kupował buty.
Poczuł, jak wzbiera w nim nadzieja. Veronica wyprostowała się.
- Gretel, kochanie, widziałaś moje czerwone zamszowe buty? Chyba je...
- Nie przerywaj tylko ze względu na mnie. Chyba je...?
Popatrzyła na niego jak na zjawę. Jej oczy stały się Ogromne, twarz pobladła.
Miał nadzieję, że Veronica przeżyła równie ciężką noc jak on, ale teraz wolałby to
odwołać. Jej ból tylko powiększył jego smutek. Za wszelką cenę musi uprzątnąć
bałagan, którego tak nieopatrznie narobił.
Był arogancki. Zachował się jak słoń w składzie porcelany, ale przecież nie
zabiegał o względy kobiety od ponad dziesięciu lat. Niezależnie od tego, co na jego
temat myśli teraz Veronica, wiedział, że potrafi sprzedać się lepiej.
- Twoje czerwone zamszowe buty - przypomniał.
- Chyba je tu zostawiłam, kiedy przebierałam się przed aukcją.
- A potrzebujesz ich teraz tak desperacko, bo...?
Wyprostowała ramiona.
- Bo odchodzę. Nie dostałeś mojego mejla?
- Dostałem. Chciałem usłyszeć, jak mówisz mi to prosto w twarz.
- I po to przyjechałeś?
Wszedł do pokoju.
- Między innymi. Przykro mi, ale nie mogę przyjąć twojej rezygnacji.
Patrzyła na niego jak zbity pies. Chciał ją przytulić, odegnać jej smutki, ale
wiedział, że nie może tego jeszcze zrobić. Muszą przedyskutować pewne sprawy,
R
L
zanim będą mogli znów się do siebie zbliżyć. Próbował jej pokazać, co do niej czu-
czuje, ale niedostatecznie się starał, a ona była uparta jak muł.
- Kontrakt obowiązuje nas oboje - dodał.
- Więc mnie pozwij do sądu. - Veronica wzruszyła ramionami.
Usiadł na brzegu biurka, żeby ich oczy znalazły się na tym samym poziomie.
Jej wielkie brązowe zrenice błagały, by uwolnił ją od cierpienia.
- Myślałem, że ci się tu podoba - powiedział zachęcająco.
Przełknęła ślinę.
- Podobało mi się. Podoba. Bardzo. Uwielbiam to miejsce. To najlepsza praca,
jaką miałam w życiu.
- Więc dlaczego odchodzisz?
Zamrugała, próbując zachować dzielność.
- Problemy z personelem.
Skrzyżował ramiona na piersi.
- Powiedz mi, kto przysparza ci problemów, to go zwolnię.
Oparła rękę na biodrze, które wypchnęła lekko do przodu. Właśnie, to
dziewczyna, którą znam i kocham, pomyślał Mitch. Jak mógłby jej nie kochać?
Wystarczyło ją tylko poznać. To takie proste.
- Nie żartuj. Doskonale wiesz, że mam na myśli ciebie. Nie mogę dłużej z
tobą pracować. Nie teraz, nie po ostatnim wieczorze. I nie po tym wszystkim, co
wydarzyło się wcześniej. Od początku wszystko było strasznie zagmatwane. I
dlatego, jak zwykle zresztą, muszę odejść. Chociaż gdybyś rozważył ustąpienie ze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]