[ Pobierz całość w formacie PDF ]

ja będę zawsze mogła korzystać z basenu.
- Pytał o mnie? - Taffy szeroko otworzyła oczy.
- No pewnie. Pamiętał, że byłaś... zawsze pełna życia.
Oczy Taffy zwęziły się.
- A więc się nie ożenił.
- Chyba... nie.
- Ale nie pytałaś.
- No dobrze, nie wiem, czy jest singlem - przyznała Kendall, chociaż
według niej był zaprzysięgłym kawalerem. Niezależnie od tego, czyj tatuaż nosił
na ramieniu.
Taffy uścisnęła jej dłoń.
- Nie co dzień cię zapraszają, żebyś spędziła trochę czasu w obecności
bogatego przystojniaka. A teraz poważnie. Oczy ci błyszczą. Nigdy cię nie
widziałam takiej zarumienionej. Chyba że w ciągu ostatnich dziesięciu lat
S
R
Hudowi od piwa urósł brzuch, a od papierosów nabawił się kaszlu. Wtedy
musiałabym przemyśleć swoje stanowisko. - Taffy uniosła brwi, czekając na
potwierdzenie ze strony przyjaciółki.
Przecież ona nie da mi spokoju, pomyślała Kendall. Uniosła więc głowę,
spojrzała Taffy prosto w oczy i rzuciła się na głęboką wodę.
- W porządku. Wygrałaś. Jest taki cudowny, że aż trudno w to uwierzyć.
Nonszalancki i przystojny. %7łyje pełnią życia. Inteligentny i dowcipny. Piękny.
Zadowolona?
Taffy uśmiechnęła się i poklepała Kendall po policzku.
- To rozumiem. No i co tu jeszcze robisz, kiedy mogłabyś być z nim i
zabiegać o jego względy. Jest bogaty i prawdopodobnie wolny.
- Nie mam zamiaru zabiegać o jego względy.
- A dlaczego nie? - Taffy skrzyżowała wojowniczo ramiona i popatrzyła na
nią z ogniem w oczach. - Sama powiedziałaś, że jest piękny.
Kendall pożałowała, że była aż taka wylewna.
- Wiersze Keatsa są piękne. Martensy są piękne. Meble w stylu królowej
Anny, sosnowy las o świcie i trzmiele są piękne. Ale to nie oznacza, że mam
walczyć o ich względy.
- Ale Hud nie jest trzmielem. Kendall York, zbyt dobrze cię znam.
Rozmyślałaś. Fantazjowałaś. Marzyłaś o tym wspaniałym domu, cudownych
rzeczach i pięknym mężczyznie. A potem powiedziałaś sobie, że to nie dla ciebie,
nie po tym, co się stało z twoim ostatnim chłopakiem. Uznałaś, że nie zasługujesz
na to wszystko i zrezygnowałaś.
Kendall z otwartymi ustami wpatrywała się w przyjaciółkę.
- Nie zamierzam go podrywać, bo jest tu tylko przelotem. Poza tym ma w
sobie jakąś... skazę. Czuję, jak pokrywa ją uśmiechem i żartami. A na ramieniu
ma tatuaż. Kobiece imię.
- Bzdura - uznała Taffy.
- Bzdura? - wypaliła Kendall. - Bzdura?
- To nie ma nic wspólnego z jakimś przypadkowym tatuażem. Nie chcesz
dać sobie przyzwolenia na związek z powodu George'a. - Stwierdzenie Taffy było
bardzo bezpośrednie, ale ton jej głosu złagodniał. - To już trzy lata. Stało się. Nie
przeżył wypadku, ale ty żyjesz. Czas, abyś przestała czuć się winna.
S
R
- Przecież...
- Jesteś superdziewczyną. Owszem, potrzeba ci fryzjera i stylistki, chociaż
przez te rude włosy połowa facetów u mnie w pracy uważa, że jesteś świetna, a
mnie szlag trafia. Odpuść sobie. A sądząc po nieobecnym spojrzeniu, które
pojawia się na twojej twarzy, kiedy wymieniasz jego imię, ten gość może ci w
tym pomóc.
- Ale on wyjeżdża zaraz po...
- Nie powiedziałam, że powinnaś wyjść za niego za mąż. Ale wykorzystaj tę
szansę, żeby, no, znów wejść do obiegu.
- To wprawdzie nie twój interes, ale od czasów George'a znajdowałam się
już w obiegu i wcale mi to nie pomogło.
- Nie mam na myśli seksu, moje miłe i słodkie dziewczątko. Przyjazń,
wzajemny pociąg, związek, miłość...
Kendall potrząsnęła głową tak mocno, że niemal ją od tego ruchu rozbolała.
Hud był ostatnim człowiekiem, dla którego zaryzykowałaby swoje uczucia.
Wyjedzie, a ona będzie cierpieć. Nie przeżyłaby kolejnego zawodu. %7ładnych
uniesień, ale za to żadnych upadków.
- Nie miałabym siły, żeby przejść przez ten cały korowód zalotów i
wzdychania, i tych wieczornych dziewczyńskich pogaduszek, którymi
wielokrotnie mnie raczyłaś - odparła, zmieniając sposób dotarcia do przyjaciółki.
Taffy roześmiała się.
- Jonesy z biura zaprosił mnie w końcu na randkę.
- %7łartujesz! - zawołała Kendall.
Taffy od kilku miesięcy była zakochana w księgowym w firmie, w której
pracowała.
- Ależ skąd. I dlatego potrzebuję nowych butów. Naprawdę nie możesz
pojechać ze mną na zakupy?
Kendall zaczęła myśleć. Melbourne, chodzenie od sklepu do sklepu do
momentu, aż noga rozboli ją niemiłosiernie. Wolałaby spędzić kilka godzin sam
na sam z Hudem.
- No dobrze, może pojadę.
- Zostań, kochanie. Wez zabawki i pobaw się ze swoim nowym kolegą. A
jutro wieczorem zdasz mi ze wszystkiego sprawę.
S
R
Następnego ranka Kendall się spózniła.
Hud zerknął na swój stary porysowany zegarek. Piętnaście minut. Może nie
ma to znaczenia w odniesieniu do wieczności, ale wprawiło go w niepokój.
Snuł się po parterze domu, wchodząc do pokoi, których nie zdążył po
przyjezdzie zobaczyć.
Zatrzymał się w dużej kuchni pełnej staromodnych urządzeń. Wokół
panował dziwny zapach stęchlizny. Zginął aromat suszonych płatków róż,
świeżego chleba i rozgrzanych słońcem ziół.
To Fay wywarła piętno na całym domu, który jeszcze teraz był pełen
wspomnień po niej. Hud pomyślał, że nie ma takiego miejsca, na którym on
zostawiłby niezatarty ślad.
W swoim mieszkaniu w Londynie spędzał zaledwie dziesięć tygodni w
roku. Plecak i aparat fotograficzny były dla niego namiastką domu - wystrzępiony
worek i kamera, której nawet nie wyjął z futerału po opuszczeniu Kolumbii.
Po raz pierwszy od miesięcy pomyślał o Marcie. Byli ze sobą przez kilka
lat, od chwili, kiedy się przeprowadził do Londynu, i spotykali się sporadycznie
podczas jego pobytu w mieście. Powtarzała mu wciąż, że odpowiada jej ten
układ, a on jej wierzył. Aż do dnia, kiedy maska z niej opadła i Marcie
wybuchnęła płaczem, siedząc z nim w restauracji w Chelsea, błagając go, by jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl