[ Pobierz całość w formacie PDF ]

dzi, żeby coś przemyśleć?
- W takich sytuacjach najczęściej rzuca do kosza - powiedział Jake. -
W Ośrodku dla Chłopców. Nie sądzę jednak, żeby teraz grał z Lizzie
w koszykówkę.
- Może chodzą po okolicy? Po lesie przy ośrodku?
- Warto sprawdzić.
Dziesięć minut pózniej podjechali pod OÅ›rodek dla ChÅ‚opców. Na par­
kingu nie było samochodu Dylana, ale Jake dostrzegł go na ścieżce pod
lasem. Samochód był pusty.
- Och, dzięki Bogu - westchnęła Holly. Odwróciła się do Jake 'a. - Jak
myślisz, chcą być teraz sami? Woleliby nie spotykać się nawet z nami?
Może lepiej im nie przeszkadzać? %7Å‚e też wczeÅ›niej o tym nie pomyÅ›la­
Å‚am.
- Cóż, wyÅ‚Ä…czyli telefony komórkowe - odparÅ‚ Jake..- Może rzeczywi­
ście chcą być sami, tylko we dwoje. Dobrze, że ich odszukaliśmy, ale
teraz dajmy im trochÄ™ spokoju.
- Chyba zaczekam na Lizzie w domu - stwierdziÅ‚a Holly. - Kiedy wró­
ci, będzie mogła ze mną porozmawiać, jeśli zechce.
-To dobry pomysł - pochwalił Jake.
Zobaczył, że na chwilę zesztywniała. Pewnie myślała, że chciał się już
jej pozbyć.
Wcale tak nie jest, powiedział jej w myślach.
ZawróciÅ‚ samochód i ruszyÅ‚ w stronÄ™ domu Lizzie. Jechali w milcze­
niu.
Holly przez cztery godziny krążyÅ‚a nerwowo po domu, aż wreszcie usÅ‚y­
szała odgłos otwieranych i zatrzaskiwanych frontowych drzwi. Po chwili
rozległ się dzwięk tłuczonego szkła.
- Lizzie?! - zawoÅ‚aÅ‚a, zbiegajÄ…c po schodach. ZajrzaÅ‚a do salonu. Pu­
sto. - Lizzie, wszystko w porządku?! - krzyknęła.
%7Å‚adnej odpowiedzi.
WpadÅ‚a do kuchni. Lizzie klÄ™czaÅ‚a nad stÅ‚uczonym kubkiem, ze zmiot­
kÄ… i Å›mietniczkÄ… w rÄ™kach. Nieruchomym wzrokiem patrzyÅ‚a na czerwo­
ne kawałki ceramiki.
- Lizzie?
Znów żadnej odpowiedzi. A po chwili łzy.
- Lizzie, kochanie?
- CzytaÅ‚aÅ› dzisiejsze wydanie  Gazety Troutville"? PrzestanÄ™ jÄ… prenu­
merować, na pewno.-Wybuchła płaczem.
140
- Och, Lizzie - westchnęła Holly, przytulając kuzynkę. Lizzie głośno
szlochała.
- Staram się być silną - łkała. - Dylan powiedział, że to nasza najlepsza
obrona. Ale jest mi tak ciężko! Ten tekst był wstrętny! To atak na mnie!
Pewnie z powodu dziecka. To niewinne, kochane maleństwo nie powinno
być celem tak obrzydliwej wrogości. Nie zniosę tego! - Gniew osuszył jej
łzy. - Och, Holly, miałaś rację, wyjeżdżając z tego cholernego miasta!
- Masz prawo spokojnie tu żyć - oświadczyła Holly. - Troutville to
twój dom.
- Jestem zupełnie bezbronna wobec tych okropnych ataków na mnie.
Jeśli nie psychopata, to brukowa gazeta albo Pru Dunhill...
- Walczmy z nimi.
Lizzie spojrzała na nią.
-Jak?
-Napisz artykuÅ‚ - zaproponowaÅ‚a Holly. - Przynajmniej bÄ™dziesz mo­
gła przedstawić swoje racje. Swoją wersję zdarzeń. Jeśli ludzie nie będą
chcieli ci uwierzyć, to już ich problem. Ale ty na pewno poczujesz się
lepiej.
Lizzie spodobał się ten pomysł. Poderwała się na nogi, wzięła blok
i ołówek, po czym usiadła przy kuchennym stole.
- Co mam napisać?
Holly uśmiechnęła się i usiadła przy niej.
- Powiedz temu miastu, kim jesteÅ› i co czujesz. To wszystko.
- Tak właśnie zrobię! - oświadczyła Lizzie, podchodząc do lodówki.
Wyjęła słoik pikli i butelkę keczupu. Pokroiła pikle, ułożyła na talerzu
i obficie polaÅ‚a keczupem. WÅ‚ożyÅ‚a jeden plasterek do ust i dolaÅ‚a keczu­
pu do pozostałych na talerzu.
- Naprawdę jesteś w ciąży! - Holly puściła do niej oko.
Lizzie się roześmiała.
- Od kilku tygodni staraÅ‚am siÄ™ ignorować te dziwne zachcianki - powie­
dziaÅ‚a. - Na wypadek, gdyby ktoÅ› mi siÄ™ przyglÄ…daÅ‚. No i tak byÅ‚o! Gdy­
bym wiedziała, że tak mnie potraktują w tym szmatławcu, jadłabym pikle
z keczupem i kostki cheddara wszędzie. - Włożyła dwa plasterki do ust.
Potem odepchnęła talerz i znów zaczęła płakać. - Gdybyś się dowiedziała
z tej rubryki... ByÅ‚abym zdruzgotana. CieszÄ™ siÄ™, że powiedziaÅ‚am ci wcze­
Å›niej... mniej wiÄ™cej. Przynajmniej zdążyÅ‚am też powiedzieć mamie, za­
nim usłyszała o tym w mieście. Zadzwoniłam do niej o świcie. O, Boże, to
po prostu obÅ‚Ä™d! - PoÅ‚ożyÅ‚a dÅ‚oÅ„ na rÄ™ce kuzynki. - Cholera, znowu zaczy­
nam. Jestem w ciąży, Holly-Molly! Tylko to się liczy, bardzo się cieszę!
A Dylan dosłownie szaleje z radości. Urodzi nam się dziecko!
141
-I ja bardzo siÄ™ cieszÄ™, Lizzie.
- To oznacza, że będziesz miała pierwszą siostrzenicę - oświadczyła
Lizzie. - CiotecznÄ… siostrzenicÄ™?
Holly się roześmiała.
- Nie mam pojęcia!
- Jeśli to będzie dziewczynka, Dylan chce ją nazwać Lizzie, po mnie.
Czyż to nie słodkie?
Holly kiwnęła głową, zbyt wzruszona, żeby coś powiedzieć.
- A jeśli to będzie chłopiec?
- Dylan Dunhill IV.
- Bardzo się cieszę - powtórzyła Holly, znów obejmując kuzynkę.
- Wiem, Hol. Bardzo przepraszam, że nie powiedziałam ci wcześniej.
Zataiłam przed tobą tyle spraw.
- Możesz mi mówić wszystko, Lizzie. Przyrzekam, że już nigdy nie
będę cię osądzać.
Wiedziała, że dotrzyma słowa.
- Ciekawe, co teraz myśli matka Dytena - zastanawiała się Lizzie.
- Będzie babcią - powiedziała Holly. - Na pewno jest zachwycona.
- Cóż, moja mama jest zachwycona. Ale ona nmie kocha. Matka Dyla-
na nawet mnie nie lubi - dodała, marszcząc brwi. -I może nie być zbyt
zadowolona, że zaszłam w ciążę przed ślubem.
- Na pewno tak się ucieszy przyszłym wnukiem, że zapomni o całej
reszcie - uspokajała Holly.
Lizzie nie wyglądała jednak na przekonaną.
Rozdział 12
ie zdziwiÅ‚abym siÄ™, gdyby spadÅ‚y ceny akcji naszych firm - mruknÄ™­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl