[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieprzyjemne.
- Czy to, że Cilla się zaręczyła, jest dla ciebie jakimś problemem?
Pochłonięty własnymi myślami, Wyatt dopiero po długiej chwili
zorientował się, że Gable zadał mu pytanie. I nagle gwałtownie wypalił:
- A co mnie, do diabła, obchodzi, czy jest zaręczona, czy nie. Ona nic dla
mnie nie znaczy.
- To dobrze. Cieszę się, że to słyszę - powiedział z ulgą Gable. - Nie
chciałbym, żeby znowu cierpiała. Ani ty. A więc twoim problemem jest ta
kobieta z Kalifornii, tak? Gdyby mnie
242
przytrafiło się coś takiego, w nocy na pewno nie mógłbym zmrużyć oka.
Wniosek był logiczny, ale Wyatt nadal nie wiedział, czy prawdziwy.
- Tak - mruknął, pociągając kolejny łyk kawy. Co więcej mógł
powiedzieć?
Rozdział 4
- Tato, pojedziemy dziś po choinkę? Proszę! Powiedziałeś, że zrobimy to
w tym tygodniu.
- Ja chcę powozić. Tato, mogę? Brian mógł w zeszłym roku.
- Nieprawda! To Mandy powoziła. Ona zawsze zajmuje się takimi
rzeczami, bo jest najstarsża.
Zmiejąc się ze sprzeczających się dzieci, Gable spojrzał pytająco na
Josey, siedzącą po drugiej stronie stołu.
- No i co powiesz, mamo? To twój wolny dzień. Chcesz, żebyśmy zajęli
się choinką, czy masz jakieś inne plany?
Josey udała, że się zastanawia.
- Zamierzałam przejrzeć wasze szuflady ze skarpetami i posortować je.
- Oj nie, mamo, możesz to zrobić kiedy indziej - jęknął Joey.
- A Cilla i Wyatt też mogą z nami pojechać? - wtrąciła Mandy. - Są na
ranczu prawie tydzień i jeszcze nie robili nic ciekawego.
Smarując dżemem biszkopt domowego wypieku, Cilla ze zdziwieniem
spojrzała na ośmioletnią Mandy.
- Ależ ja robiłam same interesujące rzeczy. Każdego ranka spałam do
pózna, odwiedziłam twoją mamę i Tate w klinice, przegadałam z Kat
wiele godzin. Jutro idę na kolację do Coopera i Susannah, a pod koniec
tygodnia wybieram się z waszą mamą na zakupy. Naprawdę świetnie się
bawię.
244
A poza tym udało jej się nie wchodzić w drogę Wyattowi. Zycie nie może
być piękniejsze.
- O tak, Cilla ciągle jest czymś zajęta - odezwał się Wyatt. Błysk w jego
oku ostrzegał ją, że wiedział doskonale, czym się zajmowała. - Ja zresztą
też. Pracuję nad rozbudową domu Kat, zamawiam materiały, ale to wcale
nie znaczy, że się nudzę. Zresztą nie musicie nas zabawiać. Należymy
przecież do rodziny.
- To znaczy, że nie chcecie pojechać z nami po choinkę? - zapytał
zmartwiony Brian.
- Ależ nie!
- Dzieciaki, przecież wiecie, że uwielbiam wybierać drzewko na choinkę.
Cilla prawie zakrztusiła się kawą. Pamiętała, że dawniej Wyatt kpił sobie
z tradycyjnych świąt i wszystkiego, co ocierało się o sentymentalizm.
Zanim jednak zdążyła mu to przypomnieć, Gable już podniósł się z
miejsca.
- No cóż, w takim razie wszyscy pojedziemy do kanionu, żeby ściąć
drzewko. Kto pomoże mi zaprząc?
- Ja!
- Nie, ja!
- Ja jestem najstarsza!
Zmiejąc się i przekrzykując, dzieci zaczęły 'ciągnąć ojca w stronę stajni, a
Josey zdążyła jeszcze krzyknąć, żeby nie zapomniały kurtek. Wyatt
spojrzał swoimi zielonymi oczyma na Cillę i zapytał:
- Czy to znaczy, że zaszczycisz nas dzisiaj swoją obecnością, Prissy?
Cilla nie cierpiała tego zdrobnienia i Wyatt doskonale o tym wiedział.
Zacisnęła zęby i obdarzyła go uśmiechem, który powinien obniżyć
temperaturę jego ciała przynajmniej o dziesięć stopni. Była w potrzasku i
gdyby nie znała prawdy, pomyślałaby, że Wyatt zaaranżował wspólny
wyjazd.
245
- Na to wygląda, Earp - odpowiedziała słodkim tonem, odpłacając mu
przezwiskiem, którego z kolei on nie znosił.
- Będziemy śpiewać kolędy, przeżywać nastrój świąt i tak dalej. Będzie
zabawnie, nie sądzisz?
- O tak - wycedził, szeroko się uśmiechając. - Już ja się
0 to postaram.
Cilli nie podobał się ani jego ton, ani przebiegłe spojrzenie. Ale co
takiego mógł.zrobić w towarzystwie Gable'a, Josey
i ich dzieci. Na pewno będzie się z nią drażnił, ale z tym -jakoś sobie
poradzi. Najbardziej bała się jego dotyku jego dłoni i pocałunków, które
wciąż na nią działały. Nie będzie dla niego łatwym celem. Musi tylko
zachować odpowiedni dystans i wszystko będzie dobrze. Zresztą nie
spędzi z nim całego dnia. W końcu jak długo można szukać drzewka na -
choinkę?
Na niebie nie było ani jednej chmurki, ale porywisty wiatr mocno dawał
się we znaki. Na szczęście Cilla wzięła ze sobą czapkę i ciepłe
rękawiczki. Przed gankiem stał stary konny wóz. Wydawało jej się, że
pojazd, który Gable i dzieci poszli wyprowadzić, będzie wyglądał jak
nowoczesna przyczepa, tymczasem była to zwykła furmanka zaprzężona
w konie i wyładowana sianem. Gable usadzał dzieci na kozle, żeby każde
z nich miało okazję potrzymać lejce. A Wyatt, Cilla i Josey mieli wejść na
tył.
- Wspaniały dzień na jazdę na sianie - powiedział Wyatt z uśmiechem. -
Oczywiście byłoby lepiej, gdyby była księżycowa noc, ale i tak nie
możemy narzekać. No to w górę, Josey.
- Wyatt bez najmniejszego wysiłku podniósł kuzynkę, a potem zwrócił się
do Cilli. - Gotowa?
Wystarczył jej rzut oka na jego szelmowski wyraz twarzy, żeby nabrać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]