[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Cole uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Przyznaj się, Annie. - Podszedł bliżej. - Przyznaj się, że
chcesz mnie tylko dla siebie.
Z wielkim trudem wytrzymała jego spojrzenie.
- Coś ci się roi w głowie. - Udała, że się śmieje.
- Nie wydaje mi się. Jestem detektywem. Zestawiam fakty
i wyciągam wnioski. I robię to całkiem niezle.
- Jestem bardzo ciekawa, co takiego zauważyłeś?
- Fundujesz prysznic obcym ludziom, to raz. Wczoraj w
domu towarowym podstawiłaś nogę Bogu ducha winnej
kobiecie.
- Nie podstawiłam jej nogi - zaprzeczyła Annie. - Sama
potknęła się o moją stopę, kiedy próbowała włożyć ci
wizytówkę do kieszeni spodni.
- A kurczak? - zapytał Cole z przebiegłym uśmiechem.
- Nie podstawiałam nogi żadnym kurczakom.
- Upiekłaś kurczaka w rodzynkowym sosie dzień po tym,
kiedy powiedziałem, że to moje ulubione danie.
- To co innego... - zaczęła obronnym tonem, ale nie miała
szansy skończyć.
Cole podszedł całkiem blisko i dotknął delikatnie
kosmyka włosów, który opadł jej na czoło.
- I wciąż myjesz włosy tym truskawkowym szamponem -
dodał cicho - bo wiesz, że bardzo lubię ten zapach.
- Naprawdę? - szepnęła.
Stał tak blisko, że widziała pulsującą mu na skroni krew.
- Tak - kiwnął głową, patrząc jej w oczy. - Bardzo lubię.
Przypomina mi Stellę.
- Stellę? - zamrugała Annie. - A kto to jest Stella?
- Moja dawna dziewczyna. A może to była Alison? -
Zmarszczył brwi i zastanowił się chwilę. - Nie. Już wiem. To
na pewno była Carlene.
- Chyba powinieneś uzupełnić luki w dokumentacji -
rzuciła przez zęby.
- A nie mówiłem! Jesteś zazdrosna - wyszczerzył się od
ucha do ucha.
Annie dała mu kuksańca w bok.
- Ty zarozumiały, egoistyczny, męski szowinisto!
- Cześć, mamo - powiedział nagle Cole, patrząc gdzieś
ponad jej głową.
Annie z trudem stłumiła jęk i odwróciła się. W drzwiach
stała Lenore w różowej wiatrówce. Nieprzemakalnej, różowej
wiatrówce.
- Czy to jest kobieta, z którą zamierzasz się ożenić? -
zapytała.
Cole podszedł i ucałował ją w policzek.
- Zwietnie wyglądasz, mamo.
- Wyglądam jak zmokły kot. - Lenore przesunęła ręką po
mokrych włosach. - A ty nie próbuj zmieniać tematu.
- Mamo, to jest Annie. Miłość mojego życia.
- Miłość twojego życia nazwała cię przed chwilą
zarozumiałym szowinistą - mruknęła Lenore, siadając w
fotelu.
- Przepraszam bardzo - wybąkała Annie. - Nie chciałam
pani oblać.
- A właściwie - Lenore uniosła brew - dlaczego mnie
oblałaś?
- To długa historia, mamo - wtrącił się Cole. - Powiedz
lepiej, co tutaj robisz?
- Jak rozumiem, ojciec nie powiedział ci, że przyjeżdżam?
- Ani słowa.
- Kiedy zobaczyłam w gazecie ogłoszenie o twoich
zaręczynach, nie mogłam usiedzieć w domu. Musiałam
poznać dziewczynę, która zdobyła serce mojego syna. -
Lenore spojrzała na Annie z wyrazną niechęcią. - Muszę
przyznać, że inaczej sobie ciebie wyobrażałam, Annie.
- Niecodziennie funduję zimny prysznic obcym ludziom.
Jestem ostatnio trochę zestresowana.
Annie ze zdziwieniem poczuła, że Cole ścisnął jej rękę
jakby dla dodania otuchy. A może odwrotnie? Może to był
sygnał, żeby wejść w rolę strasznej narzeczonej i jeszcze
bardziej zaszokować Lenore?
Widząc ich złączone dłonie, Lenore zacisnęła usta z
dezaprobatą.
- Zluby są rzeczywiście stresujące - zgodziła się. - Dlatego
tu jestem. Przyjechałam, żeby wam pomóc. Mam nadzieję, że
przyjmiecie mnie na kilka dni.
- Wiesz, mamo, dopiero co się zaręczyliśmy. Musimy do
siebie przywyknąć. Nie rozmawialiśmy jeszcze o ślubie. Nie
chcemy się spieszyć.
- To dobrze. - Lenore westchnęła z ulgą i wyraznie
złagodniała. - Z drugiej strony, nigdy nie jest za wcześnie na
poznanie swojego partnera. Coś wam przywiozłam. -
Otworzyła wilgotną torbę. - Mam nadzieję, że przeżyło kąpiel.
Annie chciałaby powiedzieć to samo o kaszmirowych
spodniach Lenore...
- Zaręczynowy prezent? - speszyła się. - Ależ
niepotrzebnie...
- To nie jest prezent. Przywiozłam wam test.
- Test? - spytali oboje zgodnym chórem.
- Test zgodności - wyjaśniła Lenore spokojnie. - Czyżby
Cole nie powiedział ci, że pracuję ostatnio w poradni
małżeńskiej? Po rozwodzie wróciłam na studia i zrobiłam
dyplom.
- Ale my nie jesteśmy małżeństwem, mamo!
- Wiem, kochanie. Nasza poradnia jest także poradnią
przedmałżeńską. Według mnie, pomoc fachowca jest bardziej
potrzebna narzeczonym niż małżeństwom.
- Coś jakby środek zaradczy - mruknęła Annie pod nosem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]