[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mając w głowie przede wszystkim, dodała kilka
przypraw, których nie było w przepisach.
- Nie ma startu kucharka prezydenta - mruknęła,
rozstawiajÄ…c talerze na stole.
- Bo jeśli wystartuje, to przegra, chwalipięta.
- Głęboki baryton Joshui wibrował od rozbawienia.
Melissa obróciła się gwałtownie z mocno bijącym
sercem. Joshua opierał się niedbale o farmugę. Włosy
miał wilgotne, jakby właśnie wyszedł spod prysznica.
Z miejsca, w którym stał, dochodził do niej świeży
zapach wody kolońskiej.
- Postaram się zapamiętać te mądre słowa - po-
wiedziała w końcu, czerwieniąc się. Chcąc ukryć
zdenerwowanie, pochyliła się i spróbowała chleba,
zawiniętego w folię.
Joshua oderwał się od drzwi i powoli zbliżał do niej
z migoczącym w oczach lekkim uśmiechem, od którego
wokół kącików ust porobiły się drobne zmarszczki.
Wyglądał jednak na zmęczonego, a może lepiej byłoby
powiedzieć sfrustrowanego". Uznała, że musi mu
bardzo ciążyć odpowiedzialność. Wiedziała przecież,
jakim stresem jest dla niego konieczność rozpoczęcia
budowy i oddania biurowca na czas.
- Aaa, coÅ› Å‚adnie pachnie.
Głos brzmiał chyba nieco kpiąco, ale pewności nie
miała. W żadnym wypadku Joshua nie mógł się
dowiedzieć, że nigdy przedtem nie przygotowywała
posiłku dla całej rodziny.
- Zawołaj dzieci i możemy zaczynać. - Melissa
starała się zachować lekki ton.
W chwilę pózniej wszyscy siędzieli wokół stołu, przy
talerzach z jedzeniem. Zapadło kłopotliwe milczenie.
- Tato, czy muszę jeść? Nie jestem głodny - jęknął
w końcu Sam.
- Tak, synku, musisz - cierpliwie odpowiedział
Joshua, po czym odkroił spory kawałek mięsa i nabił
go na widelec.
Melissa wstrzymała dech, oczekując komplementu,
który, była tego pewna, musiał paść. Ku jej roz
czarowaniu Joshua nie powiedział ani słowa, co więcej,
jeśli się nie myliła, unikał jej spojrzenia, biorąc do ust
drugi kęs.
Odwróciła się nieco i wbiła wzrok w Sama, który
przeżuwał pierwszy kawałek.
Zanim jeszcze go przełknął, z brzękiem odłożył
widelec na talerz.
- Tfu, to jest straszne.
- Dość, Sam. - Głos Joshui był stanowczy i zimny.
Sam zwiesił głowę.
- Mnie też nie smakuje, tato - pisnęła Sara,
odsuwajÄ…c talerz.
Krzywiąc się, Joshua rzucił swoją serwetkę na stół.
- Oboje marsz do siębie, i to szybko. Policzę się
z wami potem.
- Tak, tato - wybąkali, zsuwając się z krzesła.
Po wyjścu dzieci zaległa głucha cisza, zwiastująca
gromy. Melissa, cała drżąca, szybko wstała i zaczęła
wynosić naczynia do kredensu.
Bardziej czuła, niż widziała, że Joshua śledzi każdy
jej ruch.
- Wiesz - powiedział - przykro mi. To mięso... To
mięso nie było takie złe.
Odwróciła się z wściekłością.
- Jak możesz być takim hipokrytą! Widziałam
twoją minę. Tobie też nie smakowało. Dlaczego nie
powiesz po prostu, że jestem kucharką do niczego?
Upokorzona, że jej pierwszy posiłek okazał się
klęską, krzyczała, i nic nie wskazywało na to, żeby
miała przestać.
Nawet pod opalenizną było widać, że Joshua
poczerwieniał ze złości.
- Więc dobrze. Jesteś kucharką do niczego. Lepiej
ci teraz?
- Nie - warknęła. Gula w jej gardle rosła.
Joshua ściągnął usta.
- Cholera, nie myślałem, że dostanie mi się gos
podyni, która nie umie gotować!
- Skąd wiesz, że nie umiem gotować?
- A umiesz?
Skrzyżowali spojrzenia.
Melissa oparła na biodrach zaciśnięte w pięści dłonie.
- Nie, prawdę mówiąc, nie umiem.
- Boże dopomóż - powiedział Joshua, wbijając
wzrok w sufit.
- I co z tym zamierzasz zrobić? Wyrzucić mnie?
Joshua ściągnął brwi. Czoło pokryły mu głębokie
zmarszczki, które przy pierwszym słowie wyrównały
siÄ™ tylko nieznacznie.
- Właściwie tak powinienem zrobić.
- No dobrze - powiedziała, koncentrując uwagę
na stosię brudnych talerzy i srebrnych sztućców
w zlewie. Miała jednak trudności z zobaczeniem ich,
bo łzy przesłaniały jej wzrok.
- Melissa, na miłość...
Przerwał, słysząc nagły jęk bólu.
- Melisso! - Znalazł się przy niej w czasię bliskim
rekordowi świata. - Co się, do licha, stało?
Melissa wpatrywała się we wskazujący palec, jakby
wpadła w trans. Palec był zakrwawiony.
Ponure spojrzenie Joshui zatrzymało się na dłoni
Melissy i przesunęło z powrotem na twarz.
- Jak to zrobiłaś? - Zaczął mu pulsować mięsięń
na policzku.
- Tam... tam na talerzu był nóż... - Głos jej się
załamał.
- Nie zamierzasz tu chyba mdleć?
- Nie - jęknęła słabo. - Przynajmniej tak mi się
wydaje.
- Dobrze - powiedział ochryple. - Daj mi rękę.
-Joshua... - Była to prośba, choć Melissa nie
wiedziała, o co.
Czule, jakby trzymał naczynie z najcenniejszej
porcelany, Joshua włożył jej rękę pod kran. Zmył
krew pod bieżącą wodą, schylił się i przyjrzał ranie
z bliska. Niezgrabnymi palcami delikatnie zbadał
rozcięte, wrażliwe ciało.
Próbując złagodzić wrażenie, które znowu wywarł
na niej dotyk Joshui, Melissa postanowiła wyjaśnić
sytuacjÄ™.
- Nigdy... nigdy w życiu nie miałam tylu wypadków.
- Głos jej lekko drżał. - Dwa w ciągu jednego dnia
to mój rekord.
Joshua spojrzał jej w oczy.
- No cóż, pielęgniarko, zdaje się, że żadne poważne
zabiegi nie będą potrzebne.
- Jesteś pewien? - spytała, mając kłopoty z od
dychaniem.
- Spójrzmy jeszcze raz, żeby się upewnić.
Zanim Melissa odgadła, do czego zmierza, podniósł
jej dłoń do ust i pocałował czubek palca.
Po raz drugi w ciągu niewielu godzin odebrało jej
mowÄ™.
- Sarze pomaga, kiedy całuje się jej skaleczenia.
Utkwione w niej przeszywające spojrzenie sprawiło,
że nie mogła złapać tchu.
Poczuła, że tonie.
- Powinnam... powinnam pozmywać to wszystko
- szepnęła, nie poznając własnego głosu.
- Jesteś bardzo zmęczona - powiedział miękko.
- Zrobiło się pózno. Załaduję zmywarkę i położę
dzieci spać.
Potrząsnęła głową.
- Nie... Nie mogę ci na to pozwolić.
Jeszcze raz spojrzał na nią z dziwnym światłem
w oczach.
- Myślę, że powinnaś iść spać.
Posłuchała jego rady.
ROZDZIAA CZWARTY
Minęły trzy dni, od kiedy Melissa zacięła się w palec.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]