[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ruszył w stronę dworca kolejowego. Miał nadzieję, że może
dopisze mu szczęście i tam ją spotka. Jechał uważnie,
rozglądając się dookoła. Dojeżdżał już prawie na miejsce, kiedy
przypomniał sobie o małym lotnisku w pobliżu.
"Mogła tam pojechać i wynająć samolot" - pomyślał.
Zauważył ją wewnątrz dworca przy kasie. Kupowała bilet.
Bez namysłu ruszył w jej stronę. Dochodził już do niej, kiedy
odwróciła się i spojrzała na niego. Wziął ją pod ramię, zanim
zdążyła cokolwiek powiedzieć.
- Nie uda ci się uciec przede mną, chere. Wszędzie cię
odnajdę.
9
Zuzanna patrzyła na niego zupełnie zaskoczona.
- Jak... mnie znalazłeś? - zaczęła przerywanym szeptem.
- To dzięki Letycji. Kazała mi cię szukać. Nigdy przedtem nie
widziała go tak wściekłego.
- Dlaczego nie przyszłaś do mnie, Zuzanno!
- Proszę bilet, panienko - powiedział kasjer, podając go
przez otwór w drucianej kratce.
92
RS
Podniosła go drżącymi palcami. Myślała, że ta ucieczka uda
się bez większych kłopotów. Patrzyła, czy ktoś nie jedzie za
taksówką. Obserwowała ludzi na stacji i nikt nie wydawał się jej
podejrzany. Ale skoro Remy odnalazł ją tak łatwo, inni także
mogą to zrobić. Na samą myśl o tym, poczuła ból w żołądku.
- Muszę jechać - powiedziała, przełamując milczenie. Głos
miała spokojny, ale stanowczy. - Nie mogę tu zostać i to nie
podlega dyskusji.
- Jeszcze jeden bilet, proszę - powiedział Remy do kasjera,
wyjmując z kieszeni drobne.
- Co robisz?
Nie odpowiedział, zanim nie otrzymał biletu.
- Chodzmy.
- Ale...
Nie miała czasu, żeby dłużej protestować. Zaczął ją ciągnąć
przez całą stację w kierunku peronu. Była zaszokowana jego
zachowaniem. Czuła mocno zaciśnięte palce na swoim ramieniu.
Przepychał ją przez tłum ludzi na dworcu.
Ich pociąg był już podstawiony. Odjazd miał nastąpić
dokładnie za dwie minuty. Włączone silniki okropnie huczały, a
pasażerowie ciągle jeszcze wchodzili do środka.
- Idz do ostatniego wagonu - powiedział Remy, popychając
ją do drzwi.
Zatrzymała go gwałtownie.
- Remy, ty nie jedziesz ze mną... to dla ciebie za bardzo
niebezpieczna podróż.
- Porozmawiamy o tym w przedziale - powiedział.
Otworzyła usta, żeby zaprotestować.
- O ile mi wiadomo, to z nas dwojga ty się spieszysz -
przypomniał jej.
Natychmiast zamilkła i weszła do wagonu. Remy wskoczył za
nią. Pociąg był wyjątkowo zatłoczony, pozostało także niewiele
miejsc stojących. Przepchnął ją na przód wagonu, gdzie znalezli
jeszcze w jednym z przedziałów dwa miejsca siedzące.
93
RS
- Tutaj - powiedział, wskazując na nie.
Usiedli tyłem do elektrowozu na krótkiej ławce wciśniętej w
głąb przedziału, z której Zuzanna mogła z łatwością obserwować
wszystko, co dzieje się na peronie. Sama była praktycznie
niewidoczna.
- Remy...
- Zaczekaj, aż ruszymy.
- Wtedy będzie za pózno. - Zniżyła głos.
Musi go przekonać, żeby ją zostawił. Aż bała się pomyśleć,
co może się zdarzyć, jeśli jej się to nie uda. Za bardzo martwi się
o niego, żeby dopuścić do takiej sytuacji.
Stało się dla niej jasne, że Ross wiedział więcej, niż sądziła.
Te dwa "wypadki" w ciągu dwóch dni to na pewno jego sprawka.
Niestety, ciągle nie wiedziała, do kogo mogłaby się zwrócić z tą
sprawą, ale czuła, że musi znalezć sobie jakieś bezpieczne
miejsce.
- Nie wiem, jak mnie znalazłeś, ale wynoś się z tego
cholernego pociągu. Natychmiast! - zawołała.
- Kupiłem bilet, chere.
- No to co? Nie chcę cię tutaj widzieć.
- Ale już tu jestem, więc zostanę. Nie jesteś w formie, żeby
podróżować samotnie. Gdziekolwiek jedziesz, jadę z tobą.
Ostatnio, kiedy jechała pociągiem, uważała, że jedzie
rozwiązać swoje problemy. Tym razem uciekała. Przełknęła łzy.
"To beznadziejne - pomyślała. - Kierowca tego samochodu i
tak mnie znajdzie." A Remy? Miała w nim obrońcę, którego nie
chciała... i pożądała jednocześnie.
- Mam kłopoty. Nie rozumiesz tego? - powiedziała.
- To nie było takie trudne do odgadnięcia. - Rzucił na nią
przelotne spojrzenie i uśmiechnął się. - Odpręż się, chere.
Wyciągnę cię z tego, zobaczysz.
- Ale przecież nawet nie wiesz, jakiego rodzaju są to kłopoty.
- Mam jednak przeczucie, że uda mi się ci pomóc.
94
RS
- Proszę wsiadać! zawołał konduktor i zatrzasnął drzwi
wagonu.
Pociął ruszył, a po kilku minutach był już z dala od dworca.
Remy odwrócił się do Zuzanny.
- Dokąd jedziemy?
- Do diabla - powiedziała, uśmiechając się przez łzy. -
Myślisz, że co takiego robisz dla mnie?
- Już to przerabialiśmy. Jadę z tobą. Ale powiedz mi jeszcze,
dokąd jedziemy?
Nabrała powietrza w piersi.
- Przed siebie! Nie wiem dokąd i wcale mnie to nie obchodzi!
- Dlaczego nie powiesz mi prawdy? Co cię gryzie? - zapytał
łagodnie.
Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale on był taki
spokojny i pewny siebie. Może jeszcze udałoby się
wyperswadować mu tę jego pomoc. On musi być z dala od niej,
musi być bezpieczny.
Wzięła drugi głęboki oddech.
- Te dwa wypadki nie były wcale przypadkowe. Pracuję
dla rządu, Remy. Niewiele osób wie o tym. Pamiętasz tego
przyjaciela, o którym ci opowiadałam tego dnia, gdy
odwiedzaliśmy siostrę Stefanię? Zmarszczył brwi.
- Przyjaciela, który miał kłopoty?
- Tak - powiedziała, ściszając głos. - Mój mąż pracował w
Departamencie Stanu. Został zabity trzy lata temu w wypadku
samochodowym, po którym odkryto, że sprzedawał informacje
obcemu rządowi. Przez jakiś czas byłam także podejrzana.
Mężczyzna o nazwisku Ross Mitchelson prowadził dochodzenie
i... A więc on nie uwierzył w moją winę i podjął się mnie bronić.
Byłam w szoku, a on zaopiekował się mną. W niecały rok pózniej
zaczęłam dla niego pracować jako kurier rządowy.
Remy słuchał jej opowiadania w milczeniu. Przełknęła ślinę.
- Kilka tygodni temu zobaczyłam go, jak brał pieniądze od
jednego z senatorów...
95
RS
- Co ty mówisz? - Remy otworzył usta ze zdziwienia.
Zuzanna spojrzała na niego, przestraszona jego gwałtowną
reakcją.
- To było dużo pieniędzy, w teczce. Przeliczali je.
Widziałam, jak to robili. Ale on mnie nie mógł zauważyć, jestem
tego pewna. Wystraszyłam się okropnie. Zaszokowało mnie jego
postępowanie. Zostawiłam wszystko i przyjechałam do babci, ale
Ross musiał się w końcu czegoś domyślać.
- Czy widziałaś się z nim pózniej? - zapytał Remy.
- Nie. Miałam wprawdzie zamiar spotkać się z nim i to
właśnie na to spotkanie jechałam kilka dni temu. Był moim
przyjacielem, więc chciałam mu wszystko wyjawić.
Zawdzięczałam mu tak wiele. Pomyślałam, że porozmawiam i
może uda mi się nakłonić go do zaprzestania tego procederu
albo przekonam go, żeby się wyspowiadał... Sama nie wiem, na
co liczyłam. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl