[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Teraz Joel stał przed drzwiami z dłońmi wsuniętymi do
tylnych kieszeni spodni. Emma wyszła do niego. Odwrócił się
i spostrzegła na jego twarzy nieco wymuszony uśmiech.
- Nie jesteś na połowach krabów? Potrząsnął przecząco
głową.
- W mojej łodzi nawalił silnik i musiałem zadzwonić do
Harolda, żeby go naprawił. Wracam właśnie od niego.
Pomyślałem, że może chciałabyś pózniej popłynąć ze mną.
Coś było nie tak. Wyczytała to z jego twarzy, ale
najwyrazniej nie chciał teraz o tym mówić.
- Zgoda - powiedziała. - Wezmę sweter.
O tej godzinie było już ciepło, ale wiedziała, że na wodzie
jest o wiele chłodniej. Nadal unikał jej wzroku i w drodze do
przystani w ogóle nie odzywał się.
Aódz Joela, Wind Song", chociaż podobna do łajby
Dave'a, była w znacznie lepszym stanie. Pokład świecił
czystością, a wszystkie niklowane okucia błyszczały w słońcu.
W kabinie na pojedynczych kojach leżały schludnie ułożone
czerwone koce. Joel przerzucał przez burtę włoki na kraby.
- Teraz trafia się większość samców - powiedział. -
Szukają samic. W okresie godowym samiec bierze na siebie
samicę i nosi ją do momentu, kiedy ona zrzuci swój chitynowy
pancerz. Wtedy łączą się i kopulują przez sześć do dwunastu
godzin. Po kopulacji samiec nie porzuca samicy, ponieważ
bez pancerza byłaby zupełnie bezbronna. Nosi ją przez kolejne
dwa lub trzy dni, żeby nowy pancerz zdążył się utworzyć i
stwardnieć.
Na chwilę przerwał wywód, rozprostował się i przekręcił
czapkę daszkiem do tyłu. Emma, opierając się na rękach,
przechyliła się lekko poza burtę i popatrzyła na wodę.
- Nawet takie głupie kraby wiedzą, że nie należy porzucać
partnera w trudnej dla niego sytuacji.
Emma zorientowała się w końcu, co go dręczyło i była
ciekawa, kiedy ostatni raz rozmawiał z Brendą. Nie chciała
być wścibska, dlatego postanowiła czekać, aż sam zacznie
mówić.
- Czy łowisz przez cały rok? - zapytała w końcu, gdy
milczał dość długą chwilę.
- Nie. Sezon kończy się przed zimą, wówczas większość z
nas przerzuca się na ostrygi. Musisz kiedyś tego spróbować.
- Jak to się robi?
- To podobne do łowienia krabów - odparł. - Pływa się na
specjalnych łodziach pod żaglami, ciągnąc za sobą na
niewielkiej głębokości worki, którymi zbiera się ostrygi.
Ostatni rok nie wypadł najlepiej. Nikt dokładnie nie wie,
dlaczego jednego roku jest ich mnóstwo, a drugiego prawie
nie ma.
- Przewoznik, który przywiózł mnie na wyspę... Hiram,
czy jakoś tam... opowiadał, że ona również arstryguje".
- Hiram Bender - powiedział z rozrzewnieniem Joel. -
Tak. Kiedy byłem dzieciakiem, pływałem z nim i z moim
ojcem na łodziach. Wówczas uważałem to za wielką
przygodę. Pomagałem im i spałem na pokładzie. Wieczorami
siadałem wraz z ojcem i rybakami dookoła ogniska i wszyscy
opowiadali różne historie o zatoce. Było czego posłuchać!
Mówił i nadal wyrzucał kolejne włoki za burtę.
- To trzeba mieć we krwi - kontynuował. - Lepsze życie
na kontynencie pociąga cię, lecz kiedy tam jesteś, okazuje się,
że nie można żyć z dala od Zatoki Chesapeake. Myślisz wtedy
jedynie o nastawianiu budzika każdego wieczora lub ubieraniu
w garnitur, gdy wychodzisz z rana do pracy w jakimś biurze. I
nagle olśnienie: błękitne kraby są najważniejsze, a cała reszta
jest jakby przy okazji".
- Czy kiedyś wyjeżdżałeś stąd? - zapytała, patrząc na jego
odbicie w wodzie.
Kiwnął potakująco głową.
- Dla Brendy. Nie chciała być żoną zwykłego rybaka,
więc wyjechałem z nią tuż po urodzeniu Mike'a. Zostałem
urzędnikiem w jakimś biurze. Myślę, że to był pomysł jej ojca,
ponieważ stałe wypominał mi Thorn Haven.
- Musiałeś znienawidzić kontynent.
- Zgadza się. Męczyłem się tak przez dwa lata, gdyż
wydawało mi się, że uszczęśliwię tym Brendę. Jednak w
końcu dłużej nie mogłem znieść tych wszystkich zadufanych
przygłupów z biura, ciągle gadających o polityce. Napawali
mnie odrazą, więc postanowiłem wrócić. Przyjechaliśmy do
Thorn Haven. Kupiłem łódz i z powrotem łowiłem kraby.
Odniosłem wrażenie, że według Brendy wypadek nie
przydarzyłby się Mike'owi, gdybyśmy zostali na kontynencie.
Nigdy mi tego nie powiedziała, ale czuję to. Czasem, gdy
patrzyła na mnie tak... oskarżycielsko... po prostu widziałem
to w jej oczach.
Emma rozumiała wszystko. To samo rozczarowanie i żal
widziała w oczach Paula, kiedy wspominała mu o sprzedaży
sklepu. Wiedziała, że w jakimś stopniu unieszczęśliwiała go,
lecz nie mogła nad tym zapanować. Między nimi wytworzył
[ Pobierz całość w formacie PDF ]