[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Wyglądało na to, że samotne matki nie są potępiane.
Czy tak jest naprawdę? Cudzoziemiec wie zbyt mało, aby dostrzec subtelne zgrzy-
ty pod powierzchnią pozornie beztroskiego sposobu bycia tubylców.
Zdumiewające było to, że Lara jeszcze nie znalazła męża. Piękna kobieta prędzej
czy później wyjdzie za mąż.
Zastygł z filiżanką przy ustach i po chwili odstawił ją tak gwałtownie, że kawa wy-
lała się na gazetę.
Namiętność nie powinna działać na człowieka jak narkotyk, a mocny sen powinien
umożliwić rozpoczęcie nowego dnia bez obciążeń. Czy to odnosi się wyłącznie do in-
nych ludzi? Lara rozmyślała o tym w sali konferencyjnej. Siedziała wpatrzona w
Alessandra i starała się przeanalizować to, co zdarzyło się wieczorem. Zaledwie trochę
pieszczot i pocałunków. Lecz jakie pocałunki, jakie pieszczoty! Czy kobieta, która zre-
zygnowała z pełni szczęścia i samotnie wychowuje dziecko, łatwiej ulega podnieceniu?
Co oznacza brak snu, przewracanie się w łóżku do rana, rozpamiętywanie tego, co było,
fantazjowanie o tym, co mogłoby być?
Jednocześnie martwiła się, czy zrobiła to, co powinna ze względu na Vivi. Czy dla
dobra dziecka powinna nakłonić Alessandra, aby wypełniał ojcowskie obowiązki?
Alessandro był nieobliczalny. Najpierw z wściekłością zareagował na wiadomość o
dziecku, a potem całował namiętnie. Wieczorem stracił panowanie nad sobą, a teraz jest
spokojny, pełen energii.
Mówił o zasadach, które odtąd będą obowiązywały w wydawnictwie. Lara zerknę-
ła na zebranych. Nikt nie spoglądał na kartki, które wcześniej im wręczył. Wszyscy pa-
trzyli na mówcę z zachwytem. Aż dziw, że nie klaskali po każdym zdaniu.
Donatuila siedziała przy biurku, bezmyślnie obracała w palcach ołówek i przyglą-
dała się poszczególnym osobom. Rzadko wtrącała jakąś uwagę.
Alessandro starał się oczarować słuchaczy. Lara pomyślała, że na razie nieco ich
uspokoił. Był kurtuazyjny, ale subtelnie władczy. Zadawał trafne pytania.
Kilkakrotnie oderwał oczy od notatek. Raz spojrzał na Larę, która poczuła się tak,
jakby na jej twarz padły promienie słońca. Starała się nie zdradzić, że myśli o pieszczo-
tach koło piaskownicy.
Żałowała jedynie tego, że incydent sprowokował niepokojące sny. Nie podobał się
jej sen o spragnionej kobiecie, która na czworakach idzie przez pustynię w poszukiwaniu
wody. Osłabiona marzy o tym, żeby się napić, ugasić pragnienie u życiodajnego źródła.
Przez długie lata przebywała niejako na pustyni. Mężczyzna, dzięki któremu po-
znała rozkosze miłości, był wolny. Nic więc dziwnego, że marzyła o nim we śnie i na
jawie.
Szkoda, że to wszystko jest bardzo zawiłe. Alessandro zapewne zmieni się, gdy
przemyśli to, czego się dowiedział. Lara była pewna, że w tych dniach ważą się losy jej i
Vivi. Dlatego byłoby szaleństwem ulec urokowi włoskiego markiza.
Wieczorem, po powrocie do domu, poszła do dziecięcego pokoju. Patrzyła na śpią-
cą córeczkę i przeraziła ją myśl o tym, co będzie, jeżeli Alessandro zechce mieć kontakt
z Vivi. Czy zadowoli się sporadycznymi wizytami? Czy zażąda od niej, aby podczas wa-
kacji przywoziła mu córkę na drugi koniec świata?
Ogarnął ją dławiący strach.
Alessandro jest bogaty, może zapewnić jedynaczce warunki, na jakie samotnej
matki nie stać. Co będzie, jeżeli odda sprawę do sądu? Nie wolno ryzykować.
Zastanawiała się, czy Alessandro zmieni się po otrzymaniu wyników testu DNA, a
z drugiej strony usiłowała zapomnieć o rozbudzonej namiętności.
Jej rozmyślania przerwało pytanie Kirsten.
- Czy może pan powiedzieć, jak długo państwo z nami zostaną?
- Hm... - Alessandro obrzucił obecnych uważnym spojrzeniem. - Ja zostanę tak
długo, aż nabiorę pewności, że wszystko jest dokładanie tak, jak być powinno.
Zebranie dobiegło końca, więc wszyscy wstali. Lara zamierzała wyjść razem z in-
nymi, lecz Alessandro ją zatrzymał.
- Czy możesz zostać jeszcze chwilę?
Odwróciła się i dostrzegła w jego oczach coś niemal pierwotnego. Jej serce zaczęło
walić, a w ustach zaschło, gdy pomyślała o tym, co czuła, gdy stała oparta o pień sosny, a
Alessandro wsunął ręce pod jej bluzkę.
Kątem oka dostrzegła zdziwienie na twarzy Donatuili, więc się opanowała.
- Mogę - odparła.
Donatuila wyszła i zostali sami. Alessandro przysiadł na brzegu biurka, drgnęły mu
kąciki ust.
- Chyba przyznasz, że powinniśmy pomówić. Wczoraj sprawy przybrały trochę...
nieodpowiedni obrót. Uważam, że należy spotkać się w mniej... ryzykownym otoczeniu.
Zapraszam cię na kolację.
Lara oblizała suche wargi. Gorączkowo zastanawiała się, czy zapewni Vivi opiekę
na wieczór.
- Nie powinnam... po tym... po wczorajszym...
- O czym mówisz? O amorach koło przedszkola?
Zrobiło się jej gorąco.
- Ja tylko... - wyjąkała. - Ty zacząłeś. Nie, nie przepraszaj. To była reakcja na
wstrząs... i w ogóle.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]