[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zacyjnym. Tam poznała tego chłopca, z którym zaszła w ciążę.
- Nadal z nim jest?
S
R
Belle pokręciła głową.
- Chciała tylko mieć dziecko.
- On ma prawo wiedzieć.
Podniosła wzrok, zdumiona gwałtownością jego słów.
- Powoli, krok po kroku.
- Oczywiście. Przepraszam. Nie krytykuję, świetnie sobie radzisz.
- Tak? Jej wahania nastroju są trudne do zniesienia. W jednej chwili jest opry-
skliwa, w następnej słodka.
- Może to kwestia hormonów.
- Lekarz wreszcie wystawił jej świadectwo zdrowia. Wygląda lepiej. Ma ape-
tyt.
- Więc co cię niepokoi?
- Nic takiego, co można by rozwiązać kupnem nowego płaszcza czy witamin.
Ona po prostu wścieka się, bo chyba myśli, że się nad nią lituję. Nie mogę jej wy-
tłumaczyć, jak wiele dla mnie znaczy.
- Boi się porzucenia. Na wszelki wypadek woli się nie angażować.
- To... - Chciała powiedzieć  to idiotyczne", ale zdała sobie sprawę, że to nie
jest głupie. %7łe Ivo świetnie rozumie Daisy. Uświadomiła sobie, jak niewiele wie o
jego przeszłości, poza tym, że niczego mu nie brakowało, choć jego rodzice zginęli
tuż po jego dyplomie. - Można by pomyśleć, że studiowałeś psychologię, a nie
ekonomię. Jak to jest, że rozumiesz ją lepiej niż ja?
- Zwietnie sobie radzisz. Daisy powinna się czymś zająć. Pójść do pracy, żeby
czuła się użyteczna.
- Jeszcze uzna, że chcę się jej pozbyć. Zwłaszcza kiedy zgadnie, że to twój
pomysł.
- Ona widzi we mnie zagrożenie?
Ivo raczej wyczuł niż usłyszał westchnienie Belle.
- Jest taka krucha - odparła. - Wymaga tyle uwagi.
S
R
Nie musiała mu tego mówić. Wiedział, jak egoistyczny i destrukcyjny bywa
człowiek z zaburzoną psychiką.
- Może Miranda by jej to zasugerowała?
- Miranda?!
Uśmiechnął się, widząc jej przerażenie.
- Zaufaj mi, ona wie, co robi.
Rozumiał jej brak entuzjazmu. Manda dała jej w kość.
- Prawdę mówiąc, chyba masz nową fankę.
- Teraz dopiero zaczynam się poważnie martwić. Co ty jej naopowiadałeś?
- Tyle, żeby była gotowa odeprzeć ataki prasy w razie czego. Masz jakieś
wieści od swojej przyjaciółki z Australii na temat tego jej dziennika?
Pokręciła głową.
- Cóż, trzeba czekać. Mnie jest łatwiej - zauważył. - Emocje mną nie targają.
Już miała mu oświadczyć, że on nie wie, co to są emocje, ale ostatnio zaczęła
podejrzewać, że w jego przypadku nie chodzi o brak emocji, a raczej lęk przed ich
okazaniem.
Wróciła myślą do Daisy.
- Staram się skupić na czasach, kiedy byłyśmy z Daisy razem - powiedziała.
- Nie obwiniasz waszej matki, prawda?
- Na swój sposób usiłowała nas chronić. Matkę kocha się bezwarunkowo.
Dziecko obdarzyłoby ją taką miłością. Wierzyła naiwnie, że Daisy też będzie
do tego zdolna.
- Ojciec Daisy był hazardzistą. Zadłużył się, nasz dom był obciążony hipo-
tecznie w trzech bankach. Potem pożyczył pieniądze od lichwiarzy i zniknął. Mama
nigdy nie widziała listów z banku. Podejrzewam, że czekał na listonosza i spuszczał
je z wodą w toalecie. Mama dowiedziała się, że coś nie gra, kiedy pojawili się ko-
mornicy.
- To przestępstwo, powinien trafić za kratki.
S
R
- Najpierw trzeba by go złapać. Potem udowodnić winę. Dwaj lichwiarze gro-
zili mamie, przyłożyli nóż do szyi Daisy.
Ivo przeklął, a robił to tak rzadko, że Belle szeroko otworzyła oczy.
- Dlaczego nie poszła na policję?
- Może bała się o nasz los, jak to zrobi?
- Tak mi przykro.
- Spakowała tyle, ile mogła unieść, i uciekłyśmy.
- Cztery lata? %7łyłyście tak cztery lata?
- Coś się w niej załamało. To mój ojciec miał być tym złym. Pił, bił ją, aż jed-
nej nocy wpadł do kanału i utonął. Ojciec Daisy wyglądał i zachowywał się jak
dżentelmen. Powiedział mamie, że wyjeżdża na kilka dni w interesach, i podczas
gdy ona prasowała jego koszule, opróżnił jej portmonetkę. Jej świat się zawalił, nie
potrafiła się pozbierać.
- Mimo to Daisy chce znalezć tego człowieka?
- Bezwarunkowa miłość - powtórzyła. - Złych rodziców kocha się tak samo
jak dobrych.
- Nie wtedy, kiedy nie wiesz, co to jest miłość, bo nigdy jej nie doświadczy-
łaś.
Ivo czuł, że nie powinien porównywać swojego dzieciństwa z tym, co przeży-
ła Belle. Ale ona się przed nim otworzyła. Zasłużyła na to, by usłyszeć od niego
prawdę. Podobnie jak ona żył w kłamstwie. Miał już dość kłamstw. Jeśli ktoś go
zrozumie, to właśnie Belle.
- Moi rodzice nie kochali się i nas też nie kochali.
Belle zmarszczyła czoło.
- Myślałam... miałeś wszystko. Wakacje we Francji i Włoszech. Rozmawiali-
ście o nich z Mirandą.
- A słyszałaś, żebyśmy wspominali o naszych rodzicach?
Zamyśliła się.
S
R
- Nie, chyba nie. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • kucharkazen.opx.pl