[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tak ładnie ostatnio wyglądasz, Lino. Na pewno z powodu mężczyzny.
Angie postanowiła, że nie będzie przedłużać swojej męczarni, zwierzając się sio-
strze. Im wcześniej wyrzuci Riccarda z myśli, tym wcześniej z tym skończy. Odpowie-
działa więc, że nie ma w jej życiu nikogo wyjątkowego.
Wciągała właśnie Todowi koszulkę przez głowę, gdy usłyszała cichy gwizd Sally.
- O rany... Chyba bogowie zrzucili tego faceta prosto z nieba. Idzie w naszą stronę!
- Jesteś mężatką - zażartowała Angie.
- Ale wolno mi patrzeć. On jest niesamowity, Lino, i zbliża się do nas!
Co za instynkt kazał Angie odwrócić szybko głowę i spojrzeć na mężczyznę, o któ-
rym mówiła siostra? Nie wierząc własnym oczom, z sercem podchodzącym do gardła,
rozpoznała go od razu. Co on tu robi?
- To mój szef - powiedziała powoli.
- Twój szef tak wygląda?! Szef, który przypadkiem idzie po plaży w twoim kierun-
ku i sprawia wrażenie, jakby chciał tobą potrząsnąć albo...
Angie przewidywała, że na pewno kiedyś znowu na niego wpadnie - byle nie tu i
nie teraz.
Zatrzymał, się przed nią i przez chwilę tylko się jej przyglądał.
- Cześć, Angie.
Przełknęła ślinę.
R
L
T
- Cześć, Riccardo.
- Czy nikt mnie nie przedstawi? - pisnęła Sally. - Jestem Sally, siostra Angeliny.
- Nazywam się Riccardo Castellari i bardzo się cieszę, że cię poznałem. Ale jeśli
nie masz nic przeciwko temu, chciałbym porozmawiać z twoją siostrą na osobności.
- Oczywiście. - Sally pokiwała zdecydowanie głową. - Proszę wpaść pózniej do nas
do domu. Tod, idziemy.
Angie patrzyła, jak siostra i siostrzeniec odchodzą plażą; poczuła suchość w ustach.
- Co ty tu robisz? - spytała chłodno.
- A jak sądzisz? - rzucił ostro. - I czemu, u licha, uciekłaś w tak melodramatyczny
sposób? Wyjechałaś z tego cholernego kraju, nie informując ani słowem, dokąd jedziesz?
Ależ on ma tupet.
- Bo zadzwoniła Paula... pamiętasz tę oszałamiającą kalifornijską aktorkę, z którą
chodziłeś prawie przez rok... I spytała, czy nie mogłaby odzyskać swojej czerwonej su-
kienki. Tej sukienki, którą, jak idiotka, uważałam za swoją, bo podarowałeś mi ją na
Gwiazdkę.
Zciągnął czarne brwi.
- I o to tylko chodzi? O głupią sukienkę? Pozwól, że ci o niej opowiem.
Miała ochotę zakryć uszy dłońmi.
- Paula zamówiła ją u jakiegoś ekstrawaganckiego projektanta na mój koszt, nie ra-
cząc mi o tym wspomnieć. Często tak robiła. Ona chciała ślubu, ja nie, więc się rozstali-
śmy. Dużo pózniej dostarczono mi sukienkę do hotelu w Nowym Jorku. Zamierzałem
oddać ją na aukcję dobroczynną. A potem coś mnie skłoniło, żeby ci ją podarować.
Ze znużeniem potrząsnęła głową, zdając sobie sprawę, że przywiązywała nadmier-
ną wagę do sukienki. To był zwykły prezent od szefa dla sekretarki, a ona zareagowała
nań z podnieceniem kobiety, której wręczono pierścionek z wielkim brylantem.
- Zresztą to nie ma znaczenia - szepnęła. - W gruncie rzeczy powinnam być
wdzięczna tej sukience.
Riccardo zmarszczył brwi.
- O czym ty mówisz, do diabła?
R
L
T
- Przemieniła mnie w kogoś... kim nie jestem - wyjąkała. - Ale nie należę do two-
jego świata, Riccardo. I nigdy nie będę należeć. Nigdy nie powinniśmy zmienić się ze
współpracowników w kochanków.
- Wiesz, że wcale tak nie myślisz.
- Och, ależ myślę. Naprawdę. A poza tym, dlaczego tu jesteś? I jak się dowiedzia-
łeś, dokąd wyjechałam?
- Spytałem twojej matki. - Padła posępna odpowiedz. Jednocześnie uniósł dłoń, by
nie dopuścić do dalszych pytań. - A jestem tutaj, bo chcę, żebyś wróciła.
- Ależ ja nie mogę wrócić - wyszeptała. - Nie mogę już z tobą pracować. Nie ro-
zumiesz?
Potrząsnął niecierpliwie głową.
- Nie chcę, żebyś dla mnie pracowała.
Popatrzyła na niego, zbita z tropu.
- Nie?
- Nie ma mowy. Już oddałem twoją posadę Alicii.
- Alicii?
- Si. Jest naprawdę dobra, sama mi to mówiłaś jakiś czas temu. Obiecujący materiał
na sekretarkę. I, oczywiście, nie odszczekuje się tak, jak ty.
Ale żadna inna kobieta dotąd tego nie robiła.
- Chcę, żebyś wróciła i była ze mną, cara mia. Jako moja partnerka, nie sekretarka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]