[ Pobierz całość w formacie PDF ]
niestety tak.
- Poczekaj - z cynicznym uśmieszkiem rzekł Sam. - To znowu jakiś aktor?
Twarz o szlachetnych rysach, ale facet bez grosza przy duszy? Wyjątkowy
talent, lecz nie może znalezć pracy?
- Nie, i właśnie w tym problem! Ten jest inny. - Maddy znowu
westchnęła. - On jest... - Zagryzła usta. Po chwili wyznała grobowym tonem: -
Jest finansistą. Inwestorem bankowym.
- No nie!
Sam nie mógłby być bardziej zdumiony, gdyby okazało się, że jego mała
Maddy wychodzi za przybysza z kosmosu! - pomyślała Fran.
Pani Lockhart roześmiała się perliście.
- Czyż to nie ironia losu, że nasza uduchowiona artystka, całe życie
protestująca przeciwko niesprawiedliwemu podziałowi dóbr na naszej planecie,
zakochała się w człowieku, o którym z wiarygodnych zródeł wiem, że mógłby
spłacić większą część państwowego zadłużenia!
- Czyli... niedługo wyjeżdżacie? - zagadnął Sam.
- Tak, niestety - odparła Maddy, próbując się otrząsnąć. - Ale
zachowałbyś się bardziej dyplomatycznie, gdybyś teraz przestał się tak
promiennie uśmiechać. Czy to dlatego, że się nas wreszcie pozbędziesz?
Fran poderwała się z miejsca.
- Może jeszcze herbaty?
- Ja z przyjemnością - uśmiechnęła się pani Lockhart.
- 129 -
S
R
Fran wyszła do kuchni i nastawiła czajnik. Wcale się nie zdziwiła, gdy
niemal zaraz pojawił się Sam. Uśmiech nie schodził mu z twarzy. Objął ją w
talii i pochylił głowę, by delikatnie musnąć jej usta.
- Dzień dobry, moja śliczna - uśmiechnął się. - Nie miałem okazji się z
tobą przywitać. Ani niczego ci powiedzieć! Może zaczniemy od początku? -
Znowu ją pocałował.
Poddała się pieszczocie, ale zaraz cofnęła się spłoszona.
- Nie - szepnęła. - Ktoś może przyjść i zobaczyć.
- Przecież to chyba nic złego? - droczył się. - Nie popełniamy
przestępstwa. Oboje jesteśmy dorośli, postępujemy świadomie. To całkiem
naturalne.
Mógłby to ująć w bardziej romantyczny sposób, z rozczarowaniem
pomyślała Fran.
- Nie chcę, żeby zaczęły się domyślać...
- Na to już chyba trochę za pózno, skarbie - przerwał Sam.
- Jak to, czy ktoś coś powiedział? - Widząc, że kręci głową, dodała: - My
też nie, więc...
- Nie musimy nic mówić. - Ujął ją za brodę, popatrzył jej w oczy. - Tego
nie da się ukryć. Przecież między nami aż iskrzy.
- Czyli wszystko jest jasne! - jęknęła Fran.
- To znaczy?
- %7łe spędziliśmy razem noc!
- O mój Boże! - Naśladując ją, zrobił przerażoną minę.
- Sam, mówię poważnie!
- Ja też, kotku. Ja też. - Pogładził ją po twarzy. - Nie zrobiliśmy nic, czego
powinniśmy się wstydzić.
- Ale twoja mama pomyśli sobie...
- Moja mama przez całe życie była aktorką i już nic jej nie może
zadziwić. Ja mam trzydzieści dwa lata, ty jakieś...
- 130 -
S
R
- Prawie dwadzieścia siedem - dokończyła, czując ukłucie żalu, że
wcześniej jej o to nie spytał.
- No więc widzisz. Nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie zaskoczony,
że prowadzimy życie seks...
- Sam! - prychnęła wściekła, że tak obcesowo nazywa coś, co dla niej
było najcudowniejszym przeżyciem. - Już nic więcej nie mów!
Spochmurniał. Zwykle nie miał najmniejszych problemów z doborem
właściwych słów, doskonale sobie radził z nadwrażliwymi autorami czy
twardymi wydawcami, z którymi godzinami negocjował najkorzystniejsze dla
swoich klientów warunki kontraktów.
Więc dlaczego teraz idzie mu jak z kamienia? A przecież muszą
porozmawiać. Pieszczotliwie przesunął dłonią po jej twarzy. Trzeba to teraz
odłożyć. Pogadają, gdy zostaną sami.
- Teraz muszę je odwiezć na stację - odezwał się miękko. - Jak wrócę,
będziemy mieć cały dom dla siebie. Co ty na to?
Fran kiwnęła głową.
- Fran - zaczął łagodnie, ale w tej samej chwili z korytarza dobiegł gwar i
dziewczyna podskoczyła do kuchenki.
- Zobacz, już się gotuje! - zawołała wesoło.
Właściwie było jej na rękę, że pod pretekstem sprzątania po śniadaniu
może zejść im z oczu i zostać w kuchni. Cokolwiek by Sam nie mówił, sytuacja
była nadzwyczaj delikatna. Jego matka może być najbardziej tolerancyjną osobą
na świecie, ale to w niczym nie zmienia faktu, że Fran czuła się bardzo
niezręcznie i głupio.
Sam wszedł do kuchni, gdy kończyła wstawiać naczynia do zmywarki.
Ledwie się pohamował, by natychmiast nie porwać Fran w ramiona...
- Zaraz wyjeżdżamy - obwieścił.
- Pójdę się pożegnać.
Pani Lockhart ucałowała ją w oba policzki.
- 131 -
S
R
- Mam nadzieję, że się zobaczymy - rzekła z uśmiechem. Maddy posłała
Fran łobuzerski uśmieszek.
- Myślę, że tak, co Fran? - zapytała niewinnie.
- Jeśli tylko zajdzie potrzeba, z przyjemnością służę pomocą przy
organizacji przyjęcia - odparowała Fran z miną niewiniątka. - Na przykład
wesele czy zaręczyny...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]