[ Pobierz całość w formacie PDF ]
moszki z miasta, ³atwiej zaznajamiaj¹ce siê z sob¹, prowadzi³y nader o¿ywion¹ gawêdkê,
przerywan¹ g³oSnymi wyrzekaniami; baby ze wsi przyby³e, odziane w chustki lub fartuchy na
g³owê, duma³y, podpar³szy brodê na rêkach, wzdychaj¹ce, zawstydzone jakby...
Widzenie udziela siê urzêdownie raz tylko na tydzieñ, w niedzielê; wszak¿e stan zdrowia
uwiêzionych lub odleg³oSæ zamieszkania przybywaj¹cej w innym dniu rodziny wiêxnia
uwzglêdnia siê doSæ szeroko i dlatego te¿ nie ma dnia, ¿eby schodki owe przez baby oblê¿o-
nymi nie by³y.
Poza furt¹ niewielka sieñ, tak¿e najczêSciej interesantów czekaj¹cych pe³na; tu w bocznej
Scianie znajduje siê okienko komunikuj¹ce z kancelari¹ pana inspektora i u³atwiaj¹ce kontro-
lê przyby³ych. Z sieni tej parê stopni prowadzi na d³ugi korytarz, z którego szereg drzwi wie-
dzie do kancelarii, do sali widzeñ, do niektórych warsztatów, wreszcie do mieszkania inspek-
tora. Wprost wejScia prawie, schody na piêtra, z których pierwsze obejmowa³o podówczas
oddzia³ kobiecy. W oddziale by³o przesz³o sto kobiet, mieszcz¹cych siê w dziewiêciu czy
dziesiêciu tak zwanych kamerach , których ka¿da ma oddzielne wejScie z obiegaj¹cego piê-
tro korytarza. Klucz zgrzytn¹³ kilka razy, dozorca otworzy³ drzwi wszystkie, a kamery ukaza-
³y mi jednostajne swoje wnêtrza.
Pierwsze wra¿enie jest doSæ niespodziane. Wiêzienia przywykliSmy uwa¿aæ jako coS bar-
dzo ponurego i ciemnego: nie zdziwi³abym siê te¿ wcale, gdyby Sciany by³y odrapane i brud-
ne, okienka ma³e i nie daj¹ce Swiat³a, a bar³Ã³g ze s³omy i dzban wody dope³nia³ tego urz¹-
dzenia. JasnoSæ wiêc kamer, ich czystoSæ, ich obszar uderza czymS nieoczekiwanym. S¹ to
w istocie doSæ du¿e, prostok¹tne izby z czysto wybielonymi Scianami i równie czysto utrzy-
man¹ pod³og¹. Dwa zwyczajnej wielkoSci, doSæ rzadko zakratowane okna, wychodz¹ na po-
98
dwórko wiêzienne i daj¹ Swiat³o bardzo dostateczne; w jednym k¹cie piec kaflowy, w drugim
posk³adane jeden na drugim i pokryte siwymi derami sienniki, doko³a Scian ³awy, w poSrod-
ku rodzaj warsztatu do wyplatania krzese³ s³u¿¹cego oto wszystko. Pomimo wszak¿e tego
schludnego pozoru, a nawet otwieranego ukradkiem lufcika, powietrze jest tak tu, jak i na ko-
rytarzach specjalne, ¿e tak powiem, wiêzienne, ciê¿kie, duszne, jakby przesi¹k³o zastarza³y-
mi miazmatami, tak ¿e siê trzeba uczyæ nim oddychaæ i dopiero z czasem nawykn¹æ do niego
mo¿na. Pod Scianami na ³awach, przy warsztacie, kilkanaScie starszych i m³odszych kobiet;
dwie czy trzy karmi¹ ¿Ã³³te jak wosk i obrzmia³e na twarzyczkach dzieci. Siwa, gruba spódni-
ca wiêzienna i taki¿ kaftan na kilku uwiêzionych tylko. Reszta odziana w suknie w³asne,
których utrzymanie w ca³oSci lub zast¹pienie nowymi jest, jak siê przekona³am z czasem,
przedmiotem najwiêkszych wysi³ków aresztantek. Widzia³am takie, które miesi¹cami ca³ymi
nie dojada³y, odk³adaj¹c grosze za chleb na jak¹S chustkê lub kaftan; widzia³am fartuchy
wycerowane jak siatka pajêcza, widzia³am spódnice, które ujête ig³¹ w jednym miejscu, roz-
³azi³y siê w drugim, a przecie¿ milsze by³y w³aScicielkom swoim od wiêziennej odzie¿y,
w której grubym woj³oku robactwo zagnie¿d¿a siê z nies³ychan¹ ³atwoSci¹ i jest prawie nie
do wytêpienia.
Izba, w której zatrzyma³am siê podówczas najd³u¿ej i do której najczêSciej zachodzi³am
potem, w ci¹gu cotygodniowych, przez rok blisko trwaj¹cych odwiedzin, zajêt¹ by³a przez
bardzo interesuj¹ce typy. Przede wszystkim królowa³y tu dwie siostry, Helena i Waleria War.,
które pochodzi³y z rodziny specjalnie z³odziejskiej, czyli z tak zwanej z³odziejskiej szlach-
ty . Waleria chorowita, blada, wysoka, z d³ugim wronim nosem i ma³ymi oczkami, z jakimS
fa³szywym i brzydkim spojrzeniem, by³a przedmiotem namiêtnego przywi¹zania m³odszej
Heleny, która mia³a w Sniadawej twarzy i niebieskich oczach wyraz odwagi, szczeroSci, de-
terminacji i jakiejS dziwnej pogody. Obie siostry ju¿ nie bardzo m³ode, nie po raz te¿ pierw-
szy odsiadywa³y karê swoj¹ w Serbii. Helena by³a ju¿ tu coS z czwartym powrotem, Waleria
wpierw jeszcze zapozna³a siê z wiêzienn¹ izb¹. Tym razem ona to dosta³a, jak tu mówi¹,
wyrok; ale Helena przyzna³a siê do uczestnictwa dobrowolnie, ¿eby siedzieæ z ni¹ razem.
Przywi¹zanie to wszak¿e nie przeszkadza³o im bynajmniej l¿yæ siê ostatnimi wyrazami, a na-
wet drapaæ przy ka¿dej sposobnoSci i dopiero wtedy, kiedy je kto rozbroiæ chcia³, obie rzuca-
³y siê na rozjemcê, stwierdzaj¹c tym sposobem swoj¹ siostrzan¹ mi³oSæ. Nie wiem, co siê
dzia³o z reszt¹ rodziny War., ale widywa³am tam ich matkê, staruszkê siedmdziesiêcioletni¹
mo¿e, która je nawiedza³a, b³ogos³awi³a i chlubi³a siê nimi tak, jakby to by³y najszlachetniej-
sze istoty w najw³aSciwszym dla siebie po³o¿eniu bêd¹ce i przynosz¹ce jej najwiêksz¹ pocie-
chê; one te¿ nawzajem odp³aca³y jej nadzwyczajn¹ czu³oSci¹ i przywi¹zaniem. Obie siostry
u¿ywa³y pomiêdzy kole¿ankami wielkiego powa¿ania.
O Waleni mawiano z rodzajem naiwnego podziwu, ¿e na wolnoSci mia³a zawsze dobre
zarobki , o Helenie wiedziano, ¿e jest rezolutna, ¿e w potrzebie za ca³y oddzia³ siê zastawi
i nawet samego wielmo¿nego siê nie zlêknie. Wielmo¿nym , tak wprost, bez dodania ty-
tu³u lub wyrazu pan, nazywa³y aresztantki inspektora swego. Wielmo¿ny idzie , wielmo¿-
ny kaza³ , powiem przed wielmo¿nym , oto wyra¿enie, które mi siê z pocz¹tku zdawa³o
doSæ dzikim, ale do którego przywyk³am w koñcu tak, ¿e mnie raziæ przesta³o.
Lecz by³ jeszcze inny powód przewagi sióstr War. Oto nale¿a³y one do zastarza³ych recy-
dywistek, a s¹dy, wyroki, pobyty, dozory, wiêzienia wreszcie, by³y dla nich niemal normalny-
mi warunkami ¿ycia. Etyka zaS Serbii polega³a na tym, ¿e o ile dostaj¹ce siê tam po raz pierw-
99
szy klientki lekcewa¿one by³y i pogardzane niemal, o tyle wytrawne i wielokrotnie karane
u¿ywa³y powagi i szacunku. Frajerki zamiata³y i oczyszcza³y izbê, szorowa³y pod³ogi i nie-
rzadko ca³owa³y w rêkê panie , które traktowa³y je protekcjonalnie i z akcentem pewnej
wy¿szoSci. Zdarza³o mi siê nawet nieraz s³yszeæ, jak zirytowany stra¿nik wo³a³ na jak¹S
krn¹brn¹ nowicjuszkê: ty frajerko! , okazuj¹c jawnie wzgardê swoj¹, jako w³adza, dla tych
upoSledzonych istot.
Dwie charakterystyczne cechy zauwa¿y³am w mieszkankach Serbii: wielkie zdziczenie
i wielk¹ naiwnoSæ. O lada co, o s³owo, o gest, o spojrzenie wybucha tam wSciek³oSæ zwie-
rzêca niemal. Z³orzeczenia, kl¹twy, bójki s¹ wtedy na porz¹dku dziennym, tak pomiêdzy za-
mkniêtymi w jednej izbie, jak i pomiêdzy izbami solidaryzuj¹cymi siê z sob¹. Drzwi, których
zamek izbê od izby dzieli z wewn¹trz, wytrzymaæ musz¹ wówczas kopania, uderzenia piêSci,
drapanie paznokciami, którym to wybuchom dopiero nadchodz¹cy stra¿nik tamê k³adzie.
Co do naiwnoSci, tê spotkaæ mo¿na w starych nawet i wytrawnych z³odziejkach. Pamiê-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]