[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z ziemi, zaprowadził na stojący opodal tapczan (pies, który nie
spuszczał z nich oczu, zeskoczył i poło\ył się przy drzwiach),
poło\ył ją tam, gładził ją po piersiach, a ona czuła satysfakcję i
dumę; twarz malarza wydawała jej się młoda i drapie\na, i
przebiegło jej przez myśl, \e ona sama ju\ od dawna nie czuła się
drapie\na ani młoda i bała się, \e ju\ nawet tego nie potrafi, ale
właśnie dlatego postanowiła zachowywać się młodo i drapie\nie, a\
nagle (i znowu wydarzenie to nastąpiło, zanim zdą\yła o nim
pomyśleć) zrozumiała, \e jest to w jej \yciu trzeci mę\czyzna,
którego czuje w swoim ciele.
I wtedy uświadomiła sobie, \e w ogóle nie wie, czy go chciała,
czy nie chciała, i pomyślała, \e wcią\jest głupią, niedoświadczoną
dziewczynką i \e gdyby była powzięła chocia\ najmniejsze
przypuszczenie, \e malarz będzie chciał się tu z nią całować i
kochać, nigdy nie mogłoby się stać to, co się stało. Ta myśl
posłu\yła jej jako uspokajające usprawiedliwienie, oznaczała
bowiem, \e do zdrady mał\eńskiej doprowadziła ją nie zmysłowość
lecz niewinność; do myśli o niewinności dołączyła się zaś od razu
złość w stosunku do tego, który wcią\ pozostawiał ją w stanie
niewinnej na wpół dojrzałości, i ta złość zaciągnęła się niczym
roleta nad jej myślami, tak \e potem słyszała ju\ tylko swój
przyspieszony oddech i przestała panować nad tym, co robi.
Gdy uciszyły się ich oddechy, myśli znów się przebudziły i
ona, by przed nimi uciec, wtuliła głowę w piersi malarza; pozwoliła
się głaskać po włosach, wdychała łagodny zapach olejnych farb i
czekała, kto z nich pierwszy się odezwie.
To nie był ani on, ani ona - był to dzwonek. Malarz wstał,
szybko zapiął spodnie i powiedział:
- Jaromil.
Strasznie się zlękła.
- Zostań tu i nic się nie martw - rzekł do niej, pogładził ją
po włosach i wyszedł z pracowni.
Strona 18
Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej
Przywitał się z chłopcem i posadził go przy stole w pierwszym
pokoju. - Mam w pracowni gościa, zostaniemy tutaj. Poka\, co
przyniosłeś. Jaromil podał malarzowi zeszycik, malarz przejrzał, co
Jaromil w domu narysował, potem postawił przed nim tusze, dał mu
papier i pędzel, określił temat i polecił mu, \eby rysował.
Następnie wszedł do pracowni, gdzie znalazł mamę ubraną i
gotową do wyjścia.
- Dlaczego pozwolił mu pan zostać? Czemu go pan nie odesłał?
- Tak ci spieszno ode mnie?
- To jest szalone - powiedziała mama, a malarz znowu ją objął;
tym razem ani się nie broniła, ani nie odwzajemniła jego pieszczot;
była wjego objęciachjak ciało pozbawione duszy; do ucha tego
bezwładnego ciała malarz zaszeptał:
- Tak, jest to szalone. Miłość albo jest szalona, albo jej w
ogóle nie ma. I posadził ją na tapczanie, całował i gładził po
piersiach. Potem znów poszedł do Jaromila popatrzeć, co narysował.
Temat, który mu zadał, nie miał tym razem na celu ćwiczenia
sprawności manualnej chłopca; chciał, \eby Jaromil narysował mu
scenę z jakiegoś snu, który miał w ostatnim czasie i który
zapamiętał. I teraz rozwodził się nad jego pracą: to, co jest w
snach najpiękniejsze, to niewiarygodne spotkanie ludzi i rzeczy,
które w normalnym \yciu nigdy by się nie spotkały; we śnie mo\e
łódka wpłynąć przez okno do sypialni, w łó\ku mo\e le\eć kobieta,
która ju\ od dwudziestu lat nie \yje, a mimo to wsiada teraz do
łodzi, a łódz mo\e natychmiast zamienić się w trumnę, a trumna mo\e
płynąć wzdłu\ kwitnących brzegów rzeki. Przytoczył słynne zdanie
Lautreamonta o pięknie, które ma w sobie spotkanie parasola i
maszyny do szycia na stole operacyjnym i powiedział potem:
- To spotkanie nie jest jednak wcale piękniejsze ni\ spotkanie
kobiety i chłopca w mieszkaniu malarza.
Jaromil zauwa\ył, \e jego nauczyciel jest tym razem jakiś inny
ni\ zwykle, nie uszedł jego uwadze \ar w jego głosie, kiedy mówił
o snach i poezji. Nie tylko mu się to podobało, ale cieszyło go, \e
inspiracją do tego płomiennego komentarza stał się on sam, Jaromil,
a szczególnie dobrze zapamiętał ostatnie zdanie o spotkaniu chłopca
i kobiety w mieszkaniu malarza. Kiedy malarz zaraz na początku
powiedział mu, \e zostaną we frontowym pokoju, Jaromil zrozumiał,
\e w pracowni jest prawdopodobnie jakaś kobieta, i to z pewnością
nie byle jaka, skoro nie wolno mu jej zobaczyć. Zwiat ludzi
dorosłych był mu wszak jeszcze na tyle daleki, \e nie starał się w
\aden sposób szukać rozwiązania tej zagadki; interesowało go raczej
to, \e malarz w tym ostatnim zdaniu postawił jego, Jaromila, na
równi z tą kobietą, dla malarza bez wątpienia niezwykle wa\ną, i \e
właśnie dzięki Jaromilowi równie\ przybycie tej kobiety staje się
widocznie jakoś wa\niejsze i piękniejsze, i wywnioskował z tego, \e
malarz go lubi, \e widzi w nim kogoś, kto w jego \yciu coś znaczy,
\e dostrzega mo\e jakieś głębokie i tajemnicze podobieństwo
wewnętrzne, którego Jaromil, będący jeszcze chłopcem, nie mo\e tak
dobrze rozpoznać, natomiast malarz, dorosły i mądry, o nim wie.
Wprawiło go to w niemy zachwyt i kiedy malarz dał mu następne
zadanie, gorliwie pochylił się nad papierem.
Malarz odszedł do pracowni i zastał tam mamę we łzach.
- Proszę, niech mnie pan zaraz puści do domu!
- Idz, mo\ecie iść razem, Jaromil właśnie kończy zadanie.
- Jest pan diabłem - powiedziała przez łzy, a malarz objął ją
i całował. A potem przeszedł znów do sąsiedniego pomieszczenia,
pochwalił to, co chłopiec namalował (ach, Jaromil był tego dnia
bardzo szczęśliwy!) i posłał go do domu. Wrócił do pracowni,
poło\ył mamę na stary, polany farbami tapczan, całował jej miękkie
usta i mokrą twarz i znowu się z nią kochał.
9
Miłość mamy i malarza nie wyzbyła się ju\ znamienia, które
zostało wpisane w ich pierwsze spotkanie; nie była to miłość,
której by od dawna w rozmarzeniu wyglądała, patrząc jej śmiało w
Strona 19
Kundera Milan - śycie jest gdzieindziej
oczy; była to miłość nieoczekiwana, która skoczyła jej z tyłu na
kark.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]