[ Pobierz całość w formacie PDF ]
oczach odbiło się zaskoczenie.
Treyvan westchnął, Hydona kiwała głową.
Mroczny Wiatr znał język, zdołał więc sobie przetłumaczyć słowa. Pierwsze to
po prostu zdrobnienie słowa ukochany . Następne było bardziej skomplikowane;
najściślej odpowiadała mu rodzina czy klan , ale rodzina, której członków nie
łączyła więz krwi ani nawet ten sam gatunek.
Jeszcze raz Zpiew Ognia okazał się szybszy. Stracony klan?! zawołał.
Ale wy. . . wy nie możecie być Le shya!
Zimowy Księżyc prawie spadł z krzesła. Stracony klan!? Jego oczy
tak zogromniały, że niemal wypadały z orbit. klan Ducha?! Myślałem. . . ale
przecież. . . to legenda!
Treyvan otworzył dziób w gryfim uśmiechu. Przecież jesteśmy legendą,
czyż nie? A raczej byliśmy dla was. . . odrzekł.
Elspeth, Skif i Nyara wyglądali na zupełnie zdezorientowanych. Podczas gdy
Zimowy Księżyc i Zpiew Ognia dochodzili do siebie, Mroczny Wiatr zdobył się
na szybkie wyjaśnienia.
W czasie magicznych wojen Kaled a in z kilku klanów, kilku cudzoziem-
ców i kilka innych istot stworzyło rodzaj. . . bractwa, jak przypuszczam. Nazwali
się. . .
Kena Lessshya nay, w Mowie pomogła Hydona. Znaczy to klan
wspólnoty ducha . Cośśś w rrodzaju waszszych herrroldów, lecz bez Towarzyss-
szy. Lessshya nay nie przyjmował nowych członków, lecz ich wybierrrał. Każdy
nowy mussssiał zossstać poparrrty przez trzech członków. Naszszymi wodzami
zosstali wielki czarrrny grrryf Ssskandrrranon i kessstrrracherrrn, Amberrrdrrra-
ke.
%7łżżaden z nich nie przyznał sssię do przewodzenia klanowi! zachichotał
Treyvan.
Klan Ducha skupiał prawdopodobnie wielu magów Urtha, wszystkich her-
tasi, a także sporą liczbę szamanów Kaled a in i uzdrowicieli wyjaśnił Zpiew
299
Ognia trójce obcych, pochylając się ku nim. Potem zwrócił się do gryfów, mie-
rząc je uważnym spojrzeniem. Ale przecież zniknęliście podczas ewakuacji
królestwa.
Nie. Treyvan potrząsnął wielką głową. Oto, co sssię wydarzyło. Nie
wykorzyssstaliśmy Brrram, ssstworzonych przez mniejszych magów, jako drrrogi
ucieczki. Odesssłano nasss wcześśniej prrrawdopodobnie po to, byśśśmy znalezli
schrrronienie dla was i tajemnej brrroni. Dlatego nie było nasss w czasie ewa-
kuacji w krrrólessstwie Urrrtha. Zamiassst na północ lub południe poszszliśśmy
na zachód. Mieliśśśmy z sssobą Brrramę Urrrtha jego własssną Wielką Brrra-
mę, zaczepioną o wóz. Przez nią śściągnęliśśmy rrresztę naszszego ludu do krr-
ryjówki. Jednak nie ssstarrrczyło nam czasssu, by zabrrrać innych, prrrdcz Less-
shya nay. Tamci musssieli przejśść przez te Brrramy, którrre były najbliżej.
A znissszczenie krrrólestwa odrzuciło wasss dalej, niż zamierzaliśście.
Uważaliśśmy wasss za sstraconych ciągnęła Hydona. Wyobrrrazcie ssso-
bie naszsze zdziwienie, kiedy odnalezliśśśmy legendarrnych Kena Trrrevasssho,
Kena Ssheynarrrsssa i całą rrresssztę. Dla wasss jessteśmy strrraconym klanem,
ale rrównie dobrze to my mogłibyśśmy wasss tak nazwać!
Zpiew Ognia wstrząsnął głową, wciąż zdziwiony. Zadziwiające. I wciąż
mówicie Ojczystą Mową! nie mógł wyjść z podziwu.
Nie całkiem czysssto, jak przypuszszczam przyznał Treyvan lecz nas
nie naciskała Zrodzona-Z-Gwiazd, by ukształtować naszsz język. Ona zdaje sssię
mniej zajmować naszszymi sssprawami niż wasszymi.
Wyjaśśśnienia poczekają wtrąciła Hydona. Mussimy wam powie-
dzieć jeszszcze jedno: jessteśśmy przednią strrrażą. Wiedziałeś o tym, Mrrroczny
Wietrze, lecz myśślałeśś, iż rreszta to tylko grrryfy. Oni niedługo nadejdą a nie
wszszyssscy z nich ssą do was podobni.
Mroczny Wiatr jej nie zrozumiał.
Nie tylko gryfy, tak? spytał Zpiew Ognia.
Grrryfy, ludzie, herrrtasi. Już niedługo. Treyvan spojrzał z ukosa na
Mroczny Wiatr. Gdy zaczęły sssię kłopoty k Sssheyna, wezwaliśśmy ich. Pa-
miętassz półki na kssiążki, które pomagałeśś wieszszać? One nie sssą dla nasss.
Wiedzieliśśśmy, że znajdziemy tu ssschronienie i że wy potrzebujecie pomocy,
choć o nią nie prrossiliśście. Jak mawiał Ssskandrrranon: Aatwiej prrossić o wy-
baczenie niż o pozwolenie . Ponieważ nassi bracia nie chcieli przyssparzać kło-
potów przez ssstwarzanie zbyt wielu Brrram, podrrróżowali zwykłą drrogą.
Mroczny Wiatr czuł niejasno, że powinien się rozgniewać. Nie udało się; jed-
nak z pewnością wielu członkom klanu nie spodoba się takie rozwiązanie. Z dru-
giej strony Treyvan wcale nie wyglądał na skruszonego.
Jednak terrraz potrzebujemy szszybkich magów odwrócił się na chwilę
do adepta, a potem znów do przyjaciela. Z wasszym pozwoleniem użyję małej
Brrramy w rrruinach, by połączyć ssie z ich Brrramą i sssprowadzić pomoc. Ale
300
za tę pomoc chcemy Doliny. Nienarruszonej.
Nie mogę obiecać. . . zaczął bezradnie Mroczny Wiatr.
Czy istnieje powód przerwał mu Zpiew Ognia dla którego k Sheyna
nie mogliby oddać im Doliny? Jakikolwiek powód?
Jedyne wyjaśnienie, jakie przyszło Mrocznemu Wiatrowi do głowy, brzmiało:
bo nikt dotąd tego nie robił , lecz trudno było potraktować je poważnie. Nie uwa-
żał także, by oddanie Doliny przybyszom równało się oddaniu ojczyzny obcym.
W końcu ci ludzie istoty też należeli do Tayledras. . . w pewnym sensie.
Nie przychodzi mi nic do głowy przyznał. Znamy klan Ducha jedynie
z legend i waszych opowiadań. Pozostawienie Doliny niezmienionej uszczupli
jeszcze niewielkie zapasy mocy, jakie posiadamy. Komu zostawimy to wszystko?
Klanowi, jak inne odparła ostrożnie Hydona. Może z wyjątkiem
kessstra chern, szkolonych w nieznanym wam rzemiośle. Z kolei my nie mamy
ptaków. Mamy leni, trochę głupców i paru intrygantów. Chyba jednak leniwi nie
wyruszyli w ogóle w podróż, głupcy jej nie przetrwali, a intryganci. . . Wzru-
szyła ramionami. Zawsze się tacy znajdą. Ludzie przynajmniej należą do klanu.
Złożymy chętnie wszelkie przysięgi, jakich zażądacie, by dostać Dolinę.
Chyba nie stać nas na odrzucenie takiej oferty odezwał się Zimowy
Księżyc ku zaskoczeniu brata. Pozbycie się Zmory Sokołów warte jest wszel-
kich kosztów.
Mroczny Wietrze, cokolwiek ty, twój brat i ja poprzemy, starsi też to zaak-
ceptują rzekł Zpiew Ognia. Ale idzmy za radą czarnego gryfa; łatwiej prosić
o wybaczenie niż pozwolenie; sprowadzmy lud Treyvana jeszcze dziś.
Mroczny Wiatr wahał się. Ma sprowadzić całą armię, by wspomogła nędzne
resztki jego klanu? Czy może zniszczyła? Czy ocaliła?
Zajrzał głęboko w oczy Treyvana, duże oczy drapieżnika. Ujrzał w nich przy-
jaciela, przybranego ojca, zawsze skorego do pomocy przewodnika; tego, który
pozwalał małemu chłopcu wyrywać sobie pióra, a jego ptakowi polować na swój
grzebień. Uśmiechnął się.
Zgoda zdecydował.
ROZDZIAA DWUDZIESTY
TRZECI
Dolinę wypełniało światło i gryfy. Elspeth, która nigdy dotąd nie spotkała cze-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]