[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czemu nie chce pan jej tam wpuścić od razu, panie Kaiser? - Spytał Willy. -
Trzymając w dłoni ten amulet, miałem dziwne przeczucie... Skąd pewność, że w tej legendzie
nie ma ziarna prawdy? Poślijmy z dziewczyną kilku ludzi. Niech sprawdzą jaskinię.
- To bez sensu. Kto powiedział, że ten przedmiot pochodzi z czasów
prehistorycznych?
- Zawrzyjmy umowę - zaproponowała Nika. - Ja pozwolę panu sprawdzić amulet
metodą izotopu węgla, a pan wpuści mnie do jaskini.
Rex roześmiał się drwiąco.
- Nie można badać złota metodą izotopu węgla, bo nie ma na nim węgla. Sama pani
pokazała, że nie ma o tych sprawach zielonego pojęcia.
- To nieistotne - stwierdził Willy. - Chcę, żeby obejrzała jaskinię. Rex poruszył się
niespokojnie.
- Wykluczone.
- Chwileczkę. To ja odpowiadam tutaj za wszystko, co dotyczy Indian. Chcę, żeby
Nika obejrzała jaskinię, i to jak najszybciej. Jeśli okaże się, że nic tam nie ma, to tym lepiej.
- A jeśli się nie zgodzę?
- Jeżeli jaskinia jest miejscem spoczynku Pierwszych Ludzi, powinniśmy zamknąć na
jakiś czas kopalnię, sprowadzić uczonych, zrobić wszystko co możliwe, aby ocalić skarby
przeszłości. Ta legenda jest częścią naszej kultury. Zna ją każde indiańskie dziecko w
Arktyce.
Rex oparł brodę na splecionych dłoniach. Mięśnie jego szczęk poruszały się, a oczy
błądziły po ścianach.
- Dobrze, pani Nahadeh. Za pół godziny moi ludzie zabiorą panią na wycieczkę do
jaskini. Zgoda?
- Zgoda.
- Ja tymczasem przygotuję oświadczenia, które będzie pani musiała podpisać. -
Podniósł słuchawkę i zwrócił się do strażnika po prawej stronie. - Rocky, muszę uruchomić
centralne zasilanie. Zaprowadzisz tę panią do magazynu i dopilnujesz, żeby wzięła wszystko,
co trzeba.
- Tak jest.
Nika podążyła za strażnikiem. Odwróciła się w drzwiach. Wódz Willy wpatrywał się
w amulet. Zdumienie rozjaśniło jego smagłą pomarszczoną twarz.
Rozdział 43
Stalowa siatka zadzwięczała, gdy Nika oparła się o nią plecami, na których niosła żółty
zbiornik tlenowy. Winda ruszyła w dół i Nika chwyciła za metalową poręcz. Pompy na
powierzchni tłoczyły powietrze do wszystkich szybów. Tylko górnicy schodzący do nie
ukończonych korytarzy brali butle tlenowe.
Nika czuła się pękata jak spasiony borsuk. Pod ogrzewanym elektrycznie
kombinezonem miała obcisły kostium z syntetycznego materiału pochłaniającego wilgoć,
neoprenowe buty ze stalowymi czubkami i drobnymi kolcami na podeszwach, neoprenowe
rękawice, grubą bawełnianą maskę narciarską, gogle i biały kask z włókna szklanego z
halogenową lampką.
Winda zatrzymała się na dnie pionowego szybu, pięćdziesiąt metrów poniżej szczytu
lodowca. Nika zobaczyła korytarz opadający jak rampa. Oświetlały go elektryczne żarówki w
metalowych osłonach.
Rocky szedł pierwszy. Wewnątrz szybu, gdzie nie było żadnych punktów odniesienia,
tylko siła ciążenia wskazywała, że korytarz opada pod większym kątem. Obłoki pary z ust
rozpływały się w podmuchu powietrza pompowanego z powierzchni. Korytarz wyrównał się
w rozległej naturalnej jaskini, której sklepienie podpierały betonowe słupy. Stalagmity
wyrastające z podłogi sięgały prawie stalaktytów wiszących z sufitu. Z jaskini wychodziło
sześć korytarzy prowadzących w różnych kierunkach.
- Wielki dworzec centralny - powiedział Rocky.
- Naprawdę wielki.
- Dlatego tak go nazywamy.
- Pięknie tu.
Rocky poprowadził do lewego rogu jaskini. Nie oświetlony tunel o przekroju
siedemdziesięciu centymetrów znikał w kamiennej ścianie.
- Lufa armatnia - rzekł Rocky.
- Tak, widzę. Nie ma tu żadnego oświetlenia? Rocky odwrócił się i zapalił lampkę na
kasku Niki.
- Skutery mają przednie światła. Stąd dojedziesz do dwadzieścia siedem A.
- A ty?
- Za tobą. W tunelu jest miejsce tylko dla jednego człowieka. Zza załomu jaskini
Rocky wyprowadził niski elektryczny pojazd z dwunastoma niewielkimi kółkami. Pokazał
Nice, jaką pozycję ma przyjąć podczas jazdy. - Zdejmij butlę.
- Co jest w tym białym pojemniku?
- Zapasowe powietrze. Musi być przy każdym skuterze.
- Czuję się coraz bezpieczniejsza.
Nika położyła się na pojezdzie. Rocky zaciągnął metalową siatkę nad jej głową i
zapiął.
- A to po co?
- Jeśli sufit jaskini się zawali, to cię nie zgniecie. Może.
- Musiałam zapytać.
- Ta rączka nad głową zwalnia osłonę. Uważaj, bo siatka jest na sprężynie. Włączył
reflektor skutera i podprowadził pojazd do rampy na wprost wąskiego tunelu.
- Daj mu trochę gazu.
Nika nacisnęła lekko pedał. Skuter potoczył się pół metra i cofnął. Przycisnęła
mocniej. Pojazd drgnął i skoczył do przodu.
Zahamowała. Zerknęła na ściany oświetlone reflektorami skutera.
- Te wózki są szybkie - zachichotał Rocky. - Urządzamy na nich wyścigi w jaskiniach.
- Jakoś dziwnie bez kierownicy.
- Wyobraz sobie, że jesteś pociskiem w lufie armaty.
- Lepiej nie.
- Spotkamy się w jaskini, pięćset metrów stąd.
- Trochę tu strasznie. Zaczekam na ciebie.
- Dobra.
Po chwili zapalił się reflektor drugiego skutera.
- Jedziemy.
Nika nacisnęła pedał. Elektryczny silnik zawył i maszyna skoczyła w otwór tunelu.
Parę minut pózniej poszarpane granitowe ściany i sufit zniknęły. Nika krzyknęła cicho, gdy
skuter zjechał raptownie w dół. Przycisnęła hamulec. Pojazd potoczył się kilka metrów po
śliskim lodzie i zatrzymał się na gumowym zderzaku drugiego skutera. Snop światła z
reflektora odbił się od ściany jaskini niczym jasnoniebieska kula.
Nika pociągnęła dzwignię osłony, usłyszała szurnięcie siatki nad głową. Wyszła z
pojazdu i lampką hełmu oświetliła sklepienie jaskini.
Czegoś takiego nie mogła się spodziewać. Zaczęła drżeć. Włosy stanęły jej dęba.
Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że mimo woli otworzyła usta.
- Aiyoo wa Denali - szepnęła.
Stała w piętnastometrowej jaskini o łukowatym sklepieniu z niebieskiego lodu.
Gładkie ściany połyskiwały w świetle latarki. Wokół leżały setki ciał. Wszystkie wyglądały
jak żywe.
Zwłoki Człowieka Tundry, które znalezli z ojcem, były całkowicie odwodnione. Skóra
przypominała pergamin rozpięty na korpusie z wysuszonej gliny. Te ciała w niczym nie były
podobne do mumii.
Po prawej stronie, we wnęce wyrzezbionej w ścianie, na gęstym futrze klęczała
kobieta z małym chłopcem przy piersi. Owłosiony mężczyzna obejmował oboje
muskularnymi ramionami. W skalnych niszach obejmowały się pary i wieloosobowe rodziny.
Zdawało się, że wszyscy zapadli w krótką drzemkę.
- Witajcie, Ci, Którzy Mówią Sercem. Jestem Nika Nahadeh, córka Caiyuhów -
powiedziała drżącym głosem. - Od dziecka słyszałam opowieści o was, lecz nie wiedziałam,
że istniejecie naprawdę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]