[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jeśli mnie pamięć nie myli, chodzi tu o twoją córkę, więc nie traktuj mnie z góry. To
krew z twojej krwi wpuściła nas w te maliny.
- Bo\e jedyny, to wszystko przez MTV. Zdemoralizowali całe pokolenie. Maureen,
jedz mo\e trochę szybciej. Ten facet, który właśnie nas wyprzedził, pokazywał jakieś
nieprzyzwoite gesty.
- Chodzi ci o to, \e pokazał mi palec. Dlaczego sądzisz, \e to wulgarne?
Bridget popatrzyła krytycznie na towarzyszkę.
- Wierz mi, Maureen. Taki gest jest wulgarny. Z pewnością nie było to pozdrowienie
ani wyraz uznania dla twojej jazdy. Co innego kciuk, co innego środkowy palec. I nie
tak
blisko tej bariery, na Boga! - Bridget zacisnęła pięści i zamknęła oczy.
- Ucisz się wreszcie, ty ropucho! Stale wrzeszczysz i mnie pouczasz!
- Mówiłaś, \e umiesz prowadzić.
- Przecie\ prowadzę!
- Jezu słodki, zginiemy w tym blaszanym pudle. Umrę przez tę samą babę, która
zrujnowała mi \ycie. Uwzięła się na mnie. A wszystko z powodu drobnego incydentu
z lampą kwarcową.
- Drobnego incydentu? Miałam poparzenia drugiego stopnia! Strupy na nosie!
- Musiałaś zle u\yć tego płynu.
- Sam płyn był zły, dobrze o tym wiedziałaś!
- Nie wiedziałam.
- Wiedziałaś.
- Nie.
- Kłamczucha, kłamczucha...
- Nic nie słyszę - Bridget zatkała sobie uszy.
- A mnie nic nie obchodzą twoje strachy. - Maureen pokazała jej język.
Zapadło milczenie. Jechali w ciszy jakiś czas, w końcu pani O Malley przypomniała
sobie, \e tylko Bridget zna drogę.
- Zamierzasz powiedzieć mi, gdzie mam skręcić?
- Po prawej stronie powinien być zagajnik...
- Ale nie jesteś pewna, co? Polujemy na dzikie gęsi, ale nie masz bladego pojęcia,
gdzie ich szukać!
- Po prostu... nie jestem pewna.
- Powinnam ukręcić ci łeb, Bridget Hogan! - Odwróciła się w stronę towarzyszki.
- Na Boga, nie zdejmuj rąk z kierownicy!
Maureen zachichotała z satysfakcją i chwyciła z powrotem za kółko. Przyspieszyła do
siedemdziesiątki, \eby zwiększyć atmosferę grozy, i powiedziała:
- Przestraszyłam cię, no nie?
- Och, widziałam ju\ moją matkę zstępującą z niebios na moje spotkanie, perłowe
wrota i brodę świętego Piotra...
- No dobrze. Dość tego. Pilnuj zjazdu, jakiegokolwiek. Mam dość tej autostrady i tych
wyścigowych kierowców.
- Oni te\ mają ciebie szczerze dosyć - zamruczała Bridget. - O! Tam! To chyba ten
właściwy! Jest i zagajnik.
- Minęliśmy ju\ z dziesięć takich zjazdów, wszystkie były podobne jak ziarnka
grochu.
- Zjedz tym zjazdem, Maureen.
- Niech ci będzie. Pewnie wylądujemy na jakimś pastwisku, ale skręcam. - Wykonała
szeroki łuk. Z tyłu rozległ się pisk hamulców innego samochodu.
- Uwa\aj! Omal na kogoś nie wpadłaś! Nie bierz tak zakrętów!
Maureen była przera\ona, ale za nic nie chciała dać tego po sobie poznać.
- O co ci chodzi? Nie widziałaś tych napisów na tyłach cię\arówek? Uwa\aj na
zakrętach. Zachowaj odstęp".
- Maureen, my nie jedziemy cię\arówką.
- Wiem, ale następnym razem przyczepię sobie taki napis do zderzaka.
- Nie będzie \adnego następnego razu! Stanowisz zagro\enie na drodze.
- E, bez przesady. - Maureen uśmiechnęła się diabolicznie. - A poza tym zaczyna mi
się to podobać.
Daniel sma\ył nową porcję jajecznicy na bekonie, a Rose siedziała przy kuchennym
stole, popijała kawę, obserwowała kochanka i drapała Paddy'ego za uchem.
- Nie pamiętam, kiedy byłam taka szczęśliwa - wyznała.
- Z powodu tego, \e robię ci śniadanie i lubię gotować? - za\artował. - To
samoobrona. Większość kobiet, które znałem, nie dałaby się zaciągnąć do kuchni, a ja
lubię domowe jedzenie.
Nało\ył na talerze bekon, jajka, bułeczki posmarowane masłem. Usiadł naprzeciw
Rose.
- Wygląda wspaniale - pochwaliła go. - Ju\ raz zawiodłeś się na moich talentach
kulinarnych, prawda? - spytała, wspominając stew doprawiony srebrną nitką.
- Co innego talenty kulinarne, co innego twój wygląd.
- Aha, po prostu chciałeś pójść ze mną do łó\ka?
- No pewnie! Przyznaj, \e ty myślałaś tak samo.
- Przyznaję. - Kiwnęła głową i schowała twarz w dłoniach. Tak, chciała wykorzystać
Daniela. Pragnęła tylko dziecka, swojego dziecka, nie ich. To był kretyński pomysł.
Chciała mu o tym powiedzieć, lecz zawahała się w ostatniej chwili. Jak zareaguje na
tę wieść? Czy nie zerwie się ta delikatna więz, która powstała pomiędzy nimi?
- Jeśli chodzi o seks, było cudownie - zaczęła. - Ale teraz...
- .. .chodzi o coś więcej - dokończył za nią.
- No właśnie. - Spojrzała mu w oczy. Nachylił się i pocałował ją w usta.
- Pogadamy jeszcze na ten temat. Teraz bierzmy się za śniadanie póki ciepłe.
Tak, muszą koniecznie porozmawiać, jeszcze dziś, pomyślała Rose i uniosła widelec
do ust. Ju\ miała skosztować cudownie pachnącej jajecznicy, gdy w ostatniej chwili
coś ją powstrzymało.
- Daniel, czy słyszysz to, co ja? Syrena. Chyba się zbli\a.
- Pewnie stary Tim ściga jakiegoś zbrodniarza, który jechał o dziesięć kilometrów za
szybko. Niewa\ne, jedzmy.
- Czekaj, to rzeczywiście coraz bli\ej.
- Mhm, pewnie na tej drodze przecinającej twoją ście\kę...
Na potę\niejący dzwięk syreny nało\ył się przerazliwy klakson. Rose i Daniel
spojrzeli po sobie i pobiegli do saloniku, \eby wyjrzeć przez okno na plac przed
domem. Właśnie wje\d\ał nań zielony pontiak, a za nim policyjny wóz patrolowy z
włączoną syreną i błyskającym światłem na dachu.
- O Bo\e...
- Wiesz, co to za auto?
- Niestety. - Odparł i skrzywił się, widząc, jak pontiak uderza w tylny zderzak jego
zaparkowanej toyoty. - Przyjechała moja mamusia.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Kiedy otworzyły się drzwi po stronie pasa\era, Rose jęknęła ze zgrozą.
- Moja te\.
- No i Tim. Wiedziałem, \e zawsze mogę na niego liczyć.
- Daniel ruszył ku drzwiom. - Bo\e, mogła się zabić. Nie mówiąc ju\ o twojej matce i
tysiącach innych osób.
- Nie wiedziałem, \e Maureen umie prowadzić.
- Czy ktoś mówił, \e umie? Widziałaś, co zrobiła z moim wozem? - Pokręcił głową. -
Zawsze miała kłopoty z odró\nieniem hamulca od gazu.
- Ale jak one nas tu znalazły? Nie, to nie mo\e być prawda.
- Spójrz na jaśniejsze strony tego wydarzenia - rzucił Daniel przez ramię. - Tim
prawdopodobnie je aresztuje. Zdaje się, \e próbowały mu uciec.
- Och, Daniel! Nie mo\emy na to pozwolić!
- Mo\emy nie mieć wyboru. Cholera, ciekawe, jak wygląda to twoje śliczne
miasteczko po tym, jak moja matka przejechała przez nie swym ogromnym
pontiakiem. Poczekaj!
- Daniel zatrzymał się tak gwałtownie, \e Rose wpadła na niego. - Widzisz? Odkłada
na bok bloczek z mandatami! Niech to jasny gwint! Wyłgała się od płacenia! Chyba
będę musiał powa\nie porozmawiać z Timmym.
- Chcesz go namówić, \eby jednak wlepił jej mandat?
- Do diabła, nie. Mam zamiar oprotestować mój własny.
- Poczekaj - Rose zni\yła głos. - Mamy teraz większe problemy ni\ twój mandat.
Zachowujmy się wobec nich przyjaznie, jakbyśmy byli wielce radzi widzieć je u
siebie, w towarzystwie Tima, oczywiście.
- Mam udawać, \e się cieszę? Z czego? Z tego, \e moja matka postanowiła mnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]