[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jeszcze przez pewien czas nie zauważyliby kradzieży. Postępowanie złodzieja można byłoby
uzasadnić jedynie tym, że w najbliższych dniach miał być w mieszkaniu poszkodowanych.
Być może jako gość, być może jako interesant. Gdyby Legat dopiero po jego odwiedzinach
zauważył brak pieniędzy, wówczas rzuciłby podejrzenie na niego.
- To bardzo możliwe - zgodził się porucznik. - Pytałem o to i pokrzywdzonych. Ani
Legat, ani jego żona nie mogli wskazać ewentualnego gościa bądz interesanta.
- Mogli nawet nie spodziewać się tych odwiedzin. Załóżmy, że to listonosz czy
inkasent za gaz i elektryczność, albo ktoś oferujący sprzedaż samochodu.
- Inkasent i listonosz stoją poza wszelkimi podejrzeniami. Mają alibi nie do
podważenia, podobnie jak sprzątaczka Popiela. To nie oni. Gdyby kradzież popełnił
sprzedawca samochodu, mógłby nie chodzić na Buczka, bo nie umawiał się z Legatem. Nie,
w naszym rozumowaniu brakuje jakiegoś ogniwa. Może prawda jest zbliżona do teorii, ale w
zasadzie inna.
- Przestudiowałem akta wszystkich poprzednich kradzieży - powiedział prokurator.
- W swojej technice są one identyczne. Nie ulega wątpliwości, że dokonywał ich
zawsze ten sam człowiek. Za każdym razem miał doskonale dorobione klucze. Jak je zdobył?
Od odpowiedzi na to pytanie zależy wykrycie przestępcy. Zledztwo nie umiało dać właściwej
odpowiedzi. Okradzeni nie znali się, nie mieli ze sobą nic wspólnego i nie mieli również
wspólnych znajomych, a przynajmniej takich, których można by choć w jakimś małym
stopniu podejrzewać.
- Wywiadowca, o którym już panu wspominałem - Adam Maliniak, odwiedził dzisiaj
tych ludzi. Podał im rysopis Norkowskiego. Oczywiście naszkicowany przez Baranowskiego.
Nikt z nich nie przypomina sobie, żeby znał kogoś o podobnym wyglądzie albo żeby mówiło
mu coś nazwisko Norkowski .
- Muszę przyznać - uśmiechnął się prokurator - że milicja rozwinęła niebywałą
aktywność. Dawno już nie miałem do czynienia z tak gruntownie prowadzonym śledztwem,
do którego wciągnięto chyba wszystkie najlepsze głowy w waszej komendzie.
- Dawno też - smętnie odpowiedział porucznik - przy tak wielkim wysiłku tylu ludzi
nie osiągnięto tak małych wyników.
- Niech pan podejdzie do mapy, poruczniku - zaproponował prokurator.
Obaj panowie zbliżyli się do wielkiego planu miasta Szczecina, wiszącego na ścianie
w gabinecie.
- Widzi pan te szpileczki? - pokazał Szczerbiński.
- Tak. Jest ich siedem. Domyślam się. To miejsca, gdzie dokonano tajemniczych
kradzieży.
- Właśnie - poświadczył prokurator. - Jeżeli przyjmiemy Plac Grunwaldzki za
centrum, to najbardziej od niego oddalona kradzież zdarzyła się przy ulicy
Niedziałkowskiego, w pobliżu znajdującej się tam szkoły.
- Szkoła podstawowa nr 15 - uzupełnił porucznik.
- Jeżeli wezmiemy sznurek, na jednym jego końcu umocujemy szpilkę i następnie tę
szpilkę wbijemy w środek Placu Grunwaldzkiego, a sznurek połączymy ze szpileczką tkwiącą
na ulicy Niedziałkowskiego, otrzymamy promień koła. Wystarczy wykreślić to koło, żeby
stwierdzić, że miejsca siedmiu kradzieży znajdują się w jego wnętrzu. Ciekawe, prawda?
- Zdumiewające - potwierdził oficer MO.
- Mało tego. Zbrodnia przy Buczka i ostatnia nieudana kradzież przy Mazurskiej
również mieszczą się doskonale wewnątrz naszego koła. Ani jednego przestępstwa nie
popełniono w dalszej odległości od Placu Grunwaldzkiego.
- Myśmy również się zastanawiali, dlaczego wszystkie kradzieże są umiejscowione w
jednym niewielkim wycinku naszego, przecież bardzo dużego, miasta. Jeżeli chodzi o
zajmowaną powierzchnię, to Szczecin jest większy nie tylko od Warszawy, ale nawet od
Wrocławia, chociaż ustępu;? im, i jeszcze kilku polskim miastom, liczbą ludności.
- A wszystkie kradzieże mieszczą się w obrębie mniejszym od kilometra
kwadratowego. Jaki stąd można wysnuć wniosek? Tylko jeden. Oto nasz przestępca, załóżmy,
że jest nim legendarny Złota Rączka, Norkowski, wyłącznie na tym terytorium ma możność
zdobywania odcisków kluczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]