[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Spojrzałem na te pół tuzina. Trzeci ode mnie miał
złamany nos niski, krępej budowy facet.
Odsuwając na bok pozostałych podszedłem do niego.
Nie wiem, czym zamierzał mnie potraktować, może
było to dżiu dżitsu albo jego chiński ekwiwalent. W
każdym razie skulony i gotowy do skoku
niebezpiecznie rozchylił sztywno napięte ramiona.
Chwyciłem go tu i tam, w końcu złapałem za kark
wykręcając mu jedno ramię do tyłu.
Drugi Chińczyk skoczył mi na plecy. Wychudzony,
siwowłosy jegomość przymierzył się i dał mu w zęby
Chińczyk poleciał w kąt i tam pozostał.
Tak się rzeczy miały, gdy weszła Lilian Shan.
Obróciłem tego ze złamanym nosem w jej stronę.
Yin Hung krzyknęła.
Czy któryś z nich to Hoo Lun? spytałem
wskazując moich Widzów. '
Gwałtownie potrząsnęła głową i zaczęła
szwargotać po chińsku z moim więzniem. Ten
odpowiadał patrząc jej w oczy.
Co pan chce z nim zrobić? spytała niezupełnie
panując nad swoim głosem.
Oddać w ręce policji, żeby poczekał na szeryfa z
San Mateo. Czy coś pani wyjaśnił?
Nie.
Zacząłem popychać go w kierunku drzwi. Chińczyk
w drucianych okularach zastąpił mi drogę chowając
jedną rękę do tyłu.
Nie można powiedział.
Pchnąłem Yin Hunga na niego. Poleciał plecami na
ścianę.
Niech pani wyjdzie krzyknąłem do dziewczyny.
Siwowłosy pan zatrzymał dwóch Chińczyków,
którzy rzucili się do drzwi i potężnym pchnięciem
posłał ich pod drugą ścianę.
Wyszliśmy.
Na ulicy było spokojnie. Władowaliśmy się do
taksówki i pojechaliśmy półtora bloku dalej, do
komisariatu, gdzie wygarnąłem mojego więznia z
taksówki. Paul, właściciel rancza, powiedział, że nie
wejdzie z nami, że było mu bardzo przyjemnie, ale
ma jeszcze parę własnych spraw do załatwienia.
Poszedł sobie na piechotę przez Kearny Street.
Do połowy już wychylona z taksówki Lilian Shan
zmieniła zamiar.
Jeśli to nie jest konieczne powiedziała ja też
tam nie wejdę. Poczekam tu na pana.
Doskonale i popchnąłem mojego więznia przez
chodnik na stopnie gmachu.
W środku powstała dość interesująca sytuacja.
Miejscowa policja wcale nie była zainteresowana
osobą Yin Hunga, choć, oczywiście, gotowa
zatrzymać go do dyspozycji szeryfa z San Mateo.
Yin Hung udawał, że nie mówi po angielsku, ja zaś
byłem ciekaw, jaką ma historię do opowiedzenia,
więc zajrzałem do pokoju, gdzie przesiadują tajniacy
i znalazłem Billa Thode'a, odkomenderowanego na
stałe do Chinatown i mówiącego trochę po chińsku.
On i Yin Hung pogadali ze sobą dobrą chwilę.
Potem Bill spojrzał na mnie, odgryzł koniec cygara i
rozparł się wygodnie na krześle.
Według tego, co on mówi powiedział Bill ta
Wan Lan i Lilian Shan pokłóciły się i następnego
dnia Wan Lan zniknęła. Panna Shan i jej służąca,
Wang Ma, mówiły, że Wan Lan wyjechała, ale Hoo
Lun powiedział mu, że widział, jak Wang Ma paliła
ubrania Wan Lun. Więc Hoo Lun i ten nasz żółtek
pomyśleli, że coś jest nie tak, a następnego dnia byli
tego zupełnie pewni. Ten nasz nie może znalezć
swojej łopaty wśród narzędzi ogrodowych. Znajduje
ją wieczorem i jest jeszcze mokra od wilgotnej ziemi,
a nie widział, żeby ktoś kopał w ogrodzie albo za
domem. Więc on i Hoo Lun naradzili się, nie
spodobało im się to wszystko i postanowili, że
najlepiej będzie zwiać, zanim znikną tak samo, jak
Wan Lun. To wszystko.
Gdzie jest teraz Hoo Lun?
Mówi, że nie wie.
A więc Lilian Shan i Wang Ma były jeszcze w
domu, kiedy ta para się wyniosła? spytałem.
Jeszcze nie wyjechały wtedy na Wschód?
On tak mówi.
Czy domyśla się, dlaczego zginęła Wan Lan?
Tego nie mogłem z niego wyciągnąć.
Dziękuję ci, Bill. Powiesz szeryfowi, że go tu
macie?
Możesz być pewny.
Oczywiście, gdy wyszedłem na ulicę, nie było śladu
po Lilian Shan i taksówce.
Wróciłem do hallu i z budki zadzwoniłem do biura.
Wciąż brak wiadomości od Dicka Foleya, poza tym
nic ważnego, również nic od tego, który chodził za
Jackiem Garthorne'em. Nadszedł telegram z naszej
filii w Richmond. Stwierdzał, że Garthonowie to
ludzie zamożni i znani w okolicy, że młody Jack
zawsze był w kłopotach, że przed kilku miesiącami w
jakiejś kawistrni pobił policjanta z brygady
prohibicyjnej, że ojciec go wydziedziczył i wygnał z
domu, ale matka najprawdopodobniej posyła mu
pieniądze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]