[ Pobierz całość w formacie PDF ]
łańcuszku, mający co najmniej dwa karaty. Kolczyki pasowały do niego i rozmiarem, i kształtem.
Komplet ten musiał kosztować fortunę.
- Rick, one są wielkie i... nie w moim stylu.
Jubiler wyjął z kieszeni kluczyk i sięgnął po etui, leżące pod gablotą.
- Mam tutaj nowy wzór, który otrzymałem wczoraj. Może ten będzie pani bardziej odpowiadał.
- Postawił na gablocie duże aksamitne etui i otworzył je. Lily wstrzymała oddech. Komplet
biżuterii był nowoczesny, a zarazem romantyczny. Każda sztuka, naszyjnik, pierścionek i
kolczyki, zrobiona była z przepięknych rubinów, wyciętych w kształcie serca i otoczonych
diamentami. Mężczyzna mógł ofiarować taki komplet swojej kochance, kochance, którą chciał
zatrzymać przy sobie dłużej niż pięć dni. Sprzedawca obserwował ich z zainteresowaniem. Nie
rozumiał, jaki związek istnieje między nimi. A czy ona rozumiała?
- Czy ci się podobają? - spytał Rick.
Poczuła jego oddech przy swoim uchu. Serce zaczęło jej bić jak oszalałe. Boże, jak bardzo
chciała, żeby był zwykłym architektem i kupował biżuterię dla swojej wybranki. Ale gdyby był
zwykłym architelćtem, czy byłoby go stać na cokolwiek z tego sklepu?
- Tak, ale...
- Więc przymierz. - Wziął do rąk naszyjnik i zapiął jej na szyi. Pod dotknięciem jego palców,
przebiegł po niej dreszcz. Sprzedawca uśmiechnął się, widząc, jak na policzkach Lily wykwita
rumieniec.
Bez słowa protestu przypięła sama kolczyki do uszu. Rick podniósł jej prawą rękę.
- Pierścionek należy włożyć na lewą rękę, proszę pana.
Po minucie wahania, zmienił rękę i patrząc jej w oczy wsunął pierścionek na palec lewej ręki.
Pasował doskonale. Czuła ściskanie w żołądku. To wszystko było nierealne. W oczach Ricka nie
widziała miłości. To było tylko pożądanie, to samo, co pulsowało w jej żyłach. Musi o tym
zapomnieć.
- Czy ci się podobają? - ponowił pytanie.
Bez patrzenia w lustro Lily skinęła potakująco głową. - Są piękne, ale nie ma potrzeby, by...
- Dobrze, wezmiemy ten komplet - przerwał jej Rick.
Sprzedawca podskoczył do kasy z kartą kredytową Ricka.
- Nawet nie spytałeś o cenę i po co kupiłeś pierścionek? - spytała Lily szeptem.
- To sklep, w którym zaopatruje się moja matka. - W tym momencie zadzwonił jego telefon
komórkowy. - Przepraszam - zwrócił się do Lily.
Sprzedawca podszedł do niego z dowodem wpłaty i Rick podpisał się na nim, słuchając
jednocześnie osoby na drugim końcu telefonu.
- Będę tam zaraz... Nie, Lynn, zostań na zewnątrz budynku. Najlepiej stój poza zasięgiem
wzroku.
Skończył rozmowę.
- To była Lynn. Wyszła na spacer z dzieckiem i usłyszała histeryczne szczekanie Maggie.
- Musisz tam zaraz jechać. Dziękuję. - Skinęła ręką w stronę sprzedawcy i szybko poszła za
Rickiem w kierunku parkingu, znajdującego się na tyłach sklepu. - Myślisz, że ktoś się włamał do
domu?
- Nie wiem, Lynn nie zauważyła żadnego dymu, więc to chyba nie pożar.
- Rick, wezmy moją furgonetkę. Jest znacznie szybsza od twojego samochodu.
Po kilkunastu minutach wjechała na podjazd przed domem Ricka i zatrzymała samochód. W
chwili gdy otworzyła drzwi, usłyszeli szczekanie Maggie.
Wyjęła z samochodu kij baseballowy i latarkę, która podała Rickowi.
- Zostań tu - powiedział do niej - a jeśli zaistnieje potrzeba, dzwoń na numer 011. Ja obejdę dom
i sprawdzę, co z zamkami.
Kiedy po obejściu domu Rick wrócił do frontowych drzwi, Lily wzięła do ręki maczetę i
podeszła do niego.
- Czy zobaczyłeś coś niepokojącego? - spytała.
- Nie, niczego podejrzanego. Dom jest zamknięty.
Otworzył ostrożnie drzwi i weszli do ciemnego holu.
Ogłuszające szczekanie Maggie dochodziło z salonu. Poszli w tym kierunku.
W żyłach Lily popłynęła adrenalina. Rick zapalił światło.
- Rick, to latająca wiewiórka. Musiała wpaść tu przez komin - z ulgą stwierdziła Lily.
Wskazała na małe zwierzątko z nienormalnie wielkimi oczami, przyczepione do gzymsu. Rick
przez chwilę głęboko oddychał.
- Maggie, do nogi.
Pies z ociąganiem podszedł do Ricka.
- Dobra dziewczynka - pogłaskał ją. - Znakomicie pilnujesz domu.
Jeszcze jeden kawałek serca Lily stopił się po tych słowach.
Rick wskazał wiewiórkę.
- Jesteśmy przygotowani na zmierzenie się z włamywaczem, ale nie mamy odpowiedniego
sprzętu na tego gościa.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]