[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Jest stateczny, godny zaufania i można na nim polegać, wszystkie te nudne cechy, poza tym ma majątek, który
przynosi niemały dochód.
19
- Rzeczywiście, potężne atuty. Nie ma żadnych wad? Może lubi hazard, kobiety?
- Nie - odrzekła Chloe z goryczą. - Jest wzorem wszelkich cnót. Dziwisz się, że go nie cierpię?
Hester skrzywiła się.
- Wygląda na jakiś nieprawdopodobny ideał. Zastanawiam się - dodała po krótkim namyśle - czy nie mogłabyś
odrobinę zmienić strategii.
Chloe spojrzała na nią pytająco.
- Mówiłyśmy już wcześniej, że zamiast próbować przekonać lorda Bythorne a, by porzucił zamiar wydania cię za
pana Wery ego, mogłabyś spróbować przekonać pana Wery ego, że nie jesteś odpowiednią żoną dla niego.
Wyraz twarzy Chloe dowodził, że dziewczyna pojmuje.
- No tak, przypominam sobie tę radę, ale do tej pory nie robiłam nic, co mogłoby go do mnie zniechęcić.
Hester skinęła głową.
- Oczywiście, nie mówię o tym, żebyś od razu wywoływała skandal - rzekła pośpiesznie. - Możesz go po prostu
bliżej poznać: jego upodobania, jego plany na przyszłość, i tak dalej, a potem dać mu do zrozumienia, że nie
pasujesz do jego oczekiwań.
- Tak - zgodziła się ochoczo Chloe. - Nigdy nie rozwijałam przed nim moich poglądów na temat feminizmu,
gdybym to jednak zrobiła...
- Niewątpliwie pan Wery zacząłby patrzeć na ciebie z najwyższym zaniepokojeniem.
- Tak jest. Gdybym jeszcze zaznaczyła, iż uwielbiam Londyn i nie zamierzam wyjeżdżać na wieś, do jakiejś
zmurszałej posiadłości w Hertfordshire...
- Tak bardzo lubisz mieszkać w Londynie? - spytała zaskoczona Hester.
- Nie bardzo. Właściwie czułam się najszczęśliwsza, kiedy spędzaliśmy z wujem Thorne em kilka miesięcy w
Bythorne Park, ale pan Wery nie musi tego wiedzieć. A ponieważ pan Wery należy do osób bardzo oszczędnych -
dodała rozsądnie - nie od rzeczy będzie wspomnieć o drogich sukniach i klejnotach, jakich będę potrzebować jako
mężatka, z pewną przesadą oczywiście.
Hester roześmiała się serdecznie.
- Biedak pewnie ucieknie w popłochu po dwóch tygodniach. - Po chwili jednak spoważniała. - Z drugiej strony
mogłabyś zrewidować swój stosunek do lorda Bythorne a. Skoro założyłyśmy, że twoje dobro naprawdę leży mu
na sercu, nie ma chyba sensu sprawiać mu kłopotów bez potrzeby, prawda? Jeśli tylko nie traktuje cię zle...
- Och, nie. Kiedy zamieszkałam razem z nim i z jego ciotką Lavinią, nawet mi się spodobał. Jest taki przystojny,
zawsze dzielił się ze mną wszystkimi najnowszymi ploteczkami, no, prawie wszystkimi, bo mimo swojej nie
najlepszej reputacji - ciągnęła z poważną miną - mnie traktuje bardzo surowo. Chociaż nigdy nie miał nic
przeciwko temu, że chodzę na odczyty feministek i czytam pani książki i pamflety. Nie przywiązywał do nich po
prostu wielkiej wagi - wyjaśniła.
- Doprawdy? - rzekła zimno Hester.
- O, tak - przytaknęła Chloe, nie zwróciwszy uwagi na zmianę w jej głosie. - Kiedyś powiedziałam mu, że chcę
iść na pani wykład, który odbywał się w budynku Zgromadzenia w Westminster. Zaśmiał się tylko i zapytał, czy
zamiast tego nie wolałabym zobaczyć tresowanej świni, którą pokazywali na targu Bartholomew.
- Rozumiem. - Głos Hester przypominał teraz arktyczną zimę. Wstała gwałtownie. - Zbieraj się, Chloe, a ja
powiem jego lordowskiej mości, że postanowiłaś wrócić z nim do domu.
Zanim Chloe spakowała swoje rzeczy i wśród łez pożegnała się z Sarą, a państwo Wendover raz jeszcze wyrazili
swój żal z powodu nieświadomego współudziału w ucieczce panny Venable, popołudnie zbliżało się już ku
końcowi. Gdy już wsiadali do wynajętego powozu, hrabia zwrócił się do Hester:
- Obawiam się, że dotrzemy do Overcross grubo po zmroku, a dziś w nocy nie będzie księżyca. Rozsądniej chyba
będzie pojechać do Bythorne Park. Odeślemy ten powóz i jutro odwieziemy panie do domu o dowolnej porze
którymś z moich powozów.
Hester wciąż tłumiła w sobie gniew, jaki wywołała w niej opowieść Chloe o poglądach hrabiego na temat jej
pracy i już miała odrzucić tę dość obcesową propozycję, jednak wbrew sobie przyjęła ją. Perspektywa długiej
podróży klekoczącą bryczką nie była zbyt kusząca, a rzut oka na twarz Larkie powiedział jej, że starsza pani także
jest już zmęczona.
Hrabia wysłał przodem umyślnego, by powiadomił o ich rychłym przyjezdzie do dworu, po czym wszyscy
wsiedli do powozu i wyruszyli w drogę.
Dwór w Bythorne Park był wielkim budynkiem pamiętającym jeszcze czasy Tudorów. Zciany ze staromodnej
cegły rzucały różowy blask, a dzielone kamiennymi słupkami gotyckie okna odbijały blask popołudniowego
słońca. Ku zdziwieniu Hester na spotkanie wyszedł uśmiechnięty kamerdyner razem z żoną, która widocznie
zajmowała się domem, gdy gospodarzy nie było we dworze. Wnętrze domu lśniło czystością i wszędzie panował
nienaganny porządek, jak gdyby wiedziano o przyjezdzie pana wiele dni wcześniej.
Thorne spojrzał na pannę Blayne i uśmiechnął się.
- Bythorne Park leży niedaleko od Londynu - rzekł - więc bardzo często zapraszam tu gości - czasem zaś służy mi
jako schronienie przed ludzmi. Służba jest tu zawsze w komplecie, abym mógł zjechać niemal w każdej chwili.
20
- Schronienie? - zdziwiła się Hester.
- Mhm. W głębi serca jestem stworzeniem miejskim, lecz czasami hałas i zgiełk mogą zmęczyć nawet tak
zdeklarowanego mieszczucha jak ja. Z tym domem wiążą się miłe dla mnie wspomnienia; bardzo lubię jego spokój
i ciszę.
Hester znów popatrzyła na niego z zaskoczeniem. Jego usta okrasił uśmiech i panna Blayne pomyślała, że to
wcale nie takie trudne wyobrazić go sobie jako małego chłopca, który wspina się na drzewa otaczające dwór albo
pływa w jeziorze, które połyskiwało w oddali.
Gospodyni, pani Pym, zaprowadziła Hester i pannę Larkin do pokoi gościnnych, które także wyglądały, jakby
tylko czekały na przyjęcie gości. W pokoju Hester na palisandrowej komodzie stał wazon świeżych kwiatów, a na
uroczej toaletce, naprzeciw której wisiało lustro, leżały przeróżne szczotki i grzebienie.
- Jego lordowska mość przestrzega tu wiejskiego rozkładu dnia - powiedziała gospodyni, nalewając wody z
pięknego dzbana do miednicy; na jej twarzy malowała się dyskretna ciekawość. - Kolację podamy o szóstej, mniej
więcej za godzinę. Wcześniej pan hrabia spotyka się z gośćmi w zielonym salonie. Kiedy będą panie gotowe,
proszę zadzwonić, a ktoś przyjdzie i pokaże paniom drogę. - Uśmiechnęła się i ogarnąwszy pokój ostatnim
spojrzeniem, dygnęła i wyszła z szelestem krepowej sukni.
Niedobrze, pomyślała Hester zdejmując swój zwykły, codzienny szal. Powinnam była wziąć jakiś strój na
zmianę. Choć z drugiej strony, zreflektowała się ze śmiechem, w swej szafie nie miała nic, co odpowiednio okazale
prezentowałoby się w tej królewskiej sypialni. Wzruszywszy ramionami, zanurzyła dłonie w chłodnej wodzie -
oczywiście perfumowanej - i przemyła twarz, po czym skorzystała ze szczotek i grzebieni, by doprowadzić do ładu
włosy po niewygodach podróży. Ostrożnie włożyła czepek i kilka chwil pózniej szła już korytarzem za służącą, po
drodze zabierając Larkie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]